Lipiec mi się jakoś kończy, a jeszcze przed chwilą był maj

U Was też?

Czas zapiernicza niczym wentylator.
Przed chwilą byłam młoda, piękna, niebogata ale miałam świat u stóp i mnóstwo pomysłów na wolny wieczór.
A teraz mąż, dzieci i kurze łapki za oczami a na wieczór to ewentualnie mogę wziąć dodatkowo efedrynę tudzież paralizator, żeby się uporać z hałdą prasowania i nie zasnąć – być może stosowane naprzemiennie zadziałają. Kto wie.

Igor ogląda moje zdjęcia.
– Kiedyś byłaś bardzo piękna mamusiu – stwierdza ze znawstwem mój młodociany koneser kobiecej urody.
– Dziękuję Ci bardzo słoneczko Ty moje… – odpowiadam z uśmiechem.
Ale zaraz. Dlaczego kiedyś i dlaczego byłam?  – nim dokończę tę niepokojącą myśl, pada ścichapęk:
– I byłaś chudziutka! – szczebiocze radośnie Syn osobisty pierworodny
– Mhm – odmrukuję i w myślach wgryzam się w tętnicę przygodnie napotkanej młodej, ładnej i chudej lafiryndzie, których niestety pełno wokół.

Istnieje związek frazeologiczny: wyhodować żmiję na własnej piersi.
Zastanawiam się, czy nie powinno być tam wzmianki o dzieciach.

I tak o drodzy Państwo. Wentylator. Nie wiadomo kiedy. Pozamiatane. I jeszcze młode pyskują naszymi własnymi argumentami.
Takim dinozaurom też musiało się wydawać, że dopiero co się pojawiły, zrobiły trochę zamieszania, pokręciły się, kilka roarów wydały, wtem jakiś lodowiec przyszedł i już ich nie było. Po herbacie.

Ale są też aspekty pozytywne.

Niczego już nie muszę. Większością rzeczy się nie przejmuję, bo mi się nie chce. Mam głęboko w poważaniu co powinnam, a czego nie i wisi mi kalafiorem właściwie większość rzeczy. Cycki na szczęście nie i dobrze, bo bym się nieco zmartwiła, ale znając życie i wentylatory to stan przejściowy. Oby jednak później niż wcześniej. Ponadto inaczej mi się patrzy na świat i ludzi – już się tak nie napinam i nie szarpię. Nie to, że mi nie zależy. Zależy. Ale nic na siłę.

C’est la vie jak mawiają Eskimosi.

A czy ja wspominałam, że Janek od miesiąca jest Człowiekiem Przechadzającym Się?
Nie?!
To wspominam.

W poniedziałek 1 lipca, podczas emisji Faktów na TVN-ie, tak dalece zaabsorbowała go sprawa pokoju na świecie, że…

i tu następuje dawno oczekiwane WTEM!

… wstał i poszedł. Albo po prostu mamy za mały telewizor i potrzebował przybliżenia.

Możliwe, bo pudło jest raczej starym gratem i przy moich -4 dioptriach nawet w okularach trudno mi się przyzwyczaić do ewentualnych głównych bohaterów…

W każdym razie Młody chodzi do teraz. I wygląda mi na bardzo zadowolonego z życia. Cóż, w końcu zmiana perspektywy dużo wnosi 🙂

Zgodnie z zaleceniem żłobka stawiliśmy się oczywiście we wskazanej poradni na umówioną jeszcze w czerwcu wizytę. Z wypisaną przez Panią Psycholog ze żłobka diagnozą rozwoju, że dziecko nie chodzi, jest statyczne, nie podejmuje większej aktywności i generalnie prawie wyłącznie siedzi i się kiwa…

U Pani Doktor z poradni Janek biegał, skakał, salutował, demonstrował jakie dźwięki wydają zwierzątka paszczą, pokazywał jak potrafi jeść łyżką i pić z kubka, wykonywał ćwiczenia ekwilibrystyczne i uśmiechał się szelmowsko. Jak w domu. Pani Doktor nie mogła uwierzyć, że diagnoza dotyczy tego samego chłopca.

Widocznie wcześniej nie miał ochoty a w żłobku w ogóle mu się nie chciało. Albo nie podoba mu się Pani Psycholog i jej obserwacje. A może po prostu był zajęty układaniem klocków i nie chciał się rozpraszać.

Bo Janek, jak już zdążyliśmy zaobserwować, robi dokładnie to, na co ma ochotę i dokładnie wtedy, gdy ma na to ochotę.

Po mamusi.

Spotkanie

Po pracy spotkałam się przelotnie z Kociubińskimi, którzy akurat postanowili przyjechać pozwiedzać stolicę w dwa najbardziej upalne dni od nie wiem sama kiedy. Wszyscy czworo mieli się świetnie, ale wspominali, że poprzedniego dnia po wyjściu z Centrum Nauki Kopernik byli bliscy przejścia w ciekły stan skupienia materii.

Pogadaliśmy chwilę, powspominaliśmy, dziateczki wyrosły. Jagodę dopiero teraz miałam przyjemność poznać – urocza pannica, a Szymek chyba zwyczajnie nie miał pojęcia kim jestem. Ale właściwie trudno mu się dziwić, bo widział mnie dwa czy trzy razy w życiu i to dawno temu, gdy nie był jeszcze strasznie poważnym i prawie dorosłym chłopcem.

Potem wyciągnęłam ich na Pole Mokotowskie na plac zabaw. Oczywiście najpierw wywlekłam ich omyłkowo na plenerową siłownię a dopiero potem na plac zabaw. Z daleka wszystkie kolorowe rurki wyglądają tak samo 🙂

Dość szybko się zwinęłam do domu, gdyż teraz bawię się w pielęgniarkę i specjalizuję się w robieniu domownikom zastrzyków (Tata bowiem już na całe szczęście wyszedł ze szpitala po operacji i jest w domu), ale całą gromadkę pozostawiłam w dobrych humorach i z zapowiedzią „do zobaczenia”. Mam wielką na nie nadzieję. Bardzo dobrze wspominam sobie nasze dawne pogaduchy i to specyficzne ciepło, które od nich bije.

Miło było się spotkać 🙂

Lato w mieście

Po zaledwie 37 przesiadkach dotarła do pracy nawet 4 minuty przed czasem…

Od tej komunikacji miejskiej nogi mnie bolą i mam odciski nawet w bardzo wygodnych sandałach.

Remonty wszystkich dróg łączcie się!
W końcu zrobi się jeden wielki wykop i zaczną się korki w ruchu rowerowym 😉

Pourlopowo

Trzeci dzień po urlopie a nadal mam wrażenie jakbym należała do innej galaktyki.

Człowiek się bardzo szybko odzwyczaja od codziennej polki kurcgalopki a potem strasznie opornie się do tego wraca.

W myślach nadal szum fal, rower i flądra U Rybaka na Helu. Ech.

Puk, puk

Jestem tu. Zaglądam, przymierzam się, czaję chyba. Jakoś nieswojo i trudno się ogarnąć, ale jestem. Mam nadzieję, że wrócę do pisania, bo chyba mi tego brak.

Trudny czas ostatnio.