I'm only happy when it rains…

Śpiewała czas temu jakiś wokalistka Garbage i nie powiem… coś w tym jest, choć nie do końca oczywiście. Nie jestem szczęśliwa tylko podczas deszczu, ale też nie psuje mi on nastroju. Lubię spadające z nieba kropelki i nie przeszkadza mi brak parasola. Nie noszę bo nie lubię i już. Dziś od rana mokro. Ulice błyszczące od strug wody. Ludzie szarzy i rozmyci. Wszyscy gdzies biegną, pędzą, spieszą się, uciekają przed deszczem jakgdyby to był wirus Ebola, warczą na siebie i swoje deszczowe ubranka. A ja się uśmiecham… do wszystkich i wszystkiego. Na przekór tak po prostu. Dobrze mi. Nie przeszkadza mi melodyjne kap kap ani krople na rzęsach. Czytam sobie książkę, której tytuł widoczny na okładce przyprawił jakiegoś pana o zawrót głowy a jakąś panią o rumieniec. Wczoraj gdy stałam z Baśką w kolejce do kiosku i wzięła „Playboya”, to też pojawił się stosowny męski komentarz za plecami. Ciekawe swoją drogą, że Ci co tak najbardziej dziamgoczą i „gorszą się” jak na zawołanie, sami czytują to samo ilekroć tylko nadarzy się okazja 😉
Wracam więc do mojej miłej lektury i szemrzącego za oknem cudownie poetyckiego deszczu…

Kobieta pracująca szczytuje w każdy weekend…

Weekend spędziłam „szczytując”…

Tak na serio to powinnam napisać zczytując, bo o inwentaryzację chodzi, ale pierwsze zdanie wygląda tak ciekawie, że go nie zmienię 😉 Zostałam zaproszona do zaprzyjaźnionego Empiku na Nowym Świecie celem nocnego łażenia między półkami z tonami kurzu wymieszanego z makulaturą różnej maści by specjalną maszynką zwaną czytnikiem robić „pip”. Takie „pipanie” jakkolwiek niewinnie by brzmiało jest prawdziwą torturą dla uszu zwłaszcza o 4 nad ranem, gdy przychodzi kryzys i oczy robią malutkie, powieki ważą tyle co ja sama a wokół stado „pipaczy” współbrzmi jak malownicze grono Marsjan w nocnym napadzie na bibliotekę publiczną. Każdą zakurzoną książkę i książeczkę „trzeba” wziąć do umorusanej łapki i przeciągnąć po niej czytnikiem by wreszcie, usłyszawszy upragnione kolejne trylionowe „pip”, móc odłożyć ją grzecznie na półeczkę – dokładne w to samo miejsce. Oczywiście ułatwialiśmy sobie sprawę i jeśli identycznych książek było 50 zczytywaliśmy kod kreskowy tylko z jednej dopisując tylko liczbę pozostałych, ale to oczywiście było surowo zabronione. Tak czy inaczej co roku powtarzam sobie „nigdy więcej” po czym otwierając maila od Zbyszka (kierownik działu książki) widzę błagalne słowa i ulegam jak baba. Straszne. To znaczy są i miłe strony inwentaryzacji: dodatkowe pieniążki na koncie (80 złotych za nockę do łapki), sympatyczna atmosfera (bo nocą to zawsze ludzikom się głupawka załącza), integracja w pełni przy darmowym posiłku (jak zawsze coś ohydnego ale głodny zje wszystko) i ogólny melanż przy drukarce (nad ranem zawsze brzmi jak techno-party). Ale jeśli zestawić to ze zmęczeniem, gdy po 10 godzinach nocnej harówki (łażenia, dźwigania, ton kurzu itp) wracamy do domu w niedzielny ranek i mijają nad kościelne rodzinki a nam w głowach tylko „pip” „pip”, które nie opuszcza nas do końca dnia (nawet po pięciogodzinnej drzemce) to doprawdy jestm masochistką i powinnam przybrać imię w stylu Regina Krwawa Wyżymaczka albo Zyta Walcząca z Biczami. Tak czy inaczej Zbyszek pożegnał mnie cudowną wiadomością o kolejnej inwentaryzacji za tydzień – tym razem muzyka – cudowna kombinacja zakurzonego plastiku i metalowych półek. Według jakichśtam statystyk kobieta pracująca szczytuje w każdy weekend… A gdzieś tam na końcu drobnym druczkiem powinno być, że dlatego, ponieważ w ciągu tygodnia wraca do domu zbyt zmęczona, by móc szczytować częściej. Dobrze, że to nie o mnie mowa. A pamiętam, że kiedyś miałam za złe Mamutowi, bo bezczelnie twierdził, że ze mnie kobieta pracująca jak z Niej baletnica 😉

TELEDURNIEJ

Redaktor – W dzisiejszym teleturnieju będziemy odpowiadać z tematu: Historia wszechświata.
Gracz – Przepraszam, mogłaby pani powtórzyć pytanie?
Redaktor – Ale ja nie jestem panią.
Gracz – Przepraszam, nie wiedziałem.
Redaktor – Zacznijmy od losowania pytań. Którą kopertę pan wybiera?
Gracz – Pierwszą.
Redaktor – Dobrze. Ta koperta jest pana. Czy zamieni pan tę kopertę na 500 zł.?
Gracz – Nie.
Redaktor – 600 ?
Gracz – Mało.
Redaktor – 850?
Gracz – Nie.
Redaktor – 1000? To wszystko, co mam!
Gracz – Przykro mi, ale to za mało.
Redaktor – Dołożę do tego obrączkę.
Gracz – Nie.
Redaktor – I złoty łańcuszek.
Gracz – Zostaję przy kopercie.
Redaktor – Dam dodatkowo licencję pilota na prowadzenie helikoptera, co?
Gracz – Zostaję przy kopercie.
Redaktor – Co za uparty człowiek. Dobrze, dostanie pan ode mnie domek nad Morzem 350 m2, ocieplany z działką, ogrzewaniem i umeblowany. To jak?
Gracz – Uuu… Zostaję przy kopercie.
Redaktor – Proszę mi to wszystko oddać. Koperta jest pana. Proszę ją otworzyć i czytać razem ze mną pytania. Ma pan 10 sekund na odpowiedź na każde z pytań. „Co to jest kadaweryna?”
Gracz -Kadaweryna, inaczej pięciometylenodwuamina: (NH2) . (CH2)5 . NH2, jeden z produktów rozkładu gnilnego białek. Zalicza się do tzw. ptomain, czyli alkaloidów trupich, które możemy odnaleźć wśród trujących składników zwłok ludzkich. Można je otrzymać z aminokwasu lizyny. Działa silnie turjąco.
Redaktor – Powiedział pan wprawdzie zamiast trująco – turjąco, ale myślę, że możemy uznać tę odpowiedź. I drugie pytanie: „Pierwszego stycznia 1965 roku odbyło się noworoczne losowanie Totalizatora Sportowego. Proszę podać jakie wtedy padły numery?
Gracz – 5, 17, 29, 30, 45, i dyscyplina dodatkowa 1. Wygrała natomiast pani Jadwiga Lamia ze wsi Czersk, powiat Zamość. Zamieszkała tam od roku 1960 po śmierci męża.
Redaktor – Świetnie. Świetnie… I ostatnie pytanie. Proszę założyć słuchawki na uszy. Znany jest fakt, że Dżingis – Chan po jednej z wygranych bitew wziął lutnię i zagrał. Proszę odpowiedzieć jaki dźwięk i którym palcem.
Gracz – Ale ja nie słyszałem pytania.
Redaktor – Powtarzam więc: Czingis – Han po jednej z wygranych bitew wziął lutnię i zagrał. Proszę odpowiedzieć jaki dźwięk i którym palcem.
Gracz – Ja znowu nic nie słyszałem.
Redaktor – Proszę odpowiadać.
Gracz – (zastanawia się drapiąc po głowie) Aaaaa…
Redaktor – Niestety, to był dźwięk „E” i tym palcem ha, ha, ha… Przykro mi odpada pan z gry!

(G.Gurłacz i D.Gatniejewski)

Jak można…

Sześciolatkę z podwarszawskiej wsi rodzice trzymali w klatce… jak dzikie zwierzę… gorzej nawet…

„Marta była zamknięta w małej i dusznej komórce. Jedyne co miała, to stary, dziurawy koc.

Zatrzymano ojca dziecka, natomiast matka pozostaje na wolności – powiedział komisarz Piotr Olek z Komendy Stołecznej Policji.

Wyjaśnił, że matki nie można było zatrzymać, gdyż musi się opiekować pozostałą trójką dzieci.

Uwolniona dziewczynka została natychmiast przewieziona do szpitala. Jej stan jest dobry. Dziecko było zaniedbane i brudne, a na ciele miało liczne siniaki.

Ojciec dziewczynki tłumaczył wczoraj podczas zatrzymania, że trzyma córkę w klatce bo jest upośledzona i wymaga izolacji. Wstępne badania tego nie potwierdziły. W najbliższych godzinach dziewczynka zostanie poddana specjalistycznym badaniom.

IAR, jkl

A wydawałoby sie, że średniowieczne praktyki zakończyły swój żywot… Nie wiem co powiedzieć na takie okrucieństwo. Chyba tylko tyle, że niektórzy ludzie nigdy, przenigdy nie powinni mieć dzieci…

Bajka – mistrzem freedivingu

Tak tak drodzy moi. To nie pomyłka. Choć nie umiem pływać (jeszcze, ale się uczę i z zaufanych źródeł wiem, że nieźle mi idzie) zdobędę mistrzostwo jak nic. Jak na razie trenuję bezdech nader często w pracowniczych wucetach, porannych autobusach, wieczornych tramwajach, przejściach podziemnych i szpitalnych windach. Płuca będę miała niedługo jak Pamela wiec w razie czego czeka mnie filmowa kariera. Świat stoi przede mną otworem a ja tymczasem… pooddycham świeżym powietrzem, bo ostatnio czuję jakiś deficyt.

Przyjemnego dnia

Z ostatniej chwili

Szukam pracy… ta, którą posiadam widocznie odmóżdża, bo stwierdzono u mnie prawdopodobny brak tegoż organu, a ja nie lubię odpowiadać za cudze błędy i niedociągnięcia zatem planuję ją zmienić. Szacunek to nie tylko słowo w słowniku.

Miłego wieczoru

Kręcimy pornola

Nie ukrywam, że zdarza mi się oglądać filmy erotyczne, bo to i ciekawe i pouczające miejscami zjawisko ale lubię takie z klasą. Za pornolami z widoczną gołym okiem wątrobą i przyległościami nie przepadam. Niewiele osób odróżnia erotykę od pornografii a szkoda, bo wg mnie to nie kwestia widocznych lub ukrytych narządów płciowymi zwanych (jak w ustawie stoi) lecz problematyka ujęcia tematu i estetyki ukazanych zdjęć. Akty to czyste piękno ludzkiego ciała. „Pornole” zaś to „czyste” rżnięcie i to w niezbyt dobrym stylu. Śmieszą mnie nadgorliwi księża i parafialne dewotki utyskujący na ogólne moralne zepsucie społeczeństwa i dostępność pornografii (o erotyce pojęcia nie mają, więc wsadzają wszystko do jednego wora), która zatruwa serca i umysły młodego pokolenia. Swoją drogą skąd Oni wiedzą, że to takie zepsucie i rozkład powoduje skoro jest złe a złego Oni widzieć nie powinni. Widzą a jakże, bo te ukradkowe rumieńce wstydu i podniecenia gdy o „pornolach” i „świerszczykach” mowa, świadczą o tym, że mają pojęcie o tym, co krytykują. Ani to dobrze ani źle ale po co głośno mówić NIE skoro w nocy pod kołdrą szepcze się „grzeszne” TAK. Obłudy akurat w naszym pięknym kraju nie brakuje, więc wydaje mi się zbędnym dostarczać Jej nowych zasobów. Ale nie o tym chciałam. Dziś chciałam o tym, że dawno nie widziałam filmu erotycznego, wszędzie pełno golizny i seksu ale to nie to samo. Teraz kręci się tylko „porno i duszno”. Sceneria, dobór obsady i dialogi mnie po prostu powalają swym idiotyzmem skończonym. A może rozmowa jest już niepotrzebna, skoro widz nastawia się na z góry określone przez tytuł i okładkę widoki? Czy twórcy takich filmów wychodzą z założenia, że ktoś, kto to będzie oglądać, to półmózg w płatem czołowym orangutana i poza uch uch ach ach niczego mu już do szczęścia nie potrzeba? Możliwe. Przykładowy filmik (i to „wyższej” klasy) mógłby wyglądać bowiem następująco:

Biuro, późny wieczór. Sekretarka z widocznym „bufetem” została po godzinach w firmie z papierkową robotą (włosy długie, kurewsko-platynowy blond, makijaż pełen z widocznymi krwistoczerwonymi ustami mocno obrysowanymi ciemną konturówką, bufet się z żąkiecika przyciasnego wylewa a spódniczkę ma kusą jakby materii zbrakło, no i ofkurs do tego czerwone szpile). Nagle naszym oczom ukazują się Jej marzenia, gdy zasiadła zamyślona z ołówkiem w zębach. Oczywiście widzimy plażę z palmami a na tej plaży Ją tarzającą się w miłosnym uścisku z hojnie obdarzonym Afroamerykaninem. Zbliżenia, westchnienia, standard. Z marzeń wyuzdanej wielbicielki czekolady wracamy do biura gdzie nasza Panna udaje się z jakimś świstkiem w kierunku kserokopiarki. Oczywiście maszyneria jest na tyle spora żeby można było na niej seks uprawiać. Widocznie każda profesjonalna firma z sekretarkami o wyglądzie (nazwijmy to łagodnie) kurtyzan pragnie w ten sposób urozmaicić pracownikom spędzane w biurze nadgodziny. Jak tylko nasza sekretarka pojawia się przy ustrojstwie, zjawia się Pan z sąsiedniego działu, który również biedaczek tkwi do nocy późneji ciemnej w miejscu zatrudnienia i zupełnie przypadkiem (co za zbieg okoliczności) również musi coś skserować. Ukryty przekaz dla widza – najlepiej kopiuje się po zmroku i po godzinach pracy. Nawiązuje się dialog między naszymi bohaterami, który wygląda mniej więcej tak:
Ona – Tak późno a ja jeszcze muszę zrobić 1000 kopii tego – wskazuje na trzymaną w dłoni kartkę
On – Tak, niestety ja też mam tu coś do zrobienia – puszcza do Niej oczko
Ona – Papier sie skończył – zauważa bezradnie
On – Tak jest jeszcze sporo – wskazuje na podłogę, gdzie piętrzy się stos kartek.
Na tym się dialogi kończą.
Ona oczywiście się schyla wypinając w Jego stronę kształtny zadek. On oczywiście kładzie łapska na tym zadku i przyciąga Ją do siebie jednocześnie podciągając do góry jej spódniczkę. Ona oczywiście ma pończochy na pasie i brak majtek albo tak skąpe stringi, że trzeba rozewrzeć Jej pośladki by je zobaczyć. Oczywiście Ona nie protestuje bo jak widać lubi seksualne molestowanie i nie tylko a On również oczywiście pomaga Jej jak może załadowac papier do kserokopierki, a żę papieru nie potrafi to ładuje coś innego. Najpierw miłość francuska, On Jej, Ona Jemu, potem przechodzimy do meritum a na koniec analna niespodzianka a to wszystko z gnieceniem piersi niczym ciasta przy akompaniamencie ochów i achów, yes yes (lub ja ja w zależności od narodowości) i rozmaitych pomrukiwań, które brzmią niczym zapchany odkurzacz. W międzyczasie zjawia sie kolejny pan spragniony nocnego kserowania i nie czekając na zaproszenie ochoczo przyłącza się do kopulującej pary. Pani jest zachwycona i wyje w sztucznej jak diabli ekstazie miarowo podrygując a Panowie również wyglądają na zadowolonych, czego zwieńczeniem jest proteinowa maseczka na twarz sekretarki…

Jaki polot, jaka fabuła. Nie będę odradzać bo są tacy co to lubią i bardzo dobrze – musi być w przyrodzie urozmaicenie, ale osobiście krytykują, bo wolę nieco inne klimaty. Więcej akcji widziałam w podróżach Tony’ego Halika a z całej pięknej erotyki tu zostaje tylko niesmak. Bo i czym tu się zachwycać…

Tak naprawdę to jestem facetem… to wiele tłumaczy ;)

Pewnego dnia znienacka:

– Mamuuut? A Ty nie chciałaś mieć czasem trzeciej córeczki, żebym i ja miała się na kim powyżywać? – spytałam słodkim głosem kochającej córki, bo moja starsza siostra miała mnie a ja już zadanie miałam utrudnione, jako że na zwierzętach wyżywać się nie wypada
– Oj nie i całe szczęście – odparła moja zła matka, która nie potrafi docenić rozkoszy macierzyństwa
– A chłopczyka? – z nadzieją w głosie nie dawałam za wygraną
– Tym bardziej – żachnęła się Ona – dwie potworzyce mi w zupełności wystarczyły
– Chcesz powiedzieć, że zawsze byłyśmy takie złe i niedobre? – zadałam pytanie strategiczne
– Nie no nie zawsze – (ha! wiedziałam!) – czasem spałyście jeszcze – odrzekł na to mój niewdzięczny i wyrodny Mamut
– Nie mogło być aż tak źle – próbowałam dalej – A poza tym pamiętaj, że jaka matka taka córka
– Zawsze twierdziłam, że Wy miałyście być chłopcami tylko w administracji na górze się pomylili – walnęła Krycha posyłając wymowne spojrzenie w stronę Zdzicha

Co dziś pani Kaziu? Baleron czy wędzonka?

W sklepie na dole otwarto hucznie stoisko mięsno-wędliniarskie. Były hostessy z tacami szynki i kabanosów. Talerze w mig zapełniły się pustymi wykałaczkami a częstujące próbowały ocalić od zapomnienia smakowitości choć przez 5 minut. Sklepowe Baby były jednak silniejsze a ich trzewia wchłonęłyby nawet talerze gdyby nie uporczywe ręce dziewcząt. Zapach rozszedł się po wszystkich piętrach i szybami windy podróżował ku naszym nozdrzom. Skończyła się moda na odchudzanie i pseudowegetarianizm panująca niepodzielnie od wiosny (bo latem się trzeba będzie wbić w kostium kąpielowy) po jesień (bo trzeba jakoś trzymać linię po tym lecie). Zaczęło się wielkie żarcie. Pracownicza lodówka zapełniła się szynkami, baleronami, wędzonkami, polędwicami, boczkami, parówkami oraz kabanosami i posapując miarowo z dumą wydzielała smakowite zapaszki. Za czas jakiś znowu będzie wiała pustką i odorkiem zepsutego prowiantu ale tymczasem pokazywała radośnie brzuszne półeczki czekając na ciąg dalszy. Wszystkie torebki i torebusie, zawiniątka i zawiniąteczka szeleściły poprzypinanymi doń kolorowymi karteczkami z imieniem Pana nieświadome, że tak czy siak skończą marnie. Czerwieniły się świeżością jak na jabłoni jabłuszka i w głębokim poważaniu miały chłodziarkowych autochtonów. Co im po kefirku albo soczku skoro to One są tu najważniejsze, najbardziej oczekiwane i najsmakowitsze. Nie warto się nawet zadawać z homogenizowanym serkiem. Przecież On nawet nie ma torebki a ta Jego karteczka jakaś taka nieczytelna. Nie to co One – wędliny i kiełbasy – to jest prawdziwa arystokracja spożywcza. Mijały godziny. Głodne ręce wyciągały z lodówkowej otchłani torebki i torebusie, zawiniątka i zawiniąteczka. Odklejały pieczołowicie poprzylepiane kolorowe karteczki. Pytały strasznymi głosami „Co dziś Pani Kaziu? Baleron czy wędzonka?”. Szeleszczące i pachnące pakuneczki znikały jeden po drugim zanim zdązyły zzielenieć ze strachu żegnane w milczeniu przez serek, kefir i soczek. One stały tu już długo, zapomniane, z wyblakłymi, byle jak przyczepionymi karteczkami. Pracownicza lodówka sapnęła z wysiłkiem „Zostaliśmy sami” i zagrała spoconym agregatem jakiś jazzowy standard…

Z listów motywacyjnych…

Zachowano oryginalną stylistykę i gramatykę.

– Prośbę swa motywuje tym, ze nazywam się Joanna Kowalska.

– Pan opisuje szereg prowadzonych przez siebie, różnego rodzaju działalności gospodarczych. Po czym list motywacyjny kończy zdaniem: „Jak Państwo widzicie mam duże doświadczenie w kręceniu własnym interesem”.

– Pisze, ponieważ żadnego zaproszenia na rozmowę nie otrzymałam. Gwarantuje, ze na pewno bym się wstawiła, gdyż bardzo zależy mi na pracy.

– Dowiedziałem się, ze jeden z waszych pracowników został zwolniony, a drugi złamał rękę. Proszę, dajcie mi szanse.

– Jestem dyspozycyjna w stosunku do pracy na zmiany w ilości godzin nieograniczonych.

– W czasie prowadzenia działalności pracowałem w firmie, która zajmowała się przebudowa i organizacja targowiska miejskiego w Żarach. W firmie tej zajmowałem się przebudowa targowiska i organizacja handlowa.

– Dzięki hipermarketowi … mogłabym normalnie żyć, bo wiadomo bez procy to nie życie.

– Mogę Państwa zapewnić, iż chęć podjęcia pracy jest tak silny, ze chciałabym dostać odpowiedz.

– Moja konstrukcja psychiczna sprawia, ze potrafię z powodzeniem wykonywać powierzone zadania w warunkach stresu i presji.

– Merytoryczne zasoby wiedzy wynikające ze zdywersyfikowanych kierunków wykształcenia oraz praktyczne doświadczenia z ponad dwudziestoletniego stażu pracy na zróżnicowanych stanowiskach upoważniają i predyscynuja mnie do ubiegania się o w/w stanowisko.

– Sadze, ze moje doświadczenia zawodowe (…) wynikające z: (…) [zdanie 11-krotnie złożone, zajmujące 17 wierszy] (…) oraz zdobyte na ww. drodze umiejętności dadzą się również przeląc na inny charakter obowiązków służbowych w Waszej firmie.

– Mogę zamieszkać w miejscu pracy.

– Prawo jazdy A i B posiadam od 1969 roku prowadzę od 1969 samochody średnio do 900 cm motocykle i rowery jak przypadnie.

– List motywacyjny: Staż pracy 35 lat + mgr daje mi możność dobrej roboty za dobra place.

– (Z rozmowy telefonicznej) „Dzwonie w imieniu syna. Chce podjąć prace, ale nie ma doświadczenia, bo to absolwent. Taki świeży łeb do ukształtowania.”

– Preferencje dołączę na życzenie.

– (Z życiorysu, sekcja „Praktyki zawodowe”) (…) – praktyka we własnej fikcyjnej firmie zakończona ocena bardzo dobra.

– Uważam, ze jestem osoba interpersonalna.

– Moja osoba skłonna jest zaakceptować każdy przez Państwa proponowany etat.

– Nie będę Państwu opisywał moich osiągnięć (…). Nie będę również pisał Państwu o bzdurach, które znajdują się we wzorach listów motywacyjnych.

– Ukształciłam się i ukończyłam Szkole w (…) Chojnicach.

– (POCZĄTEK OFERTY) Mam 38 lat, mieszkam w Słupsku, koło budowy Marketu. Jestem młoda, zdrowa, dyspozycyjna mogę podjąć prace w każdej chwili w karzdym charakterze. Prośże o przyjęcie do pracy jestem zdrowa dyspozycyjna i niezależna. (KONIEC OFERTY)

– Zwracam się z prośba o przyjęcie mnie do pracy w charakterze pracownika fizycznego, lub ochrony mienia.

– Z życiorysu: „Potem byłam na zasiłku dla bezrobotnych, gdzie pracowałam na umowę zlecenie”.

– Z wielka przyjemnością dostarczę dodatkowych informacji, jeśli moje doświadczenie i kwalifikacje będą odpowiadać Waszej firmie.

– Z życiorysu zawodowego: „Nazwa zakładu pracy: Zakład Ubezpieczeń
Społecznych, stanowisko: rencista”.

– Prośbę swa motywuje tym, iż mam już kilkumiesięczne doświadczenie w pracy w handlu spożywczym, które zdobyłem pracując w dyskoncie spożywczym „Biedronka”, gdzie aktualnie jestem zatrudniony. Jak już wyżej wspomniałem, aktualnie jestem zarudniony w dyskoncie spożywczym „Biedronka”.

– Uprzejmie proszę o przyjęcie mnie do pracy w Hipermarkecie w Lubinie. Prośbę swa motywuje tym, iż w chwili obecnej jestem zarejestrowana w Rejonowym Urzędzie Pracy jako bezrobotna.

– Moje wady: nie znoszę niechlujstwa, kłamstwa, zbytnia spostrzegawczość.

– Ze swojej strony oprócz młodego wieku i wysokiej kultury osobistej gwarantuje duża aktywność i kreatywność oraz pracowitość i dokładność jak i dyspozycyjność.

– Ja, wyżej wymieniony zwracam się z prozbom do waszej Firmy O przyjęcie mnie do pracy jako robotnik Fizyczny. Ponieważ zakład został rozwiązany jestem bez robotny. Proszę o przechylne załatwienie mojej prozby. Przepracowałem 27 lat.

– Obiecuje, ze będę pracować wydajnie i sumiennie.

– Podejmę każda prace w godz. 6-14 lub 7-15.

– Moje wykształcenie jest zawodowe.

– Chciałabym bardzo podjąć prace. Najlepiej, żeby to było w Legnicy, ale jeżeli będzie w Lubinie to nieszkodzi.

– Proszę o pozytywne rozpaczenie mojego podania.

– W 1991 roku ożeniłem się i założyłem rodzinę, gdzie mam dwie córki.

– Na chwile obecna posiadam 21 lat.

– Pracowałem w Realu rok czasu, gdzie skusiło Mnie wyjechać do Niemiec do pracy.

– Przedstawiam Państwu swoja kandydaturę nadmieniając, iż posiadam dużą wiedze na temat kosmetyki pielęgnacyjnej i kolorowej ciała.

– Kochani, bardzo was uprzejmie proszę, odpiszcie czy mam szanse.

– Jestem 52 letnim mężczyzną o naprawdę młodym poczuciu i wyglądzie.

– Zwracam się z serdeczna prośba o zatrudnienie mnie.

– Wiem doskonale, ze teraz jest ciężko z praca, a na dobra robotę trzeba mieć dobre wykształcenie.

– Jestem osobom solidnie wykonujacom powierzona prace.

– Podczas wykonywania obowiązków pełnomocnika zdobyłam wiedze z zakresu ekonomii umożliwiającą samodzielne prowadzenie malej księgowości i jazdę samochodem.

Nadesłał Dżejkob