Dworzec Zachodni w Warszawie to takie miejsce, w którym zimą jest absolutny wygwizdów, że nosy i uszy odpadają nawet najbardziej odpornym jednostkom. Za to latem dla urozmaicenia czynnik ludzki na peronie głównie stoi i skwierczy. Ewentualnie stoi i emituje różne przykre wonie. Patelnia na pięć tysięcy jaj. Oprócz tego niezależnie od pory roku, dnia, czy fazy księżyca miejsce to jest obskurne, smętne, brzydkie i męczące. Nie pomogło dobudowanie ślicznej nowej lśniącej hali do wyjątkowo paskudnej reszty. Od świtu do nocy podróżnych otaczają zapachy kebabów wymieszanych z pączkami a drogę do wyjścia na przystanek pokonuje się prędko i na wstrzymanym oddechu.
Dzisiaj jak wiadomo było milion stopni w cieniu. Czekając na pociąg po pracy miałam przemożną ochotę skoczyć do pobliskiego Maca po wiadro lodu i skoczyć do rzeczonego wiadra na główkę. Na szczęście przyjechała SKM-ka a wraz z nią klimatyzacja. Skwierczący tłum z peronu wlał się do środka. Z radością zajęłam miejsce siedzące i zamknęłam oczy. Niestety obok mnie usiadł młodzieniec z telefonem, przez który referował mamuni ze szczegółami co robił, myślał, czuł, jadł i gdzie go swędziało przez ostatnie 20 godzin. Dowiedzieliśmy się między innymi, że na śniadanie odsmażył sobie rybę i jeszcze mu trochę zostało. No i bardzo dzielnie wyniósł śmieci na klatkę schodową. Brawo! Sąsiedzi z pewnością docenią szczególną woń, która wypełnia korytarz przez cały upalny dzień a w kierunku właściciela płyną z pewnością radosne hosanny. W okolicy obiadu niestety nie zdzierżyłam. Otworzyłam oczy, pochyliłam się w kierunku młodzieńca i pochwyciwszy jego zdumione spojrzenie blaszanym głosem grabarza wycedziłam stanowczo:
– Jestem po pracy, jadę do trójki dzieci i TERAZ naprawdę BARDZO potrzebuję chwili ciszy i spokoju. W przeciwnym razie przeczyta Pan o mnie w Fakcie i to będzie Pana wina.
Młodzieniec łypnął, prędko pożegnał się z mamunią i bez słowa schował telefon. Siedział jak trusia i nawet nie kaszlnął w mankiet. Ostatnie trzy stacje upłynęły nam w błogiej atmosferze kontemplacji. Młodzieniec co jakiś czas zerkał mnie lękliwie. Jestem pewna, że obawiał się siekiery, którą za chwilę wyciągnę z torebki. Albo paralizatora.
Po powrocie do domu oczywiście odpowiedziałam tę historię. Książę Małżonek zasępił się, po czym stwierdził:
– Kochanie, byłabyś znakomitym kapralem w jednostce karnej w Orzyszu.
– Dokładnie – dodał Osobisty Ojciec – A Młody człowiek teraz nie będzie chciał mieć ani żony, ani dzieci, ani nawet pracy.
Wtórne bezrobocie to moja sprawka.
Wezmę też na siebie analfabetyzm, platfusa i moczenie nocne.