Taka sytuacja

Gdy ludzie Cię irytują wystarczy wyobrazić sobie ich śmiesznie podskakujących i pokrzykujących dyszkantem…

Poza tym właśnie rozpoczynam weekend i zamierzam większą jego część przeleżeć do góry grzywką a mniejszą zwyczajnie zmitrężyć.

Prasowanie? No jest i co? Będę ponad to i litościwie udam, że go nie widzę. Okna? Jeszcze widać czy jest dzień czy noc – to najważniejsze. Obiad? Tak, zjadłabym. Dzieci? Urocze… czyje to?

Miłego 🙂

Wybór imienia a nacisk społeczny

U Mamutów na parterze był ksiądz. Mamut specjalnie nie rozbierała choinki, bo przecież musi stać aż do kolędy. Zalety sztucznego drzewka. Pomyślałam sobie, że gdybyśmy jakimś cudem mieli podobny pomysł, na środku pokoju dzieci stałby przecudnej urody szkielet z gałązek a u jego stóp malowniczo rozpościerałyby się potłuczone ozdoby i kupki igieł. Na szczęście w tych kwestiach kierowaliśmy się jak zawsze własną wygodą i widzinamsię. Nasza choinka skorzystała z późnej w tym roku zimy i już zakorzeniła się w ogrodzie. Na wiosnę sprawdzimy jej wolę przetrwania i przywiązanie do naszej rodziny.

Ksiądz zajrzał i do nas. Janek strzelił mu krótkie „cześć” i pogalopował dalej. Igor był akurat w szkole, więc szczęśliwie ominęło go odpytywanie, czy jest aby grzeczny na religii i czy zna paciorek. Całe szczęście. Mój pokaźnych rozmiarów brzuch został zlustrowany i odnotowany w notesie. Książę Małżonek przyjął gratulacje. Oczywiście wtrąciłam się, że również dziękuję – w końcu też jakby poniekąd jestem zaangażowana w to nowe życie. Przy okazji, mimochodem, nieświadomie, półgębkiem niemalże.

Wertując swoje notatki ksiądz raczył zauważyć, że Książę Małżonek nosi inne nazwisko niż ja i dzieci i bardzo go to zaniepokoiło. Na szczęście został uspokojony, że tak, owszem, to prawda ale na szczęście nikomu z nas to nie przeszkadza, zwłaszcza, że w życiu codziennym zwracamy się jednak do siebie bardziej po imieniu, niż operując nazwiskami.

– A imię dla maleństwa już wybrane? – zagaił ksiądz

– Owszem – odparłam – Lena.

– Ooo… to mamy Igora, Jana i Lenę… Tak wschodnio bardzo… – skomentował ksiądz z przekąsem i uniósł brew.

Hmm. Czy ja wiem, czy wschodnio?

Igor – pochodzenie skandynawskie, Jan – hebrajskie, Lena – słowiańsko-skandynawskie (najczęściej występuje w Czechach i w Szwecji). Ale możliwe, że się nie znam.

Dopasowywaliśmy do naszych upodobań, braku powtarzalności w rodzinie oraz mojego nazwiska, bo długie, więc imię wypadałoby krótkie. Książę Małżonek chciał Marysię, mnie się jeszcze podobała Hania, ale przewalczyłam Lenę, kiedy ta zaczęła mi się śnić po nocach i nie dała przestać o sobie myśleć. Koniec, kropka.

I tak, oczywiście, zostałam już poinformowana, że według rankingu jakiegoś tam ważnego dziennika to imię było najpopularniejsze w zeszłym roku. Szczerze powiedziawszy mam to gdzieś. Moje imię jest bardzo popularne od lat i nigdy mi to nie przeszkadzało, choć Ań było wszędzie po kilka co najmniej – był to po prostu powód do otrzymania od otoczenia ciekawej ksywki, ot co. Igorów i Janków też jest w Polsce multum i jakoś nigdy nie odczułam żadnego wpływu na nasze osobiste życie – w żłobkach, przedszkolach i szkołach jak dotąd nie było dubli w jednej grupie/klasie. Były za to zawsze jakieś kwiaty w stylu Nathaniela, Allana, Favoure, czy Zahary dla dzieci całkiem przaśnie i swojsko-polsko wyglądających rodziców.

I tak o.

– To może nazwiemy ją Otokar?

– Że jak?

– No będzie się z Reksiem kojarzyło. Otokar Balcy zawsze mnie rozczulał na „literkach”.

– Ale to dziewczynka jednak.

– Hmm… To może Legia?

– Świetny pomysł, a gdyby jednak okazała się chłopcem, to będzie Debeściak.

 

Czyli mamy nawet plan B.

Przegląd rodzinny

Janek ma zapalenie oskrzeli.
Igor ma zmienność nastrojów i focha na katechetkę. Słusznego zresztą.
Ja mam deficyt snu i wolnego czasu.

Zawsze przy temperaturze powyżej 39,5 u dziecka robi mi się nieco słabo.
Jeśli dzieje się to w nocy i jestem akurat z bandą sama, dodatkowo w bonusie dostaję 20 punktów do puli nerwowości. Niedługo albo osiwieję, albo ucieknę z krzykiem i zaszyję się w buszu.

*********************************************

Książę Małżonek również był łaskaw się rozchorować, więc po powrocie z pracy do domu doglądam z troską stada jęczących mężczyzn w wieku różnym.
Niektórych aż chciałoby się dobić, żeby się nie męczyli… ale jako przykładna matko-żona gryzę się w ozór i powstrzymuję żądzę natychmiastowego mordu ze szczególnym okrucieństwem.
Ach, jak to dobrze być cyborgiem i mieć na wszystko siłę oraz uśmiech nr 5…

Marzy mi się bezludna wyspa z brakiem zasięgu. Kocyk sobie udziergam sama.