Nie tylko Polak potrafi, czyli rzecz o cudzołóstwie

Polujący na cudzym terenie muszą mieć się na baczności. I moim osobistym zdaniem to bardzo dobrze. Być może przynajmniej w dziedzinie aksjologii sprawiedliwość przestanie istnieć tylko jako hasło w słowniku… w dodatku wyrazów mocno obcych i archaicznych.

Pewna Pani w Seulu mocno przegięła w olimpijskich wręcz skokach w bok i sąd skazał ją na wypłacenie zdradzonemu mężowi odszkodowania w wysokości 50 milionów wonów, czyli równowartość ponad 40 tysięcy dolarów. I dobrze. Nie będzie medalu. Będzie za to kaszanka. I to nie w mięsnym spod lady.

Jak podały południowokoreańskie media, kobieta owa zmusiła partnera do małżeństwa, twierdząc, że spodziewa się jego dziecka. Gdy jednak okazało się, że typ urody noworodka zasadniczo odbiega od fizjonomii ojca, na co zaczęli zwracać uwagę przyjaciele domu, ten zbadał DNA swego domniemanego syna. I sprawa się rypła. Bo okazało się, że dzidzia nigdy nie powinna powiedzieć do niego tato. Nie ma jak przyjaciele domu.

Kobieta najpierw upierała się przy pierwotnej wersji, potem usiłowała bronić się, że dziecko być może zostało zamienione w szpitalu (niezłe niezłe). Ostatecznie przyznała, że potomek może być owocem gwałtu (to mnie powaliło), jednakże nie była w stanie przedstawić dowodów, by padła ofiarą przemocy.
Sąd więc orzekł, że nie równo zważona baba to kłamliwa bicz co jest głupia i ma wszy jak ruskie czołgi, zdradzony i oszukany mąż musi od niej dostać kasę, więc lala jeszcze długo nie kupi sobie nowej torebki a w dodatku sąd unieważnił ich małżeństwo, więc została na lodzie i to z bogu ducha winnym brzdącem.

Pomysłowa kobitka trzeba jej przyznać. Szkoda, że nie obrała wersji z obcymi i archiwum x. Przynajmniej byłoby o czym kręcić seriale.

Drogie panie (panowie też) – ja apeluję gorąco póki lateks nie jest towarem luksusowym – jak już zdradzacie to przynajmniej z głową… bo z dupą to każdy potrafi.

Bonus

Firmowe dialogi wucetowe

* Myślisz, że mam szanse na podwyżkę?
– Jeśli jesteś cycatą blondynką z nogami do szyi to jak najbardziej
* Hmmm… bezpruderyjną, zapomniałeś dodać
– Noo i atrakcyjną oczywiście
* Z dobrą znajomością francuskiego
– Nie dobrą tylko świetną, fluently hehehe
* I z zamiłowaniem do nadgodzin
– Oraz kserokopiarek
* Jak również przestrzeni międzybiurkowych
– Nie zapominaj o wyjątkowo niskich szufladach z dokumentacją
* I wyjątkowo krótkiej spódnicy
– Oraz dekolcie do pępka
* No i szpilki rzecz jasna
– Brak bielizny jest tak oczywisty, że chyba nie trzeba o nim wspominać
* No i wiek, najlepiej licealny
– Ale z pięcioletnią praktyką w biurze
* Ale z szefową
– Żadnych mężczyzn
* Najlepiej księgowa w zakonie żeńskim
– Hmmmmm
* Co?
– Chyba się nie uda
* No nie wiem właśnie
– Nie da rady
* Tak myślisz?
– Taki mało istotny szkopuł… jesteś facetem
* Hmmm… to chyba faktycznie z podwyżki nici

Rety! A to dopiero poniedziałek 😉

Mieżdunarodnyj Prazdnik Ziewajuszczich

Weekend mocno rozrywkowy. Tańce, hulanki i ogólnie pojęta swawola. Wczoraj na rowerze trenowałam nowe siniaki do całkiem pokażnej już kolekcji, którą pielęgnuję z uporem maniakalnego salowego. Z całkiem udanym skutkiem. Przybył nowy na goleniu. Ta regularna linia. Po prostu dzieło sztuki. A i czuję go całkiem nieźle. Podobnie jak kuper. Wszystko byłoby fajnie gdyby mi sie tak cholernie, strasznie, okropnie, wyjątkowo, szalenie, bardzo, najbardzieściej na świecie nie chciało spaaaaaaać. Dziś jest Międzynarodowy Dzień Ziewania, więc wszelkim pracom i czynnościom innym niż drapanie się po różnych częściach ciała i miarowe posapywanie z chrapaniem na przemian mówię stanowcze nie. Muszę tylko jeszcze znaleźć sposób by przekonać do tego Herr Czifa. Ale liczę na swój wdzięk i erudycję… a jak nie pomoże to zawsze mam młotek albo słoik musztardy saperskiej. Do wyboru. Posłuszeństwa odmawiają mi powieki, głowa jakaś ciężka i właśnie prawie pomieszałam sobie kawę przecudnej urody wieprzowym kabanosem. Nie ma jak eksperymenty smakowe. Dobrze, że już za parę godzin się obudzę. Może nie zdążę narobić do tego czasu nieodwracalnych szkód i innych głupstw. A jak zdążę to może przynajmniej nie będę o tym pamiętać…
Masaaaż. Królestwo za masaż.

Aaaaaaaaaaaaaaaaa
Jestem niestłumionym ziewem Bajki

Chichram się niezdrowo

W darmowej gazecie codzienniej o wdzięcznie i dumnie (nie wiedzieć czemu) brzmiącej nazwie Metro mister Kuba Wu (znany w światku artystycznym jako rzeźnik mentalny wszelkich talentów i cham jakich mało – przyp. autora) ma swoje okienko. Okienko jest na stronie drugiej i z reguły na ciekawy tytuł. Reszta też bywa zajmująca. Dziś z okienka wystaje ‚Lampą w głowę’. Zaintrygowało mnie to. Czytam.

Dotarł do mnie nowy numer mocno jajogłowego miesięcznika o świetlistej nazwie ‚Lampa’ (…) Oczarowała mnie odbiciem od cekinowej tandety wszechkultury. Pokazywaniem sztuki inaczej. Bez piór w dupie (…) W ‚Lampie’ zmartwił mnie poziom krajowej poezji. Wiersze w stylu ‚Przez cztery dni marynowałem schab, lecz ona tylko przyszła zabrać swoje rzeczy’.

Tu już ogarnął mnie kwik tyleż nagły co niepohamowany. Jednak podniosłam się z podłogi i czytam dalej.

Mogą oni, mogę i ja. Zostać poetą. Niech mnie ktoś odkryje i zbije fortunę…
O Andrzeju L: Biało-czerwone krawaty budzą nadzieję/ Europa się śmieje/ Solarium się grzeje…
O służbie zdrowia: Na czarnym rynku znów zdrożała nerka/ Lepiej było nam wszystkim/ Za Gierka.
O telewizji: Przyszedł Rywin do Michnika/ I wkręcił Rokitę/ Szymon Majewski odwalił ze śmiechu kitę/ Bo to był program ‚Mamy Cię’.
O Renacie B.: Pisała Renata maturę pisała/ Słabo poszło jej z polskiego/ Nie będzie podwyżek dla nauczycieli/ Mogli się nie czepiać.
O policji: Lubię grywać w kręgle/ Ale pomyliły mi się kule i ostatnio trafiłem do kostnicy/ Bo znalazłem dwie w odbytnicy.
O Michale W.: Czerwonowłosy poeta naucza miliony/ W towarzystwie żony/ O jednej to powiedział nawet głupia cipa/ Ale nie rozwinął tematu.
O Harrym P.: W czterdziestej części Harry’ego Pottera/ Harry umiera.
Zainteresowanych moim talentem odsyłam do diabła.

Idę zatem po Dantego 😉

Żę dobry, tu Maciorka… Ja chciałam się prosić

Madzix
Bike
Ja
nuu
Madzix
wymyśl krótką historię zawierającą 2 elementy: most i króliczka
czekam
Ja
yyy
ale o co chodzi?
Madzix
potem Ci wyjaśnię dlaczego
Ja
Króliczek szedł sobie przez most i nagle się zjebał. Potem się okazało, że to most się zawalił a jeszcze później… w psychiatryku, że to nie był Króliczek i żadnego mostu nie było tylko kaczka oberwała czerstwą bułą w stawie.
Ja
sorry – ale myślenie mam dziś off 😉
Madzix
rechocze
Ja
więc o co chodziło?
Madzix
bo wiesz most symbolizuje Twoje życie a króliczek miłość
i wszystko bajka jasne
Madzix
Ty jesteś psychiczna
Ja
to to ja wiem
ale po co to komu udowadniać
to wie każdy
Madzix
lepiej się czujesz?
Ja
niespecjalnie
a ty?
Madzix
niekoniecznie
Ja
czyli całkiem w pipkę 😉
Madzix
stringi mi się wbijają w dupsko
Ja
hyhyhy
to zdejm
i z gołym tyłkiem lataj
Madzix
dobry pomysł
Ja
i jaki wyglądowo uroczy
Madzix
taaa
pełnia księżyca na 2 nogach 😉

Madzix – ajlawju
Miłego weekendu 😉

Lale z Playboya czekają ciężkie czasy – rośnie silna konkurencja

Byłam u Siostrzycy. Kluska ma siedem tygodni, ma się dobrze a na imię jej Matylda. Tia. Leon Zawodowiec nie dałby jej rady. Bezzębne dziąsła niemowlęcia to najsilniejsza broń ludzkości. Jak bym komuś powiedziała, że ta malinka na przedramieniu to sprawka pani Kluski Ssąco-Trawiącej to stawiam w ciemno, że albo by się znacząco uśmiechnął albo znacząco zaśmiał albo znacząco zaśmiał i uśmiechnął. Tak właśnie bywa, jeśli zostanie się zaatakowanym przez dziecko, którego mama i ciotka oglądały za dużo horrorów. Mała ma też wiele innych ciekawych upodobań. Poza zasysaniem uwielbia się obnażać. Opakowana w pieluchę i śpiochy wierzga dopóty, dopóki nikt sie nie domyśli i jej z tego nie wyswobodzi. Z gołym tyłkiem czuje się bowiem najlepiej. Ekshibicjonistka rośnie jak nic. Przemilczę może po kim to ma ale dla ułatwienia dodam, że jak dotąd występuje znaczna zbieżność jeśli chodzi o wczesne doświadczenia życiowe.

😉

Barbarossa ma zły dzień a ja mam lenia, czyli wpływ telekomunikacji na rozwój osobniczy pawianów

Basi wyrzyna się ząb. Nie wiem po co bo ma w klawiaturze komplet. Całkiem solidny zresztą i mało zużyty. Nówka sztuka nieśmigana. Ona też nie wie. Ale się wyrzyna ten ząb. Jakby kto mu zapłacił. I boli. I mierzi. I przeszkadza. Właścicielka szczęki łazi na prochach jak żywa reklama programu dla narkomanów ‚Tydzień na działce’ i marudzi. Wczoraj dzwoniła do stomatologa. Chyba jej się nie spodobało.

– Niezłe terminy kurde! Na 28 czerwca najwcześniej. Przecież by mi zęby wypadły jak bym tyle czekała!

Dobrze, że odłożyła słuchawkę zanim powiedziała w dość oględny sposób co myśli o usługach stomatologicznych w naszej pracowniczej przychodni i gdzie sobie co poniektórzy wiertła powsadzać mają. Albowiem pani z rejestracji mogłyby zwiędnąć uszy.

Jakiś czas później obok naszego pokoju miała miejsce jakaś niesamowicie-istotna-dla-dziejów-ludzkości-i-firmy-naszej-ukochanej (miejsce na zwroty antypatriotyczne do klozetu) narada. Jak to w pracy. Łopenspejs (z wyjątkami) to i narady są gdzie popadnie. Jaka firma takie warunki. Pełna kultura… bakterii. Pogadanka owa, a raczej obecność żywych źródeł energii w pobliżu naszego pokojowego radioodbiornika, spowodował nieoczekiwane zakłócenia w postaci donośnych ‚prrr’ ‚prrr’ dobywających się z głośników. To też nie spodobało się Basi.

– Moglibyście tam nie stać?! Bo nam radio pryczy!

Strach pomyśleć co będzie jak jej na Starówce widoczność ograniczy Zygmuś od Wazów 😉

A ja dumam nad malarstwem iluzorycznym na ważnych-jak-nie-wiem-co papierach (za co pewnie ktoś mógłby mnie wsadzić do ciupy albo przynajmniej porządnie zbatożyć) i w przypływie lenistwa postępującego zadzwoniłam do kolegi. Wszak wszyscy w firmie mamy na biurkach osobiste telefony a po linii wewnętrznej można gadać za free. Nic w tym dziwnego w zasadzie by nie było, gdyby nie fakt, że kolega ów znajduje się w tym samym pokoju i dzieli mnie od niego zaledwie rzut słoikiem po musztardzie… i to bez zamachnięcia 😉

Ps. Zmierzyłam. To jakieś 2 metry.

Zachowaj serce dla kolegi… a dla mnie zostaw tylko biust

W sklepie na dole kupiłam wczoraj gazetę z gatunku szmatławców dla ogłupiałych żenszczin. Twórcy tego typu oczojebnie barwnej makulatury z reguły o kobietach mają pojęcie zielone jedynie i to też nie do końca. W ich mniemaniu baby albo są w nosie albo istnieją tylko po to, by dobrze kompononować się na tle sprzętu AGD i ewentualnie z wypiekami na twarzy (oraz w piekarniku) śledzić zagmatwane losy Konczity Fernandez von Gryzelda w ośmiotysięcznym dwudziestym piątym odcinku serialu ‚De jak dupa’ jak również gorące ploteczki z życia bardziej lub mniej podrzędnych gwiazd i gwiazdeczek. Tyłek Bradleya widziałam już w tylu odsłonach, że robi się mocno oklepany niczym tygodniowa polędwica w mięsnym. No i kupiłam takie cuś. Normalnie pomyślałabym sobie, że chyba jebło mnie takie wielkie pudło albo się zatrułam jakimś metanolem i mi na wzrok tudzież organ dowodzący padło. Słabo dowodzący dziś nawiasem mówiąc. Ale nic z tych rzeczy. W owym koszmarku prasowym reklamującym się podtutyłem ‚Światowe życie’ (tytułu wymieniać nie będę) i inne sranie w banię była bowiem płyta PUDELSÓW a mi ostatnio po głowie mocno konkretnie chodzi ‚Tango libido’ i takie tam. No i kupiłam. I mam. I dobrze mi. I chodzę. I słucham. I w autobusie sobie nuciłam ‚ona by chciała do trójkąta… ona by chciała jeszcze raz’ aż się starsza pani z mordem w oczach i pogardą w ustach śpiesznie przeżegnała.
Zazdrośnica jedna 😉

Ps. Byłam w teatrze na sztuce, której tytułu nie potrafię wymówić. Chyba powinnam jeść mniej lizaków.

Pss. Sikanie do pisuaru lubię. Jestem zboczona jak nic.

Psss. Hormon jakiś mnie nosi. Absokurwalutnie zażyć brom!

Miłego dnia