Dawniej zawsze mi się ładnie mijał Sylwester z Mieczysławem. Pamiętne imprezy kończyły się 2 stycznia, kiedy to ludziska zaczynali coś przebąkiwać, że za trzy godziny muszą być w pracy, więc może by jakieś spanie. Ale jeszcze ostatni kawałek przetańczymy bo akurat w radio ładnie nam zagrali a może i w głowie szumi ale nóżki sprawne.
Ech, te studenckie czasy. Człowiek jakimś przedziwnym sposobem pobierał energię z kosmosu, ciągle miał niestrudzenie dużo siły, zapału i entuzjazmu do wszystkiego, odżywiał się głównie powietrzem i miał absolutne poczucie nieśmiertelności. Oraz jedno dodatkowe życie gdyby jednak za sprawą sesji czasem w siebie zwątpił. Od czasu do czasu gdzieś się w biegu przespało i baterie naładowane.
Aktualnie też głównie myślę o spaniu i bywam zmęczona jak po dobrej imprezie, ale w głowie szumi mi raczej para z żelazka do wtóru ze zmywarką. Ewentualnie cymbałki, które Janek dostał pod choinkę od Cioci Hal. Albo autko wydające z siebie różne mniej lub bardziej drażniące dźwięki, któremu nie dało się wydłubać baterii, więc w pewnych miejscach nosi plaster. Z opatrunkiem. Opatrunki mają doskonałe właściwości wytłumiające. Autko od Babci Jadzi – też pod choinkę.
Choinkę mamy prawdziwną, w donicy. Sypie się oczywiście jak stara lampucera a my na zmianę ze zmioteczką & szufeleczką utyskując na świerczka ile wlezie nurkujemy w desce barlineckiej. Ale choinka urokliwa wielce i pachnie jak cały las zaklęty w jednym drzewku. Liczymy, że da się zakorzenić w ogrodzie i przetrwa. Podobno marne szanse, ale mnie kiedyś bardzo utytułowany lekarz ginekolog dawał marne szanse na potomstwo. A jakby tu rzec… urodzaj, Panie. Szklanek i dzieci mamy po kokardę.
Choinka była początkowo pięknie ubrana i choć ze świecidełkami jeszcze jesteśmy na dorobku – z roku na rok przybywa ale nadal jeszcze widać, że jesteśmy małżeństwem z dość krótkim stażem 😉 – to trochę zrobiliśmy sami z Igorem, dodaliśmy łańcuchy i było malowniczo. Niestety gdy choinka zaczęła gubić bombki, które za sprawą Janka z trzaskiem rozbijały się o podłogę, zmuszeni byliśmy przenieść wszystko, co mogłoby się stłuc, na wyższe gałęzie. W efekcie mamy teraz choinkę na wpół ubraną, a na wpół oskubaną. Całkiem jakby poszła do lekarza, kazał jej się rozebrać do pasa, a ona nie zrozumiała. No ale iglaste takie są.
W Nowym Roku życzę Wam, żebyście zawsze wszystko dobrze rozumieli i mieli z życia prawdziwą frajdę.
Nas czeka bardzo dużo i z jednej strony oczywiście mam nieco cykora, bo to niezły rollercoaster bez trzymanki z taką gromadką przy dotychczasowym grafiku wszystkiego, ale z drugiej strony myślę, że wszystko będzie dobrze. Albo jeszcze lepiej. Z pewnością przyda mi się dużo siły, cierpliwości i wsparcia.
Mieszkanie ogarnięte, truskawkowy szampan bezalkoholowy chłodzi się w lodówce, szafka z łakociami pełna i mamy cały zapas zimnych ogni a tylko jedną paczkę zapałek. Ale może jakoś sobie poradzimy.
A teraz pędzę zamieść igły spod choinki zanim Janek się w nich wytarza.