Eee, którędy na pocztę?

Jak się nazywa ktoś kto ciągle śpi? Eee, nie nimfomanka, nie narkoman, nie neurolog…ale też na en. O mam! Narkoleptyk. No właśnie. Cierpię otóż na narkolepsję. Wnioskuję po dziobakach jakie strzelam ostatnio jeśli zdarzy mi się przycupnąć gdzieś na dłużej niż trzy minuty – w metrze na ten przykład. To tylko dwie stacje a zawsze w połowie pierwszej zasypiam. Niezależnie od tego czy siedzę, stoję, czy też akurat z kimś rozmawiam. Z tym, że rozmawiam na ogół wewnętrznie, ale jednak.

Dziś zasnęłam i śnił mi się paskudny ankieter, który przepytywał mnie na okoliczność łupieżu papużek falistych.

W życiu nie miałam nawet połowy papugi, Z falistych to znam blachy i tektury, oraz coś tam z fizyki, ale nie pamiętam, czyli w zasadzie nie znam. Łupież na szczęście znam tylko z reklam, ale nie zmienia to faktu, że ankieter był paskudny na gębie, namolny i wzbudzał co najwyżej perystaltykę jelit i chęć mordu.

Obudziłam się w chwili gdy przystąpił do ataku zadając mi pytanie:
– A jak się ma Pani łupież?
Niezwykle celną ripostę – Spierdalaj Pan z tym łupieżem i z tymi papugami!! – wrzasnęłam jednak już całkiem na jawie.

Przed śmiertelnym zejściem z zaczerwienienia uratował mnie miły męski głos oznajmiający z ł przedniojęzykowozębowym, że właśnie oto wjechaliśmy na stację "Ratusz Arsenał". Ale ten ułamek sekundy, który minął zanim dopadłam wyjścia pozwolił mi zapamiętać minę Kontrolera Biletów nadal pochylonego z ustami rozdziawionymi w "Pani bilet proszę".

Podobną miał kolega, którego w przedszkolu nakarmiłam szarym mydłem.

———————–
apdejt o 00:41

Miałam szczery zamiar uprażyć popcorn w mikrofalówce.
Moc 750, 3 minuty, czyli za chwilkę mniam i akurat przy Prawie Bronxu wciągnę.
Chyba kurde nosem.

Oczywiście, że zasnęłam w pełnym umundurowaniu.
Popcorn wystygł, De Niro się postarzał a mnie boli oko.
Albowiem obudził mnie lewy okular w nadmiernym uścisku z gałką oczną..

Co jest do jasnej niepospolitej?
Obrosnę futrem i pobiegnę do lasu tarzać się w ziemi, czy jak?
Bo raczej wolałabym być przygotowana na taką ewentualność.
Nie wiem, golarkę spakować, czy coś. Saperkę może raczej.
I coś na kleszcze, nie? Może Zenona z dołu.

Dramat po prostu.

Krotodyl na życzenie

Drodzy Państwo, Bajtki małe dwa mają zaszczyt przedstawić:
drzwi wejściowe, fragment chodniczka w paski oraz…

…Krotodyla gimnastycznego…

…Krotodyla w wersji uśmiechnięty i łagodny Mao…

…Krotodyla w środowisku naturalnym i w wersji au naturel…

…Krotodyla w wersji baletowej, na palcach…

…Krotodyla załamanego psychicznie…

…Krotodyla w wersji pin-up…
laski szaleją, słychać trzask zrywanych pieluch i ogólnie mekong delta

…Krotodyl w wersji zen…

…Krotodyla zmęczonego sławą…

…oraz Krotodyla na dobranoc…

Notka w budowie

Notka pourlopowa się pisze ino w kawałkach.

Najpierw miałam awarię komputerową, następnie internetowo-łączową a obecnie mam deficyt czasu w stosunku do potrzeb Syna.
W stosunku do moich własnych względem Niego też.

Albowiem straszną frajdę sprawia mi teraz lepienie z nim bałwanów (o to Sosia Mamo, pacz, a tu Igolek, a tu Ty, hehe) i tłumaczenie, że dinozaury, a nie dinożarły. Oraz czytanie na głos Mikołajka, wierszyków i rymowanek. No i ciastolina rulez zatem mam w domu przymusowe codzienne – raz w porywach do dwóch – odkurzanie, wydłubywanie kolorowych grudek z kwiatków, komody z ubraniami, lodówki, osobistej torebki, wolno stojącego obuwia i sierści PanKota.

Ponadto przeżyliśmy bal karnawałowy, na którym Potomek mój wystąpił w charakterze krokodyla (krotodyla, krotodyla Mamo!) a ja doznałam iluminacji, kiedy to Młodzian kategorycznie i z rykiem odmówił zdjęcia kostiumu, wdział kurtkę, buty, szalik i czapkę na tegoż krokodyla oraz zarządził powrót do domu tramwajem. Tak oto moje ciche plany dotarcia tam opłotkami i chyłkiem legły w gruzach a furrorę zrobiliśmy na pół miasta. Głównie ja jako wyrodna matka podduszająca biedne Dziecko zielonym gadem z pluszu i notorycznie dosuwająca Mu czapkę na "jedyne miejsce do oddychania" – jak to się wyraziła życzliwa Pani Z Fiokiem.

Przestała mieć uwagi dopiero jak wycedziłam, że akurat mijamy cmentarz i jeśli życzy sobie miejsce do oddychania, to ja jej z przyjemnością dziką jakieś udostępnię.

Zatem rozumiecie, że trochę jakby padam na twarz z wielkim hukiem?
Bo o północy to już chce mi się wybitnie spać.

I po Maroku

Wróciliśmy niestety. We wtorek pod wieczór. Ale wczoraj głównie odgruzowywałam się w pracy i a w domu wstawiałam pranie i tłumaczyłam Lokatorowi dlaczego nie pójdziemy pozbierać muszelek.

Niestety, bo do końca miałam nadzieję, że porwie mnie jakiś przystojny Ibrahim, których było na miejscu niemało. Na strzępy choćby.

O azyl klimatyczny też chciałam wystąpić ale generalnie zajmowałam się spożywaniem, trawieniem i spacerowaniem po różnych płaszczyznach oraz obserwacją swoich stóp w oceanie… zrozumiałe więc, że zwyczajnie nie było kiedy.

Było cudownie i najgorszym wspomnieniem było jak sądzę dla wszystkich współpasażerów wyjście z samolotu – tam opaliłam sobie wszystko co miałam na wierzchu (twarz na ten przykład, dekolt, ramiona i łydki nawet) oraz chodziłam boso po plaży, tu zaś zimno, szaro i śniegodeszcz na dzień dobry. Ech…

Więcej napiszę jak się trochę ogarnę.
Tymczasem spoglądam tęsknie na kalendarz, który zakupiłam w Uniprixie i zamyślam się dramatycznie.

Jedno oko na Maroko

Wszystko wskazuje na to, że polecimy.

Znaczy nawet jakby nie wskazywało, to byśmy polecieli ale ze wskazaniem jakby łatwiej.
Młody nie gorączkuje, złazi Mu za to obficie skóra z brody. Łuszczy się niczym cerkiewna ikona.
A ja ochrypłam i kaszlę. Od piątku w nocy zaś jadę na antybiotyku. O!
Taki oto zestaw bakteryjno-wirusowy wywieziemy stąd do Zamorza.
Niech mają.

Właściwie to całkowicie straciłam głos i tylko szeptem porozumiewam się z otoczeniem zewnętrznym.

Jeśli media ogólnoświatowe doniosą o szalonych matkach wiozących chore Dzieci za granicę, w tym jednej perwersyjnie szepczącej, to znaczy, że zostałyśmy sławne i prawdopodobnie urlopik nam się nieco przedłuży.

Ile mi grozi za przemyt bronchitu?
Bo nie jestem pewna czy nie bardziej opłacają się galopujące suchoty?
Jeszcze się zastanowię.

Tymczasem bawcie się dobrze.
I nie sikajcie pod dywan.