Matka Dzieciom w dni powszednie zajmuje się jeżdżeniem komunikacją miejską.
Postanowiła z premedytacją nigdy nie zliczać, ile czasu tygodniowo spędza w pociągach, autobusach i tramwajach, bo wyszłoby jej, że natychmiast powinna ze wszystkiego wysiąść i zacząć żyć. A tymczasem zamiast żyć, dojeżdża.
Niestety, ponieważ mieszka w domu z ogrodem na końcu świata, czyli zapewne burżujsko, powinna mieć daleko i psy tam szczekać powinny bynajmniej nie paszczą. Daleko ma, owszem, ale tylko komunikacją miejską. Gdyby jeździła samochodem o imieniu Elwira, byłoby szybciej i zapewne również zdecydowanie wygodniej. Jednakowoż utknęłaby w jakimś gigantycznym korku, a jak już udałoby jej się dotrzeć na miejsce, to i tak nie miałaby gdzie zaparkować auta. Wiadomo, stolica. Wszyscy powinni spacerować, ewentualnie jeździć rowerami.
Chętnie – myśli sobie Matka Dzieciom spoglądając za okno, gdzie pierwszy dzień wiosny, druga połowa marca, minus sześć stopni i pada śnieg – tylko jakoś obawa przymarznięcia do kierownicy nie wiedzieć czemu ją powstrzymuje. Drobnym kłopotem może być również brak ścieżek rowerowych na większości jej trasy do pracy. Oczywiście mogłaby jechać trochę nadkładając drogi, ścieżkami, które istnieją i nie kończą się nagle na jakimś budynku czy ogrodzeniu. Tylko musiałaby wyjeżdżać w okolicach czwartej nad ranem. A wtedy stara się jednak spać. Kiedyś musi.
Matka Dzieciom w dni powszednie zajmuje się jeżdżeniem komunikacją miejską.
Jak już gdzieś dojedzie, to pracuje. Jest sobie Panią w biurze, ma szefa, swój kubek i fajne koleżanki. Dzieci Matki Dzieciom myślą prawdopodobnie, że jej praca to właściwie bardziej miłe spotkanie towarzyskie w kawą i ciastkami, bo dwa razy były u niej i zawsze wszyscy miło się uśmiechali i częstowali słodyczami. Cóż, umówmy się, nie zawsze są ciastka. A pracować trzeba ciężko, ale akurat Matka Dzieciom nie ma z tym problemu. Czasem jeszcze Matka Dzieciom dojedzie na próbę chóru, albo na ćwiczenia. Z próby wraca nucąc pod nosem co ciekawsze fragmenty – ma za to luźno w wieczornym autobusie i może sobie siedzieć, choćby na dwóch miejscach jednocześnie. Z ćwiczeń wraca powłócząc nogami i zastanawiając się, czy rano w ogóle wstanie bez balkonika czy dźwigu. Jak dotąd zawsze się udawało.
To tyle. Tak wygląda tydzień. Za to w weekendy Matka Dzieciom ma wreszcie czas dla siebie, Księcia Małżonka i uroczej trójki dzieci. Może sobie na spokojnie dajmy na to sprzątnąć, ugotować obiad, zrobić zakupy, pięć prań, czy też sprawdzić stan wiedzy najstarszej latorośli przed sprawdzianem. Jest tyle możliwości, że Matka Dzieciom się gubi. Na szczęście może powymieniać się z Księciem Małżonkiem częścią obowiązków i odciążyć go na przykład z bycia kibicem. On robi niedzielny obiad, a Ona idzie na mecz kibicować drużynie Igora. To całkiem nowe doświadczenie w życiu Matki Dzieciom ale pasjonujące i z pewnością wciąga.
Matka Kibic zjawia się pełna energii przed meczem, spotyka z grupą rodziców pozostałych chłopców z drużyny i ustala, po której stronie grają nasi, a po której drużyna przeciwna. Jest to o tyle istotne, że mecz lubi być na przykład o godzinie 8:30 w niedzielę, a o tej porze w tym dniu sporo ludzi jednak jeszcze śpi, nawet jeśli wydaje się, że są przytomni i prowadzą ożywioną konwersację.
Matka Dzieciom kiedyś prowadziła ożywioną konwersację przez telefon z Ciotką Halutą i nawet poczyniła jakieś ustalenia, tylko niestety była zupełnie tego nieświadoma, bo akurat spała w najlepsze. Na szczęście Ciotka Haluta zorientowała się, że rozmówca ma polot Zegarynki i dość prędko się rozłączyła. Tylko potem się uśmiała, że coś nam się dialog nie kleił.
Matka Kibic z grupą pozostałych rodziców wiernie wspiera drużynę młodych piłkarzy, którzy w wolnych chwilach wyżerają im wszystko z lodówki i prezentują wielopoziomowe nastoletnie fochy, ale w tej konkretnej chwili są jedną zgraną drużyną pełną pasji i chęci wygranej. Matka Kibic krzyczy razem z innymi matkami odstraszając falą dźwiękową piłkę od bramki naszych, śpiewa wspólnie ze wszystkimi drużynową przyśpiewkę przy każdym golu chłopaków, wydziera się razem z ojcami na sędziego, który oczywiście nie zobaczył tego, co powinien, wtedy, kiedy powinien. Oraz siłą powstrzymuje się widząc, jak Igor bohatersko ratuje sytuację pod bramką, ale potem zwija się z bólu, ponieważ staw skokowy nie wytrzymał napięcia, żeby nie wtargnąć na murawę i nie pomóc własnemu dziecku zejść a potem rozmasować bolącą stopę, czy zwyczajnie przytulić i pocieszyć.
Dziecko przed chwilą jeszcze było małym puchatym bobaskiem, a teraz jest wyrośniętym chłopakiem, na którego lada dzień będzie patrzyła zadzierając do góry głowę. Aktualnie dziecko-nie_dziecko jest w trudnym momencie „burzy i naporu” a rodzice to zło. Na niczym się nie znają, mają o wszystko pretensję, wymagają nie wiadomo czego i w ogóle nie rozumieją jego potrzeb. Główną potrzebą jest na ten przykład stały kontakt ze znajomymi na fejsbuku, a wstrętni rodzice pytają o prace domowe, czy naukę do sprawdzianu. Bezsęsuzupełnie!
Matka Kibic już sobie wyobraża minę Igora, gdyby tak wbiegła z troską na boisko. Nie miałby biedak łatwego życia w drużynie. Tak więc powstrzymując wszelkie chęci natychmiastowego wkroczenia, a nade wszystko zrobienia krzywdy winowajcy tegoż zdarzenia, Matka Kibic patrzy ze swojej ławki jak Trener ogląda i opatruje kostkę Igora. Patrzy na niego jak lew na antylopę. Antylopa wie, że właściwie jest już polana sosem i proces trawienia w toku. Trener na szczęście jest przyzwyczajony. Oczywiście w przerwie Matka Kibic pójdzie sprawdzić wszystko osobiście, ale tak od niechcenia, żeby nie było, że tylko na to czekała. Tak jakby sobie tylko nieopodal akurat przechodziła z tragarzami. W końcu dla nastolatków wstyd to towarzyska śmierć. A wiadomo, że to najgorszy rodzaj śmierci. Nawet rozczłonkowanie ciągnikiem byłoby lepsze.
Póki co Matka Kibic dopiero rozpoczęła swoją karierę na trybunach. Reszta rodziców oczywiście jest już zgraną paczką i ona trochę odstaje, ale w sumie nikt nie powiedział, że ta paczka musi być hermetyczna. Z czasem być może zaakceptują ją i Rodzice Kibice i Igor. Po ostatnim meczu spytała go, czy dobrze się czuł w tej sytuacji i stwierdził, że tak. Ma zatem zielone światło na kibicowanie.
Matka Dzieciom obmyśli teraz transparent, pokaz cheerliderek 40+ a na deser poczyta o plemionach afrykańskich, które strzałkami z jadem raziły przeciwnika z dość znacznej odległości… Sędzia, nie sędzia, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie.