jeszcze żyję, buziaki…
Miesiąc: Marzec 2005
Marzenia lekko ściętej jajecznicy
Wyobrażam sobie, że po ciężkim tygodniu spędzonym głównie w pracy i na próbach (bo wkrótce koncert i trzeba ostry zasuw uskuteczniać) w piątek idę sobie wieczorem (po pyszniutkiej pizzy wciągniętej na Barskiej i jeszcze pyszniejszej kawie z arabskiej restauracji zaraz obok Filharmonii, w której byłam raz jeden jedyny i od tamtej pory tęsknię) na ENEMEF z ‚Żywotem Briana wg Monthy Pythona’, ‚Nikotyną’, ‚Kawą i papierosami’ oraz ‚Czarnym kotem i białym kotem’ gdzie pożeram popcorn i żelki wypijając morze red-bulla i pomarańczowej fanty. Potem wychodzę, wsiadam w pociąg do Katowic i przesypiając podróż co by siły zregenerować zjawiam się w samym sercu miasta, by powitać gromkim ‚Juhu!’ kolejną upragnioną, wyczekaną, wytęsknioną, wyśpiewaną stuletnią chrypką i rozedrganą stukotem ciężkich podeszw METALMANIĘ. Znikam dla świata i kosmosu na 25 godzin, by potem zmęczona i szczęśliwa wytoczyć się na powierzchnię dnia, odwiedzić Justę z Niką i moich ukochanych Ślązaków pamiętnych z corocznego wakacjowania w Danowskich, w końcu po opowiedzeniu wszystkiego co do opowiedzenia, pośmianiu ze wszystkiego co zabawnego było i pobraniu w organ głównodowodzący stada pozdrowień dla znajomych i krewnych królika… wracam do Warszawy nocą ciemną a głuchą i usypiając ze zmęczenia w nocnym autobusie ciągle mam uśmiech na twarzy bo tak było bosko.
Niestety, że tak powiem kij bombki strzelił i może za rok taka konfiguracja się uda bo na razie to fundusz emerytalny mówi ‚nie ma bata’ a w portfelu po aptece i rachunkach głuchy Mordor naprzemiennie z halnym ale… pomarzyć zawsze można ;))
Wiosna zbliża się wielkimi krokami
Ale fajna zima! Ale fajna zima!
Aaaale mam dużo śniegu wszędzie. A najwięcej w butach i za kołnierzem. Śmiem przypuszczać, że to Grybów zatęsknił za swoimi ukochanymi chórzystami i postanowił wybrać się do stolicy. Ale i tak jest cudnie 😉 I nawet nie przeraża mnie fakt, że wieczorem jak wrócę do domu czeka mnie niezła akcja odśnieżanie bo Zdzich to już chyba drewna narąbie co by ciepła trochę z piecha wykrzesać przed nocą.
Co prawda do pracy docierałam jakoś wybitnie długo bo zima jak zwykle od czterech lat w początkach marca zaskoczyła drogowców i po szosach przez białe morze zasp mknęły z zawrotną prędkością 12 km/h różnej maści pojazdy prowadzone przez różnego stopnia cierpliwością obdarzonych kierowców i ich marudzących pasażerów.
I co prawda zdołałam pół kryminału przeczytać w autobusie zanim ulica Nowy Świat mnie powitała gościnnymi ramionami ośnieżonych kamienic. I co prawda błocko się burawe z tego bieluśkiego śniegu co pada non stop od wczoraj wieczór robi w try miga na chodnikach i tonie się w nim już po łydek połowę. I co prawda sygnalizacja świetlna lubi sobie nie działać albo sie blokować akurat jak na drogach są tak wybitnie mało sprzyjające podróżom wszelakim warunki a wszyscy się gdzieś wybitnie akurat spieszą bo z całym prawdopodobieństwem są już przez te opady i zaspy mocno do pracy spóźnieni. I co prawda to chyba tylko ja z okolicznych wariatów wystawiałam twarz płatkom śniegu na cel i czekając na zielonego ludzika co się miejscem z czerwonym zamieni czekałam z wywalonym językiem aż się niebo ze mną przywita z okazji poniedziałku.
Ale za to jak ślicznie jest na dworze gdy się patrzy na równiutką wartwę bieli na dachach domów i samochodów, na czapkach i beretach, na drzewach i przystankach, na policzkach i na rzęsach. I jak by się chciało ulepić jakiegoś bałwana w parku Szczęśliwickim jak co zimę w czasach studenckich i ptaki karmić bułką z tej piekarni gdzie zawsze mają ciepłe, pachnące pieczywo. I jak bardzo bym się potem chciała napić gorącego kakao w barze mlecznym. I jak mi się straaaaasznie nie chciało przyjść do pracy. Poszłabym na wagary 😉
Ktoś chętny?
Idzie niebo ciemną nocką…
Ostatnio nie sypiam zbyt wiele. I to ostatnio to mi się tak na miesiące przeciąga. Bywa różnie, czasem sześć czasem pięć godzin… ale wczoraj to już ewidentnie przesadziłam. Znaczy właściwie nie wczoraj a dzisiaj. Spałam trzy godziny. No. To teraz padam na pysk z szybkością światła. I z całą stanowczością nie pochwalam takiego trybu życia. Ale co zrobić jak się chce to wszystko jakoś w dobie poupychać. I nie ma, że boli bo albo rybki albo akwarium a ja zawsze biorę zestaw.
Tryb dzień-noc-zgon przestawił mi się teraz do tego stopnia, że w zasadzie nie ma opcji żebym usnęła przed pierwszą w nocy. Druga to taka zwyczajowa pora. No i jeśli wstaję o siódmej to jeszcze nie jest tragicznie – dośpię w autobusie uwiesiwszy się na górnej rurce albo w tłoku na wysokim sąsiedzie. Gorzej jeśli tak jak dziś – wstaję o szóstej. Ziemia drży i rodzą się pioruny gdy ktoś mnie budzi o tak drastycznej porze. Mogę dotkliwie pogryźć. Ale jak widać śmiałków nie brakuje. Bo za godzinę snu rano mogę dać się w try miga posiekać i dać przyrządzić w potrawce. Byleby mi pozwolić jeszcze trochę poooospaaaać.
Mistrzynią jednak i tak jest Mamut, która technikę budzenia wysoce porannego opracowała do perfekcji. Mianowicie Mamut na wstępie wysyła w eter i przestrzeń kosmiczną serię dźwięków o wysoce nieziemskiej częstotliwości. Takie piski w stylu ‚wstaawaaj!’, ‚pobuuudka!’, ‚wstaaaaawaaaj!’. Śmiem przypuszczać, że ludzkie ucho w ogóle nie jest do nich przystosowane i to właśnie Mamut raczej jest odpowiedzialna za zagładę nietoperzy gdzieś na terenach MRU (Międzyrzecki Rejon Umocniony to może nie rzut beretem stąd ale jej echolokacja na pewno tam dociera) aczkolwiek ja po tylu latach pod jednym dachem odbieram to chyba telepatycznie.
No i sądzę, że za bardzo nie mam wyjścia. Jeśli bowiem nie zareaguję na te dźwięki, zaczyna się dziamgot kategoryczno-ostrzegawczy. ‚Wstawaj! Pali się’, albo ‚bo cię złożę razem z fotelem!’. A wtedy nie ma bata. Człek choćby sztywny i pod ziemią od miesiąca – wstanie żeby tylko tak strasznie nie świdrowało w mózg. Po wydobyciu serii bolesnych dla otoczenia dźwięków i osiągnięciu sukcesu – postawieniu trupa do pionu – Mamut zaczyna monolog, który już całkowicie niweczy wszelkie próby ponownego zaprzyjaźnienia się z Panem Morfeuszem i bezwstydnie wyuzdanego wpadnięcia mu w ramiona przy najbliższej nadarzającej się okazji.
Monolog zazwyczaj dotyczy najnowszych wiadomości z kraju i ze świata, pogody, mody, urody, siatek, szmatek, plotek etcetera. A że Mamut nie jest obdarzony subtelnym głosem skowronka, jej wysoki a donośny sopran unosi się w powietrzu i wypełnia każdy fragment nieświadomości, świadomości, nadświadomości i podświadomości. Pełen serwis. Chcąc nie chcąc musimy się przyoblec w rozumną minę i jakowyś tekstylny łach na grzbiet przywdziać i z miną pod tytułem ‚zabijam małe dziewczynki cążkami do skórek’ przeteleportować się do łazienki.
Przy czym Mamuta nie da się skrzyczeć ani dotkliwie pogryźć bo po pierwsze nie wypada, po drugie nawet bym nie chciała a po trzecie nawet bullterier skrzyżowany z lwem nie zaczynałby z nią, zwłaszcza zaś rankiem. W końcu po kimś się te geny ma 😉
Łażę więc taka zmarnowana i snuję się po firmie od tygodnia drastycznie niedospana, ziewam rozgłośnie i przeciagam się zdecydowanie zbyt często jak na nerwy kolegów z multimendiów, nie umiem znaleźć oczu i marzę o nowej ustawie wprowadzającej w życie obowiązkowe leżakowanie w każdym miejscu pracy. W trosce o zdrowie pracowników ofkurs. Dziś pomalowałam sobie nawet rzęsy… żeby wiedzieć, w którym miejscu powinnam znaleźć moje okno na świat i duszy zwierciadło. Hy hy. Dobre. To ja może nadmienię tylko, że z przyczyn absolutnie ode mnie niezależnych aczkolwiek zaaprobowanych z pełną premedytacją i dziką satysfakcją, chwilowo lustereczko jest w naprawie a na szybkach mam gustowne bambusowe rolety. Howgh.
Chrrrrrrr
Jak ciepły letni deszcz
Bajka
co ty robisz o 7 w pracy??
Ziuta
pracuję a ty?
Bajka
umieram
Ziuta
nie miałaś lepszego miejsca?
Bajka
to jest świetne
zaraz jak tu przychodzę to czuję, że sztywnieję
pewnie dlatego mamy tylu panów w firmie
Ziuta
nie ale serio co ty robisz o tej dzikiej porze w pracy?
Bajka
pielęgnuję swoje paranoje
Ziuta
i pracoholizm?
Bajka
dokładnie, przycinam wszelkie zielone pędy żeby się nie rozrósł zanadto
Ziuta
żebyś ty się nie rozrosła czasem z tych pielęgnacji
Bajka
nie ma szans – krzesło mam niewygodne
Ziuta
ty, to może weź się czymś rozerwij albo co
Bajka
niestety granaty zostawiłam dziś w tramwaju
ale za to układam właśnie kostrukcję z ołówków i spinaczy biurowych i też będzie miło
Ziuta
a z nudów to tworzysz jeśli można wiedzieć czy ta kreatywność z ciebie o poranku wyłazi?
Bajka
jak zasnę na dziobaka to walnę czołem w sterczące ołówki i odechce mi się drzemek, nie wcisnę nosem niczego czego za Chiny Ludowe nie powinnam, Hitler nie wyrzuci mnie z pracy i nie skończę na dworcu popijając w krzakach borygo
Ziuta
a jak zaśniesz na popielnicę?
Bajka
właśnie… muszę popracować nad czujnikiem dymu
Ziuta
znaczy?
Bajka
znaczy opcja ‚zraszanie’
Szok and szoł
Wyczytałam ostatnio coś co mnie z lekka poraziło. Zarówno głupotą i kompletnym brakiem perpektywicznego myślenia jak i egoizmem w formie wręcz najczystszej. Otóż u Wuja Sama za Wielką Wodą panuje brand nju trend. Jak większość idiotyczny. Chodzi o to moi mili aby teraz, po zejściu z modelek, do wieszaków upodobnić ciężarne Amerykanki.
Kobiety odchudzają się na potęgę nie bacząc na to, że ich stan jakby nieco uległ zmianie i teraz muszą myśleć (?!) nie tylko o sobie. Ja nie mówię, że dobre rezultaty daje folgowanie sobie we wszystkim i tycie 25 kg w ciąży (jak mój Mamut) bo potem koszmarnie i niewyobrażalnie ciężko jest powrócić do dawnej, albo choćby tylko zbliżonej do dawnej sylwetki. Wiem, bo się nasłuchałam.
Ale jak laska mówi: ‚to już 15 tydzień ciąży a ja przytyłam tylko 3 kg. brawo!’ i narzeka, że na nieszczęście nie cierpi na nudności to mi się normalnie coś w kieszeni otwiera i to bynajmniej nie jest notes.
Mało tego. Pani nazwiskiem Tupler, Żulia zresztą, prowadzi nawet specjalne zajęcia fitness dla ciężarówek co by w rozmiarze XS pozostały. Pod jej opieką równo tysiączek pań w stanie powszechnie uznawanym za błogosławiony ćwiczy na atlasie, podnosi ciężary, biega na bieżni a w weekendy 4 kilosy po Central Parku.
Z kolei niejaki pan psor Jaś Hopkins przeprowadził w Nju Jorku badania, z których wynika, że ponad połowa kobiet głodzi się przed zajściem w ciążę, by później nie przytyć a co druga decyduje się na cesarskie cięcie na początku ósmego miesiąca, by w ten sposób uniknąć przyrostu wagi.
I cóż z tego, że lekarze alarmują? One i tak robią swoje. Kobiety umierają z wykrwawienia gdy w 8 miesiącu ciąży wracają z joggingu bo są same w domu a ja jakoś nie potrafię ich pożałować. Bo dla mnie to czysta głupota i to głupota najgorszego kalibru bo robiąca krzywdę innym. Takie dzieci, jeśli już uda im się jakimś cudem przeżyć, już na starcie mają do bani – słabsza odporność, niższe IQ, gorsza pamięć, uszkodzenia słuchu, wzroku, łańcucha DNA… przecież to wpływa na całe pokolenia. Uszkodzenia genów są nieodwracalne. Coś o tym wiem.
Pewni ludzie nigdy nie powinni mieć dzieci. To pewne. A Amerykanów to mi już tylko żal, bo niby tacy wyzwoleni, tacy otwarci, kreatywni i wolni a okazują się zwyczajnymi ślepcami – niewolnikami jakiejś idiotycznej mody.
Zabawy w Boga zawsze odbijają się czkawką.
Wyniki sondy lutowej
function ResultWindow(my_win_param) { window.open(„http://www.sonda.pl/wait.php3″,”sondaplwin”,my_win_param); return false; }
SONDA
|
||||||||||||||
Luty
|
Wrrr
nie lubię, nie lubię, nie lubię jak blog mi się wiesza jak jaki desperat w pasiastej pidżamie i zamiast dodać nową kasuje dwie stare notki przy okazję tęż nową wywalając w kosmos niczym ongiś mnogije profiessiory Łajkę.
Admin! Do ciasnej kurtki! Nu pagadi!