Przypadek?

Dlaczego zawsze jak jem świeżą chrupiącą bagietkę mam całe stado okruchów w dekolcie? I sporo również w rękawach?

Czy ktoś jeszcze ma ten problem?
Bo nie wiem, może powinnam zacząć układać z tego puzzle i po jakimś czasie wyszedłby niezły rogal na czarną godzinę…

Podchorąży zawsze zdąży, a teraz słów kilka o ciąży

W byciu w ciąży jest coś zdumiewającego…

– jakiś człowiek kopie Cię od środka w śledzionę a Ty nie dość, że nie masz (na ogół) chęci mu oddać, to jeszcze idiotycznie się uśmiechasz;
– wszyscy Cię pytają jak się czujesz, kiedy i co urodzisz a Ty niezmiennie z tym samym uśmiechem mówisz, że dobrze, że w kwietniu i że dziecko;
– bez mrugnięcia okiem sypiesz do kawy trzy łyżeczki cukru, choć najchętniej wlałabyś tam szklankę Baileys’a… po chwili zastanowienia mogłabyś właściwie zrezygnować z kawy;
– mieścisz się właściwie już tylko w namiot dziesięcioosobowy ale otoczenie nadal zapewnia Cię, że wyglądasz olśniewająco a własny Książę Małżonek wzroku od Ciebie oderwać nie może (albo już zwyczajnie zasłaniasz mu resztę świata wraz ze skokami narciarskimi i turniejem snookera);
– możesz śmiało zagryźć pączka z budyniem kiełbasą z chrzanem i nawet się przy tym nie zdziwić;
– oraz płaczesz na reklamach kremu Nivea (nadal) – po czym właściwie mogłabym u siebie diagnozować ciążę, gdybym nie miała aż nader wyraźnych innych przesłanek, gdyż ten rodzaj dziwnego wzruszenia występuje u mnie wyłącznie w tym stanie.

Poza tym nadal jestem okropna tak samo jak byłam (z drobnymi przerwami na bycie zjadliwie uroczą) i tylko niebezpiecznie zbliżam się do kształtu idealnego, więc niedługo po prostu zacznę się toczyć. Będzie wygodniej.