Trudno wstać do pracy gdy ma się taki widok 🙂

Ale jednak trzeba.
Matka pracująca wymyka się zatem na paluszkach z pokoju, po drodze zbierając fanty typu torebka, bielizna, bluzka, spódnica, telefon służbowy. Jeśli czegoś zapomni, albo weźmie nie to, co akurat pasuje do stylizacji, ma do wyboru:
1. Wrócić i narazić się na radosny kwik wyspanej już Córki, która nie opuści jej na krok, by zrobić awanturę przy drzwiach, płakać tęsknie i drzeć szaty oraz się dziko przez godzinę za wyrodną matką.
2. Zmontować coś z dostępnych części garderoby ergo przestać się przejmować majtkami w kwiatki do białej spódnicy, czy bluzką, którą Mamut przyniósł do przerobienia.
Finalnie czasem wychodzi przedziwnie, gdy ktoś jej mówi, że fajnie wygląda a ona wie, że to wypadkowa czynników „leżało na wierzchu” oraz „miałam minutę na makijaż”. No i nie opuszcza domu przy wtórze ryków potępieńczych, czując się podle jako ta zła matka, która zostawia dzieci na środku oceanu i idzie machać nóżką oraz pić kawę w biurze.
Bo wiadomo, że praca w biurze to nie praca. Zdaniem Pani Zofii, która mieszka na rogu ulicy i wie wszystko o wszystkich, a nawet więcej, tylko praca fizyczna zasługuje na miano pracy. Cała reszta to tylko miganie się od domowych obowiązków i prawdziwych zajęć. A po tych biurach to już w ogóle plotki, degrengolada oraz zgnilizna moralna z elementami sodomii.
Jadę zatem do tego siedliska zła.
Dziś ostatni dzień miesiąca, prognozuję zatem fejsik, seriale, zakupy on-line i może jakieś faktury jak już naprawdę z nudów zawyje mi nawet klawiatura.