Dobra. Najwyższa pora wstać, otrzepać tyłek i podlać tego kwiatka co jeszcze wyżył. Postanowiłam. Mam w najwyższej mierze dość własnej smuty i będę z nią walczyć. Choć odkryłam jeden niezaprzeczalny plus depresji – smuklejszą linię – aczkolwiek przyznaję, że zdecydowanie wolałabym osiągać obserwowaną zmianę gabarytu nieco mniejszym kosztem.
Przy okazji – póki pamiętam kto i którędy – pragnę gorąco podziękować wszystkim wyciągającym mnie za uszy i kończyny w górę. To naprawdę budujące, że nie zostaje się z tym wszystkim samemu sobie i czasem można komuś bezkarnie obsmarkać rękaw. Matce Whitney Houston też dziękuję. Bo czemu by nie.
Co się działo przez ten czas zasuszania kwiatów i pielęgnowania penicyliny na dżemie truskawkowym?
Lokator przeżył zarówno zajęcia przygotowawcze do Przedszkola, jak i Akcję Beret. Ośmielam się nawet spostrzec, że z oszałamiającym sukcesem.
Po pierwsze nieco może i dziwne, że skoro Przedszkole startuje od września, to zajęcia przygotowawcze organizuje się w ostatnim tygodniu maja, ale na pewno sama inicjatywa była mocno potrzebna. Choćby dlatemu, żebym wiedziała, od których Mamuś i ich cudownych Dziateczek trzymać się z daleka. Inaczej później szok zabiłby we mnie całą resztkę matczynej empatii i musiałabym zacząć mordować. Poza tym uroczo. Młody najbardziej zainteresowany był okazałym kącikiem motoryzacyjnym i szczerze oraz z oddaniem olewał wszelkie stworzenia dwunożne.
– Czy Pani Synek nigdy nie bawi się z innymi Dziećmi???
– Hmm… Owszem. Od siódmej do siedemnastej przez pięć dni w tygodniu w dwudziestoosobowej grupie w Żłobku. Po tym czasie znacznie bardziej ceni sobie święty spokój.
I ja mu się szczerze powiedziawszy wcale ale to wcale nie dziwię. Lubimy ludzi, czasem nawet tolerujemy nieletnich, a niektórych – zwłaszcza małą urokliwą Zofię z Lublina – nawet trzymamy za rękę w chwilach romantycznego zapomnienia, ale po tylu godzinach intensywnych interakcji społecznych, każdemu napotkanemu przedstawicielowi gatunku mamy co najwyżej ochotę odgryźć nos. Bynajmniej natomiast nie myślimy o dzieleniu się samochodzikiem bądź przepisem na ciasto rabarbarowe. Opcjonalnie.
Po drugie Akcja Beret, czyli tak naprawdę Akcja Nocnik, ale z uwagi na fakt rozmaitych zastosowań tegoż artykułu pierwszej i drugiej potrzeby oraz najprzeróżniejsze – a nie tylko jak nazwa wskazuje nocne – godziny użytkowania, przemianowaliśmy jak wyżej. I już. Obszczymur Domowy w rozkwicie. Mokre było już wszystko. Sufit nie wiem czy był bo nie sprawdzałam a teraz wszelkie badania będą już niewiarygodne. Za to podłoga, ściany, drzwi, łóżko i nawet komoda przyjęły sporą dawkę do analizy. W końcu się udało. Nie powiem, że było to lekkie, łatwe i przyjemne. Nie powiem również, że Akcja Beret nie jest w toku – bo jest jak najbardziej. Ale postęp jest olbrzymi i chyba oboje zrozumieliśmy o co w tym wszystkim chodzi. Młody, że jak się celuje do nocnika, Matka się cieszy i jest upragniony święty spokój. Ja, że jak się nie celuje, jest więcej frajdy. Przynajmniej dla niektórych.
A co u mnie?
Byłam na ten przykład w Lublinie. Zaprosiła nas AgA to pojechaliśmy. Co mieliśmy nie jechać. Mogłam się pokiwać w fotelu, pomiziać miękkie wszędzie kocury, pogadać albo pomilczeć, pooglądać albo posłuchać. Wszystko mogłam. Nawet w Nałęczowie byłam i kąpałam się w mineralnej. Młody pierwszy raz w życiu był na basenie a zachowywał się jakby nigdy nic innego w życiu nie robił, tylko moczył odwłok po aquaparkach. Fajnie. Bo bałam się, że spanikuje i rozedrze się na pół we wrzasku. Naprawdę nie chciało mi się wracać. Nic a nic.
W bonusie będzie zdjęcie. Zaraz wstawię, ale najpierw słów parę. Bo w pracy mieliśmy konkurs z okazji Dnia Dziecka. Każdy miał za zadanie przynieść swoje zdjęcie z zamierzchłego dzieciństwa, takie maksymalnie niepodobne do nikogo a już najmniej do siebie samego. Wszyscy grzecznie przynieśli po fotce i kryjąc się jeden przed drugim pokątnie skanowali pulchne policzki i chude łydki w zaciszu recepcji. Następnie otrzymaliśmy zestaw młodego komika, czyli nas w wersji ultra odmłodzonej a do każdej podobizny przypisany był numerek. Cały myk polegał na tym by poprawnie przypasować numerki spod zdjęć do obecnie pracujących tam dorosłych i nie dostać ze śmiechu skrętu kiszek. Ja to jeszcze jakoś w miarę ale koleżankę Kapustę jednogłośnie ochrzczono Laleczką Chucky, albowiem zaciętość w minie i spojrzeniu oraz fryzura były aż nazbyt zbieżne by móc ten fakt przeoczyć. Wygrać nie wygrałam – a wygraną były dwa bilety na dowolnie wybrany seans w kinie – ale za to dowiedziałam się, że od czasów przedszkolnych nie zmieniłam się prawie wcale. Tylko jedna osoba nie odgadła, że ja to ja. Aczkolwiek podejrzewam, że prawie również w tym przypadku robi znaczącą różnicę.
