Ostatni odcinek telenoweli nadamy w innym terminie

Ślubu nie będzie.
I nie zestarzejemy się razem jak to sobie obiecywaliśmy.
A Igor nie ma już Taty.
Będzie musiał się odzwyczaić.
Jak ja.

Jebło mnie takie wielkie pudło.

Tak, wiem – trochę idiotycznie wygląda ten wpis w sąsiedztwie poprzedniego… ale nie mam siły na żadne zmiany ustawień. Na nic.

Przez chwilę miałam w dłoniach szczęście.
Było miękkie, ciepłe i pachniało deszczem.

Przez chwilę.
Kilka miesięcy.
Nigdy w życiu tak się nie czułam.
Wyjątkowo.

Był rozwód… nie ma rozwodu…
Osiemnastego miała być rozprawa ale każdy pozew da się wycofać.

Nowy wraca do Żony.

Po tych dwóch latach zostawiła Innego, jest Jula i On chce spróbować.

Epilog, kurtyna, klucze na stole. Pyk.

I mam zrozumieć.
Tak. Staram się.
Tylko nie potrafię wstać z podłogi.
I przestać ryczeć.

Przez chwilę miałam w dłoniach szczęście…

Warto było.

O pozycjach, cycatych brunetkach i siekierach

Nie wiem jak się nazywam. Serio.
Jeśli ktoś byłby w stanie mi to uświadomić, zapraszam na maila.

No dobra, dość tych żartów.

Oczywiście jest czarownie, całymi dniami leżę w hamaku i opalam stopy… miedzi i uranu kurde.

Pierwszego dnia w pracy nauczyłam się obsługiwać ekspres do kawy i poznałam całą masę innych rzeczy, którymi naturalnie nie zaprzątnęłam sobie głowy zbyt wnikliwie. Potem ekspres to mnie mógł cmoknąć w pompkę co najwyżej. Okazało się, że wzmiankowany już poprzednio pożar w burdelu to eufemizm. W rzeczywistości to katastrofa ekologiczna. Czasem to dosłownie czuję się jakbym jechała kabrioletem tuż za szambiarką. Ale luz, że tak powiem – na szczęście nie umiem pływać. Przynajmniej będzie szybko.

I nie chodzi o to, że to, co Tam robię jakieś wybitnie trudne jest. Raczej o fakt, że wściekam się gdy czegoś tak jak trzeba nie ogarniam, a przecież już powinnam. Bo tak. Dopiero później do głosu dochodzi nieśmiała refleksja, że w sumie to w czwartek minie dwa tygodnie. Dopiero.

Daję radę.

Śniło mi się, że usiłowałam wcisnąć sporych gabarytów łaciatej krowie tłumaczenie przysięgłe z hebrajskiego na suahili. Tysiąc stron. Na wczoraj oczywiście. I chciałam je dostać w formie reklamowych ulotek, które mogłabym radośnie rozrzucić z wysokości Mount Everestu. O taki miałam kaprys.

Ale ja przecież kocham pracować. I tylko czasem marzę o emeryturze.

Co przypomina mi, że ostatnio przy okazji ślubu Malinki i Jej wieczoru panieńskiego pozyskałam drogą szantażu Tajemniczą Listę Pytań.

Tajemnicza Lista Pytań tytułowych pytań miała od metra i jeszcze ciut a otrzymałam ją z poleceniem wypróbowania na sobie w tandemie z Nowym. Bo wzmiankowana Lista miała wersje dla obu stron. No i zrobiliśmy. Śmiesznie było bardzo bo pytania w stylu: Kiedy urodziny i imieniny obchodzą Twoi Teściowie? utwierdziły nas w przekonaniu, że jednak mamy wiele wspólnego – zwłaszcza w kwestii nic_nie_obchodzenia_i_mania_wiadomo_gdzie a niektórzy (nie chcę pokazywać palcem ale to nie o mnie się tu rozchodzi) to nawet nie wiedzą kiedy ich osobiści Rodzice świętują.

Bardzo mi się też podobało: kiedy pocałowaliście się po raz pierwszy i ulubiona pozycja seksualna partnera. Spore rozbieżności. Ale można się też wielu rzeczy dowiedzieć. Na przykład przy pytaniu: Jak dacie na imię Dziecku jeśli urodzi się chłopcem? prawie padłam gdy Nowy śmiało wyznał, że Patryk. Jaki Patryk?! Ja Ci dam Patryka! A w ogóle jakie Dzieci? Halo! Ja jeszcze jedno takie Młode mam na chodzie i z wieczystą gwarancją. Jakem serwis. Żadnych Dzieci.

No może jakieś jedno malutkie, kieszonkowe, za jakiś czas…

***

Przy okazji pisania tej notki spytałam zresztą pogrążonego w lekturze Nowego z niewinną miną antylopy gnu: A pamiętasz jak chciałeś dać na imię naszemu ewentualnemu Synowi?

Zaraz po tym padło: Czy chciałabyś mi o czymś powiedzieć??

Trzeba było widzieć Jego minę. Cud, że nie zakrztusił się powietrzem. No ale niby skąd miał biedak wiedzieć, że w celach czysto literackich pytam.

***

W ogóle śmiesznie było. Ulubiony film? Żadne z nas nie pamiętało, choć oboje byliśmy świadomi, że raczej nie „Wściekłe pięści węża 2”. Diametralnie różne od stanu obecnego mamy też typy kobiet/mężczyzn, które nam się dotychczas w życiu podobały. Nowemu oczywiście cycate brunetki. Ha haha hahaha. Za to bezbłędnie wyczuliśmy na jaki kolor pomalować ściany, choć nigdy wcześniej o tym nie rozmawialiśmy. Albo w jaki sposób najbardziej lubimy spędzać czas? Albo co jest największą zaletą partnera? Oboje zgodnie napisaliśmy, że mądrość.

W sumie głupio było mi napisać: zmywa.

Najzabawniej jednak było gdy doszliśmy do pytania: Jak wyobrażamy sobie siebie razem za 50 lat? Ja odpowiedziałam z siekierą w plecach Nowy też coś w stylu, że jak się nie pozabijamy to wyobraźnia padnie z wrażenia. A prawda jest taka, że będziemy stetryczałymi cynikami chowającymi się przed wnukami w szopie i pijącymi wino prosto z butelki. Zaraz po udanym seksie. A reszcie świata każemy oczywiście spadać na drzewo. Radośnie i z przytupem.

A Wy jak wyobrażacie sobie siebie samych za 50 lat?

Łatwo_wzruszalność

Dzień Ojca.

Przy okazji popołudniowo-piątkowego odbierania Lokatora ze Żłobka, Nowy dostał laurkę. Pokazał mi dopiero po godzinie. Wyjął z kieszeni koszuli. Mały zielony samochodzik z papieru. Naklejone krzywo szybki z kolorowego papieru i odciski palców. Małe, tłuste plamki. W środku karteczka, że kocham Cię, Tato.

Potem schował jak cenny skarb. Laurka zawisła w domu na korkowej tablicy. Obok rysunków i zdjęć małej Juli. A mnie bardzo długo trzęsły się w wannie ramiona. Z tego co dobre.

———————

Padam, padam.

Film w kinie o życiu Édith Giovanny Gassion. Zwanej wróbelkiem. Piaf. Brzydula, nawet nie tyle ciekawa co magnetyczna, bo magnetyzmu odmówić jej nie sposób. I piękne dłonie. I piękne zdjęcia. I piękna muzyka. I życie też piękne, choć najsmutniejsze z tych, jakie poznałam. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak płakałam. I nie pamiętam kiedy tak zmienił się mój odbiór zwykłej francuskiej piosenki z dawnych lat. Nigdy nie byłam szczególnym fanatykiem tego głosu. Ale teraz chyba właśnie zaczynam. Z taką charyzmą i po takich przejściach na koniec faktycznie można już tylko powiedzieć jedno.

Niczego nie żałuję.

———————

Gabriela Kulka.

Będzie płyta. Dwie nawet. W sklepie, normalnie, jak się należało. Była muzyka. Wspaniała, hipnotyzująca, wyjątkowa. Bo głos Kulka ma, że dreszcze na karku to mało. I potrafi z nim zrobić wszystko. Zaczarować najbardziej. Jest wrażenie. Że najmilsza i najskromniejsza gdy prosiła w esemesie byśmy zostali po koncercie i dziękowała, choć to My najmocniej podziękować chcieliśmy. I że oto właśnie rodzi się prawdziwa kariera a my patrzymy na to wszystko jak na rosnące Dziecko. Nie jak efemeryda, co zniknie gdy skończy się sezon. Dziecko, którego skoków w dal jesteśmy pewni. W tym konkretnym przypadku sława to tylko kwestia czasu. I bardzo się wzruszam gdy z koncertu na koncert sale robią się coraz bardziej tłoczne.

Zasługuje.

———————

Wzruszam się łatwo. Jak ta galaretka na wietrze, co to Alty o niej czasem pisze. I ulubia mnie w sobie piękne zdjęcie, dźwięk czy wyraz twarzy, gdy ktoś mi samymi oczami mówi: popatrz… to niesamowite.

Łatwo. I już. Tak mam.

Powrotność

Myślę, że niedziela to dobry dzień na Nową Notkę. Nowa Notka winna charakteryzować się tym, że podaje treści, o których Potencjalny Czytelnik nie wie, albo zapomniał, albo udaje. Bo na przykład nie do końca jest ciekaw ale z drugiej strony woli już to niż posępnie wiszące dwie plomby o wydźwięku katastroficzno-spektakularnym. No i jeszcze dobrze byłoby gdyby przynajmniej część z tych treści była ciekawa, albo przynajmniej istotna z punktu widzenia globalnego ocieplenia, głodu w Afryce tudzież pokoju na świecie.

Dlatego też Nowej Notki nie będzie. Będzie ta.

Po pierwsze Lokator dostał w Żłobku (czyli w miejscu, w którym jak wiele miliardów przecinków temu ustaliliśmy, Dzieci przerabia się na parówki) bardzo poważnie brzmiący Dyplom Ukończenia Grupy Drugiej. Grupa druga to Raczki. Nazwa taka ni w kasztan ni w parapet bo w grupie drugiej raczkują już chyba tylko Ciotki Etatowe gdy od czasu do czasu jakiś sporny resorak wyląduje w ciasnym, ciemnym i niedostępnym kącie. Wzięłam do ręki ten kawałek papieru i poczułam się jakbym oglądała pierwsze w życiu potwierdzenie, że Igorowski rośnie. Jakby mi nie wystarczyła komoda, w której coraz więcej rzeczy za_małych niż w_sam_raz albo fakt, że mój osobisty Syn wymienia obuwie częściej niż ja. Albo to, że gdy biega, często nie mogę już za Nim nadążyć.

Od września Igor idzie do Grupy Czwartej. W trzeciej byłby z miesiąc, więc ominie ją niejako z urzędu. I jeszcze nie wiem jak się czuję prawie mając Dziecko w przedostatniej grupie w Żłobku. Przecież pamiętam gdy zostawiłam Go tu po raz pierwszy. Dwa dni wcześniej skończył cztery miesiące.

Po drugie, w Nowej Pracy znają mnie już nie tylko z uwagi na fakt nie zabrania dowodu osobistego na podpisanie umowy, ale również z niezwykle zabawnego poczucia humoru… Bo Nowy odpisał mi na jednego z e-maili na tak zwaną Skrzynkę Ogólną. Czyli wszyscy przeczytali, że w zasadzie to jest fajnie ale co dzień jest jakaś akcja pod tytułem Pożar W Burdelu i do podrapania się w tyłek należy wtedy najmować przygodnie napotkanych turystów. I takie tam.

Miałam stres, nie powiem. Miałam taki stres, że marzyłam o katastrofie ekologicznej i możliwości schronienia się pod biurkiem na najbliższe dwa lata.

Na szczęście ludzie tam są bardziej wyluzowani niż sądziłam i teraz mam w informacjach zwrotnych jeszcze większą sympatię, bo dokładnie to samo wszyscy na początku czują ale jestem pierwsza, która odważyła się to ubrać w słowa. I jest fajnie. Serio serio.

Ale przez chwilę miałam coś z Indianina. I bynajmniej nie był to pióropusz, ani długie czarne uwłosienie, ani też gustowna siekierka u boku.

Po trzecie znów jestem Kobietą Bez Włosów. Reakcja otoczenia jak zwykle powala na kolana. Już pomijam taką zwykłą Pocztę Polską, gdzie wszyscy tak mocno udają, że się nie patrzą, iż podłoga czuje się zapewne najbardziej interesującym zjawiskiem w okolicy, albo żegnanie się na mój widok staruszek pod kościołem. Nie czuję się w żaden sposób inna, dopóki nie wyjdę na ulicę. Bo w Firmie też spokój, cisza i same komplementy, że tak powinnam na stałe. Ale Pan W Tramwaju spowodował ostatnio atak śmiechu mój i pobliskich pasażerów.

Pan W Tramwaju, gdy już wsiadł i w rzeczonym środku komunikacji publicznej się znalazł, rozejrzał się badawczo, zogniskował na mnie, zmarszczył poważnie czoło, skrzywił się i wykrzyknął w przestrzeń:

– Pederasta!

A po chwili dodał z mocą…

– I jeszcze w sukience!

Dobrze, że nie oberwało mi się od pedofili i innych zboczeńców albowiem na moich kolanach śmiało usadowiony Dzieć komentował w bardzo zabawny sposób i w sobie tylko znanym dialekcie mijane za oknem otoczenie. Czuję się jednakowoż bardzo źle gdyż moje piękne nowe kolczyki nie zostały zauważone. A były znacznie ciekawsze niż sukienka.

Doprawdy.

_______________________
Ps. Dziś o 20.00 w praskiej Wytwórni koncert Gaby Kulki. Wybieramy się a Wy? Szczegóły tutaj.

Jest super… w kej-ef-si

Bez bicia czy z… przyznaję, że mi się nie chciało.

Padłam wczoraj stylem dowolnym parokrotnie i w tej pozycji pozostawałam cały wieczór. Poza tym pieruńsko bolała mnie głowa i miałam nieziemską ochotę dokonać rytualnego mordu na przygodnie napotkanej staruszce. Nowy biedny był. I tyle.

W Nowej Pracy fajnie. Kocioł niezły co prawda ale trudno się dziwić, że jeszcze mam wytrzeszcz i to w zasadzie jedyne co mam. Bo pojęcia o większości Super Ważnych Spraw nawet zielonego jeszcze nie stwierdziłam. Za to mam fantastyczny zespół, więc everybody pomarańcze i będzie dobrze.

Trzymajcie co tam chcecie i możecie dalej.
Napiszę wieczorem.

Cmoki