Tomografia żuchwy.
Przyjemny gabinet, stado różnych urządzeń, które buczą, szumią i robią ping!
Pani Radiolog od progu pyta mnie czy jestem w ciąży, dopiero potem prosi o skierowanie i nazwisko.
Nazwiska! Adresy! Kontakty!
W ciąży akurat wyjątkowo szczęśliwie nie jestem, skierowanie podaję, takoż nazwisko.
– Proszę zdjąć okulary, biżuterię, kolczyki, łańcuszki, protezy, wszystko co metalowe – odzywa się do mnie głosem zza grobu kanciapa, w której zniknęła ze skierowaniem miła Pani.
W żuchwie mam metal ale to na stałe, nie wyjmę. Miła Pani przyjmuje to ze spokojem.
– To proszę mi to jeszcze szybko wypełnić – wystawia z kanciapy kartkę.
Wyjmuję okulary z torebki, zakładam, wypełniam.
– Ale mówiłam żeby okulary zdjąć! – grzmi Pani, która zdążyła już wyjść z kanciapy i patrzy na mnie z naganą.
– Przy minus cztery i pół bez okularów mogłabym co najwyżej zlokalizować kartkę – wyjaśniam uprzejmie.
– Acha, no tak.
No tak. Bezokularnik okularnika nie zrozumie.
Staję przy największej maszynie i kładę brodę na wskazanej podkładce. Pani układa sobie moją twarz i szczękę dowolnie jak tam jej akurat pasuje. Jestem dzielna i nie warczę. Nic a nic.
Za chwilę było już po wszystkim. Ale łatwo nie było 😉
W momencie gdy Pani Radiolog powiedziała „teraz przez minutę proszę oddychać spokojnie, nie poruszać się i nie przełykać śliny”, natentychmiast wszystkie moje ślinianki podjęły wzmożoną pracę, oblazły mnie wściekle łaskoczące mrówki i przypomniałam sobie wszystkie ataki astmy w historii ludzkości.
Boże prowadź, byle do baru!