Dwie panie w łóżku nie licząc dziewczynki.
Późnowieczorne czwartki bywają monotonne, bez polotu i finezji. Chyba, że nie. Bo na przykład ten nie był. Nudzie powiedzieliśmy precz. Dwa telefony, trzy smsy i już w moim łóżku wylądowały dwie kobiety, w tym jedna nieznajoma i mocno nieletnia. Tą letnią i znajomą była Lojcia, która dopiero co dramatycznie pokłóciła się na okęciu z samolotem, że nie chciał Jej zabrać do Grecji, więc została na środku lotniska bez warszawskich znajomych i bez pomysłu na nocleg, za to z tą mocno nieletnią Córką na ręku, w wózku oraz bagażu – opcjonalnie. Numerów zastrzeżonych z reguły nie odbieram, bo tak mam i już. Tym razem coś mnie tknęło i odebrałam – dobrze się stało. W pół godziny później dziewczyny były już bezpieczne i przynajmniej z jednym zmarwieniem na maminej głowie mniej. Simela urokliwa niezmiernie. Cieszę się, że mogłam pomóc, bo sama świadomość sytuacji do tej chwili wywołuje we mnie dreszcze. Całkowicie obce miasto, małe Dziecko i perspektywa nocy nie_wiadomo_gdzie naprawdę do mnie przemawiają. A dodatkowo mną trzęsie na myśl, że chyba tylko u nas pracownik linii lotniczych może zwyczajnie przez pomyłkę skasować czyjąś rezerwację i nawet nie zainteresować się sytuacją dotychczasowego właściciela tejże. Szkoda gadać. Jakby co polecam się na przyszłość.
Byliśmy na Offie.
To takie prawdziwe hasło-walizka, które jest czytelne tylko dla mnie i nielicznych obecnych zainteresowanych, więc wypadałoby rozpakować. W piątek po pracy porwałam Lokatora i w towarzystwie Haluty oraz tabuna młodzieży, rozochoconych poborowych, powracających do domów umęczonych tygodniem i kolejowym towarzystwem obywateli udałyśmy się do Mysłowic. Tamże czekała już na nas Ciotka Wiolonczela z co najmniej dwojgiem swoich własnych osobistych przyjaciół, ponadto z dwojgiem kotów płci męskiej, wysprzątanym mieszkaniem i niczego nieświadomymi sąsiadami w liczbie mocno mnogiej. W Mysłowicach czekał na nas również festiwal Off, na który mieliśmy wszyscy potężną chrapkę muzyczno-przyrodniczo-przygodową, ale koniec końców po przyjeździe ja padłam na pysk style dowolnym, Haluta wykonała kilka piruetów, podwójnego Tulupa i posżła w moje ślady a Młody padł jakby w międzyczasie i stanie spoczynku pozostał do rana. Wczesnego niestety rana. Koty, sąsiedzi oraz mieszkanie zapewne założyliby fanklub, ale im nie wypada albo nie mają czasu. Pikanterii całej sytuacji może również dodać fakt przyjazdu nazajutrz lokatorskiej narzeczonej – Zoji z Rodzicami, lublińskimi opowieściami i przedchorwackimi nadziejami na udane wakacje*. Off się nas nie doczekał bo aura nie sprzyjała (zimno, wietrznie i deszczowo, czyli potencjalnie u Młodego gil do pasa i rzężące w duecie oskrzela) a z błota we włosach wyrosłam jakoś kilka lat temu. Chyba niestety coraz bardziej zauważam fakt, że jakoś się nie wiedzieć kiedy postarzałam prócz aspektu fizycznego również od środka. Inne rzeczy są dla mnie ważne, inne mnie skutecznie zniechęcają i w ogóle czasem mam w poprzek. Rockandrollowa mamuśka rockandrollową mamuśką, a fakt chłodzenia cudzego tyłka do mnie nie przemawia. Swój to choćby i za chwilę mogę jak mnie co chwyci i przytrzyma, ale za cudzy bywam jednak odpowiedzialna. Napadliśmy za to na Ikeę i wracaliśmy do domu z plecakiem wypełnionym po sufit pluszakami. Bo tak. Mamy zielonego jamnika, hipopotama w kolorach, z których wymienię tylko pomarańczowy (bo do tego drugiego się nie przyznam przecież nigdy w życiu i będę obstawać, że zafarbował w praniu), niebieską żyrafą (dla Żyrafy), żółtym wielbłądem (do towarzystwa dla jamnika i hipopotama), dwoma cudnymi pojemnikami na zabawki i kilkoma innymi pierdołami.
* Wakacje nad Adriatykiem udane niezwykle o czym skwapliwie i wzdychając tęsknie do takichż donoszę, albowiem odbieram na bieżąco pochwalne smsy. Generalnie jest im dobrze a nawet jeszcze lepiej. Ech, ach i w ogóle.
Bezdzietność zbilansowana.
Nie_manie Dziecka przez cztery i pół dnia w tygodniu wbrew pozorom nie ma więcej plusów, niż minusów. Przewagi minusów też nie stwierdzono. Mało tego – śmiem twierdzić i to z mocą, że fakt chwilowej bezdzietności nijak nie równoważy plusów z minusami. Bo są tacy, co obstają przy pierwszym, są tacy, co przy drugim a jeszcze inni oznajmiają, że niesie to za sobą tyle samo wad co zalet. Moim zdaniem są to zjawiska zwyczajnie nieporównywalne. Ewentualnie niezwyczajnie porównywalne. Albowiem – w skrócie i grubasząc – plusominusy są zupełnie inne w każdym z nich i nijak nie da się tego odnieść do siebie wzajem. Bo z jednej strony pojawia się coś nowego, na przykład niczym nie ograniczony wieczorny czas wolny – który i tak spędzam całkowicie niezgodnie z niedawnymi postanowieniami, bo zwyczajnie leżę do góry masztem i chrapię w eter – o istnieniu czego dawno zapomniałam, ale z drugiej część myśli i tak jest na zupełnie innych torach, co z kolei ani nie boli, ani nie uwiera, ani nawet nie sprawia, że czuję się niewyraźnie. Bo fajnie jest być dla kogoś takim naj i widzieć zachwyt nawet gdy cała nasza aktywność ogranicza się do liczenia czerwonych samochodów na trasie szybkiego ruchu widocznej z okien autobusu.
Straciliśmy włosy.
Dziadkowie zasadzali się na lokatorskie loki już od dawna. Powstał chytry plan wzięcia Młodego do Fryzjera Damskiego Janeczki albo Saloniku U Doroty, okiełznania ewentualnych prób walki wręcz oraz wzgryz, zawinięcia delikwenta w stosowny do okoliczności kaftan, wygłuszenia i znieczulenia reszty otoczenia a następnie pozbycia się zbędnego uwłosienia w ułamku sekundy i spędzenia reszty dnia na tuleniu lamentów i liczeniu ofiar. Rozpisałam to na tak dramayczne etapy umyślnie, albowiem podczas pierwszej (i jak dotąd ostatniej) próby szturmu z tym wątłym żywopłotem na Panią Fryzjerkę (a może na odwrót), było w porządku do czasu wyciągnięcia płachty zwanej fartuchem. Lokator najwyraźniej w poprzednim wcieleniu był bykiem i kiepsko reaguje na płachty. Znaczy czas reakcji znakomity, natomiast chyba nie do końca o ten efekt nam chodziło. Bo uzyskaliśmy nagły atak decybeli i istny dramat w Andach. Drugiego podejścia Dziadkowie nie powzięli, skończyło się na chytrym planie. Mamut stwierdził, że nie ma sumienia, Zdzich, że ma dość i tak czy siak sprawa wróciła do mnie. Zadziałałam szybko. Postawiłam Młodego na stołku przed lustrem, wyjęłam maszynkę i oznajmiłam, że podłączę ustrojstwo do kontaktu, zacznie buczeć i zrobimy sobie zabawę w golenie owiec. Obecnie Syn występuje w wersji gustowny jeżyk i ma się znakomicie. Loczki były cudne ale ustaliliśmy, że mają taką właściwość, co to sprawia, że odrastają. Straciliśmy włosy a zyskaliśmy szalenie przystojnego faceta. Taki już chłopięcy chłopak, wcale nie cherubin Botticelli’ego. Podoba mi się.
Zyskaliśmy kotę.
Kota w założeniach miała być dziewczynką, ale nie jesteśmy tego tacy pewni, dlatego pomni kotki o wdzięcznym imieniu Stefan (której historię zapewnie pamiętają długodystansowi bywalcy radzieckiego termosu), pozwalamy sobie na pozostawanie w tymczasowej obserwacji, bo się jeszcze wahamy. Koty najwyraźniej mają problem z seksualnym samookreśleniem i manifestują potrzeby id niejednoznaczną płciowością. Tak by to powiedział Mister Freud. Ja powiem szczerze i prosto z mostu, że dam tej Kocie – względnie temu Kotu – święty spokój i nie będę zwierzu pod ogon zaglądać. Co będzie to będzie – ważne, że ma dom i chyba jest szczęśliwe. Rozgłaskane to to, rozmruczane, nie odstępuje mnie na krok ale nie nachalne. Lubimy się bo ja nie męczę i pozwalam przyjść wtedy, kiedy ma na to ochotę, a nie bo mi się zachciało, a futrzak odwzajemnia się ogólnym ułożeniem, savoir vivrem, niezaprzeczalnym wdziękiem oraz urokiem osobistym. No i nie straszny mu nawet nelson w wykonaniu Lokatora. Kota ma zadatki na prawdziwego leniwca aczkolwiek z charakterem.
Kota ma dwa miesiące. Mieszka z nami od czwartku i najchętniej zasiedla przestrzeń mojej czerwonej torby podróżnej, której postanowiłam chwilowo nie chować skoro okazała się taka wygodna. Reszta kociego rodzeństwa została dawno rozparcelowana a tej łaciatej kulki nikt nie chciał. No to zechciałam bo przecież jak to tak. Fajna jest.
Teraz na trzy_cztery robimy "dzień dobry"…

… i jakby co to klik