Ścięłam włosy na krótko.
Nie mam cierpliwości do kosmyków, których nijak nie umiem okiełznać a na układanie szkoda mi czasu. To przecież kilka minut porannego snu więcej. Przy ostatnich zwyczajowych trelach Jasia o czwartej nad ranem – bezcenne.
Budzi się i śpiewa, albo kwęka, albo gada coś po swojemu i domaga się pełnego audytorium. Dobrze, gdy jest Książę Małżonek – można podzielić się sprawiedliwie tym wydartym nocy czasem albo ciągnąć losy. Albo spojrzeć błagalnie i zrobić minę Kota ze Shreka. Plus Jeden jest kochany i z reguły daje radę wziąć przymusową bezsenność mężnie na klatę. Gorzej, gdy akurat jest w trasie. Wtedy robi się baaardzo smutno. Wtedy można sobie zanucić „Czwartą nad ranem”: SDM-u i liczyć na zmęczenie zazwyczaj świeżego jak poranne bułki z piekarni obywatela. Trochę jak szóstka w lotto, ale nadal nie tracimy nadziei.
W Warszawie działa Prasowalnia. Dzwonisz i zamawiasz, odbierają ciuchy i za 24 godziny masz je z powrotem złożone w równą kosteczkę i gotowe do schowania w szafie. Koleżanka podrzuciła mi link do strony. Za sztukę z asortymentu dziecięcego biorą 2,99. Hmm… tygodniowo przez moje ręce przepływają więc zaoszczędzone krocie. Nie wiem ile sztuk odzieży mają aktualnie w posiadaniu moje dzieci ale gdyby ktoś mi za to ich prasowanie płacił, mogłabym natentychmiast przejść na emeryturę. Nawet pomost byłby niepotrzebny. Raczej plusk.
Co jeszcze?
Potrzebuję pilnie terminu do dziecięcego kardiologa. W szpitalu dostaliśmy dopiero na wrzesień. Ktoś coś wie? Niech się podzieli informacją, ładnie proszę.
Rano mieliśmy z Księciem Małżonkiem w żłobku konsylium. Panie nas poinformowały, że Jaś się nie rozwija tak jak powinien i po chorobie całkowicie się zablokował motorycznie. Nie chce się ruszać i najchętniej siedzi i się kiwa. Oczywiście galopadę czarnych scenariuszy w naszych głowach może powstrzymać Pani Rehabilitantka z Poradni, do której namiar dostaliśmy, ale Pani będzie dopiero w przyszłym tygodniu – trzeba zadzwonić, umówić się i czekać na termin. I starać się nie oszaleć.
W domu Jaś nie potrafi usiedzieć na miejscu, o czym oczywiście Paniom w żłobku powiedzieliśmy ale okazało się, że u nich to wygląda zupełnie inaczej. To co braliśmy za raczkowanie, to pełzanie się i czołganie, bo nie używa kolan. Uwielbia jak się go trzyma za ręce i może dreptać po całym mieszkaniu ale to też podobno źle, bo ominął to raczkowanie, które jest jak się okazuje KLUCZOWE.
I teraz do czasu wizyty niewiadomokiedy w Poradni mamy spokojnie funkcjonować ze świadomością, że wszystko co robimy dotychczas jest bez sensu, bo przecież nie było fazy raczkowania, półkule mózgowe nie wytworzą tych wszystkich niezbędnych połączeń nerwowych i generalnie młody jest ze wszystkim do tyłu. Tylko z chodzeniem jest do przodu ale to jak się go trzyma, czyli trochę oszukane to chodzenie. I co teraz? Mamy mu zabronić, gdy się domaga? Nie prowadzać? Przekonać mądrymi argumentami popartymi latami badań słynnych naukowców? Bardzo budujące. Zwłaszcza jak znajome mamusie zatroskanym tonem dziwią się: „O rety! Jeszcze nie …/tu należy wstawić dowolną umiejętność klasycznego bobasa w wieku 14 miesięcy/?”. Ano nie. Widocznie Janek stwierdził, że w nosie ma to, co powinien i ustalił własną strategię.
Wierzę, że słuszną i staram się z całych sił nie dać wkręcić w to „powinien”, „nie powinien”, „umie”, „nie umie”. Ale do Poradni pójdziemy, bo podświadomie chciałabym usłyszeć coś kojącego w stylu „wszystko w porządku”. Albo dostać zestaw ćwiczeń do rehabilitacji i umieć mu pomóc się paru rzeczy nauczyć.
Dziś zdecydowanie nie był mój ulubiony dzień.
Potrzebuję turbodoładowania z pozytywnej energii.
Albo żeby się zwyczajnie ktoś dla odmiany mną poopiekował.
Wizja mi śnieży i ogólne zmęczenie materiału.
Ja, robot. Ja, matka na resorach.