Gdyby filozofia małych dziewczynek była rozpisana na tomy, gdzieś w trzecim byłoby o księżniczkach, piosenkarkach, baletnicach oraz paniach nauczycielkach. Mniej więcej o tym przecież marzą małe dziewczynki, kiedy myślą, kim chciałyby zostać w przyszłości. Ja pamiętam doskonale, że wprost ze wstępu do księżniczek i siedmiuset odcieni różu, płynnie przeskoczyłam w permanentną miłość do strażackiego wozu i sikawki. Absolutnie. W Mamutowie mieliśmy blisko domu Straż i piękne, lśniące, czerwone auta pyszniły się na parkingu za każdym razem, gdy chciało mi się pójść na spacer. Raz nawet udało mi się z powodzeniem podpalić pole traw za domem tylko po to by zobaczyć z bliska Panów W Akcji ale nie wspominam tego z dumą, bo strach miał całkiem konretny smak. Wzniecanie ognia zdecydowanie wolę w warunkach biwakowych i niekiedy towarzyskich. Niemniej jednak miłość do gaszenia pożarów pozostała mi we krwi do dziś.
I powiedzmy, że wczoraj w nocy też gasiłam taki pożar.
Oczy również już ugaszone. Zdecydowanie łatwiej żyje się w wersji światłolubnej bo niestety w odróżnieniu od wampirów ja kocham słońce i pogodne dni za oknem. A w weekend musiałam się bardzo zdecydowanie ukrywać w cieniu. Na szczęście na odsiecz i tramwajem przybyła do mnie Nielot. Nielot przybyła nawet najpierw pociągiem jadącym z pięknego miasta na dwie litery ale tramwaj – a raczej jego bardzo długi brak i upragnione przynadjechanie – było mi w opowieści bardziej spektakularne. Wkrótce zjawiła się też Hal i sobie tak we trzy posabatowałyśmy przy serniku i rozmaitych refleksjach. Z sernika wyszło coś bardziej w podobie niż stricte ale grunt, że w smaku pierwszorzędne. Poza tym ustalmy, że skoro sernik znajduje się w plastikowej misce w kwiatowym wzorkiem, a nie w tortownicy albo jakiejś bardziej odpowiedniej foremce, to niekoniecznie będziemy się czepiać semantyki.
Poza jedzeniem i rozmaitymi refleksjami na temat i bez myśli przewodniej, bardzo miło spędziłam czas i mam nadzieję, że moje weekendowe towarzyszki również. Nawet na spacer wychynęłam, a owszem, tylko przezornie poczekałam aż słońce ustąpi miejsca przyjemniejszej moim króliczym oczom szarówce. Przyznaję się również bez bicia i z absolutnym brakiem wyrzutów sumienia, że na plac zabaw poszliśmy saute a wróciliśmy wzbogaceni o koparkę. Młody jednak zakochał się od pierwszego wejrzenia a ponadto samotne koparki, pozostawione na pastwę pustych ławek muszą liczyć się z tym, że jeśli nikogo w pobliżu nie będzie – a nie było – i pora zrobi się dość późna – a się zrobiła – ktoś je w końcu zaadoptuje. Czyli do ogólnej patologii proszę dopisać mi zuchwałą kradzież. Jeśli liczyć pieluchę z zawartością w obywatelskich portkach, można również zahaczyć o rozbój z użyciem niebezpiecznych narzędzi tudzież substancji. Jak szaleć to szaleć.
Co poza tym?
Zaliczyłam pierwsze organizacyjne zebranie w przedszkolu, na które oczywiście spóźniliśmy się albowiem Lokator zapragnął nagle i niespodziewanie wykonać salto mortale i gonić kotka. Tu muszę bardzo poważnie porozmawiać z Dziadkiem, bo ja sobie wypraszam zakłócanie spokoju przy użyciu mego osobistego nieletniego okolicznym mruczkom. Bardzo koty lubimy i przy okazji spożywania parówki na trasie sklep-dom zawsze dzielimy się z naszymi podwórkowymi ogoniastymi. Nie przeszkadza to jednak Młodemu połączyć obu spraw i z miłością rzucić się pędem w okazałe krzaczory, gdy tylko natrafi na futrzaka. W związku z tym nie usłyszałam jak Pani Kerownik wyłuszcza przejętym po kokardki rodzicom sprawę leżakowania i pościeli oraz worków na kapcie. Niemniej jednak pozwolę sobie pozostać w przeświadczeniu, że uda nam się przetrwać mimo wszystko i jakoś sobie w tym przedszkolu poradzimy. Zwłaszcza ja bo w Obywatela to wierzę niewzruszenie i nieprzerwanie. W końcu jak się przebywa w żłobku od czwartego miesiąca życia, to jest się już jakby weteranem. Na salę gdzie ci przejęci rodzice i to zebranie też wszedł jak do siebie i z miejsca zajął się zabawkami. I o to chodzi, i o to chodzi.
Okulary okazały się przysłowionym strzałem w dziesiątkę i po raz kolejny okazało się, że mam niezwykły fart w nietypowych sytuacjach. A Pan Z Zakładu dobry gust. Niestety nie spytałam czy daje się wypożyczać na inne zakupy. Życie byłoby prostsze.
Prócz tego nabyłam drogą kupna absolutnie fantastyczne i niesamowicie piękne spodnie w czarno-białą szachownicę. Wyglądam w nich szałowo. Zamierzamy się pobrać i żyć długo oraz szczęśliwie w otoczeniu gromadki gońców. No i można na mnie grać w szachy.
To pisałam ja – kobieta wielofunkcyjna.