Dzieci to sport ekstremalny i sprawdzian z opanowania.
Dziś od piątej przez godzinę pląsałam po pokoju w podskokach, niczym rączy i nieco hospitalizowany Masaj. Nie pytajcie. Lena usypia w przedziwnych warunkach, na wertepach, przy zmywarce, odkurzaczu, w dostawczym samochodzie, na dywanie pomiędzy klockami i kolejką, ale NIE w swoim łóżeczku. Łóżeczko jest banalne, spokojne, nic się w nim nie trzęsie i nie szumi, więc nudą wieje, a Ona jest dzieckiem z wyrzutem adrenaliny w miejscu odpowiedzialnym za miłość do umęczonych rodziców. Se ne da.
Gdy wreszcie hrabianka w łaskawości swej zasnęła i zamierzałam na pół godzinki jeszcze zakopać się w pościeli, Jan Bez Serca postanowił sprawdzić zasięg klaksoniku w swojej ukochanej książeczce o pojazdach. Zasięg klaksoniku był, jak można przypuszczać, wystarczający.
Radosna dwójka małoletnich w moim łóżku jeżdżąca po mnie traktorem i skacząca niczym na trampolinie, to stanowczo za wiele jak na jeden poranek.
Drogi Mikołaju, na gwiazdkę chciałabym dostać paralizator albo duży zapas prozacu. Niezobowiązującą willę z basenem na Bali również przyjmę, jeśli akurat zostanie Ci jakaś nadprogramowa i nie będziesz miał co z nią zrobić.
Chwilowo zatapiam się w kawie.
Nic nie wybudza tak, jak dziecko skaczące po Twoich włosach! 🙂 Coś o tym wiem;p ale żeby o 5!!?? 🙂 Stopery do uszu! 🙂 Ja w domu mam zapas, który z pewnością starczy do osiemnastki mojego najmłodszego potomka 🙂
PolubieniePolubienie