Normalnie wiosna jak w mordę strzelił!
Słońce świeci, tramwaje zaczynają podśmiardywać jak zawsze gdy ludzie wywalają pachy luksusowe na wierzch w ilościach hurtowych, jakieś parki czają się w obściskach za wiatą przystanku i straszą mlaskaniem bogobojne staruszki. Sodomia z Gomorią reaktywejted. Wszyscy kochają słońce i się wzajemnie. Niektórzy nawet dosłownie. Pani, na ten przykład, w mieszkaniu naprzeciwno potrafi wejść na wysokie ce nawet o trzeciej w nocy. I to przy otwartym oknie – widać przeciąg jej nie straszny. A potem jeszcze o trzeciej trzydzieści. Ech, niektórzy to mają życie 😉
Wszędzie panuje rozpasanie i ogólna degrengolada z pianką na górnej wardze. Nery tlenionych nastolatek znów odkryte (mimo miejscowego posinienia bo wietrzyk jednak potrafi jeszcze co nieco schłodzić), biodrówki (co to miały być już niemodne ale widać nie wszyscy się podporządkowują jedynym słusznym normom Cosmo) opuszczone do pół szynki, stringi podciągnięte do pasa, plastik, fantastik, Meksyk na kółkach. Jednym słowem standard. Albo standardzik – dla słabszych. Nawet Bajka wystawia swoje odnóża na wierzch i pastwę opinii publicznej. Taka skubana jest.
Założyłam SE kieckę z sekond hendu (kiedyś to się mówiło z lumpeksu ale teraz w dobie mody wintadż i oldskulu określenie lumpeksu lumpeksem jest bardzo passe, bardzo), taką pomarańczową z czerwonym i czarnym, w maziaje i inne kółeczka. Krótka jest diabelnie ale co tam – raz się szaleje. Do tego mam rajtki i długie glany. I płaszczyk skórzany. I w ogóle nie czuję jak rymuję. Czuję za to powiew luksusu, kobiecości i wiosny we włosach. Chcecie bajki? Oto Bajka. Voila!
Dziś mówię światu uśmiechnięte ‚dzień dobry’ i w dupie mam malkontentów. O ile oczywiście się tam wszyscy zmieszczą.
Z Młodym w nosidle wyglądałam na pewno przeuroczo bo jakiś zabłąkany student przystankowy aż wstał jak mnie zobaczył. To nic, że reszta ławeczki była pusta bo poza nim nikt na niej nie siedział. Po chwili oczywiście zorientował się w sytuacji i usiadł z powrotem, kryjąc rumieniec pod długimi piórami, ale i tak zrobiło mi się miło. Chyba, że powinnam zacząć się martwić, że się starzeję skoro mi już miejsca ustępują piękni dwudziestoletni. Ale martwić się nie będę. Wolę wierzyć w to co chcę. W żłobku za to o siódmej piętnaście pewien tatuś, oddawszy Syna swego w dobre ręce Ciotki Etatowej, wymienił ze mną kilka słów i zaproponował podwiezienie na Bemowo jeśli mi pasuje bo on akurat w tamtą stronę… Nie pasowało ale podziękowałam uprzejmie. Hmmm. Normalnie epidemia jakaś 😉
Poinformowałam Panią Kierownicę, że zaszczepiłam moją osobistą młodzież co by wuzetwu_typu_be się jej nie imało. I że dziadkowie, z okazji szóstego miesiąca wzmiankowanej młodzieży, uciułali i zasponsorowali jej też szczepienie przeciw pneumokokom. I dobrze bo sama bym w życiu nie dała rady wybulić dziewięciu stów na szczepionkę (trzy dawki, a każda po 326 złotych, bagatelka) ale i tak byłam wzruszona prezentem. Zwłaszcza po tym nieszczęsnym szpitalu się przyda. Pani Kierownica przywdziała swój uśmiech Giocondy po liftingu i zanotowała w kajeciku stosowne znaczki. Mam nadzieję, że nie przyjdzie jej do głowy, że stałam się nagle majętna i da dziecko me ukochane porywaczom dla okupu. By się ździebko przeliczyła.
Tak w ogóle to Wrzaskun dostał jeszcze od Dochtora Królika (królika, bo tak śmiesznie rusza nosem) skierowanie do alergologa i kardiologa (szmery, szmery, ech) i całą baterię recept na mleko bez mleka. Muszę wygrać w totka. Pilnie. Alergolog chciał umówić nas na… grudzień ale po mojej stanowczej sugestii co o tym myślę i gdzie konkretnie to mam stanęło na dwunastym czerwca. Do kardiologa boję się dzwonić. Rok 2056 czy 2057? Który pani bardziej pasuje?
W pracy mnie już na wejściu poraziło. Poraziło mnie strasznie i długo trzymało w niewygodnej pozycji przykurczu wewnątrzgałkowego zanim się nie zorientowałam co jest grane. UMYLI NAM OKNA!! Kurka siwa. Normalnie święto narodowe powinny odpowiednie władze ogłosić z tej okazji. Odkąd się tu sprowadziliśmy w zeszłym roku nawet nie do końca byłam świadoma, że mamy okna. Takie były szare jak stara kapota pana Józka. I mocno nieprzezierne. A tu proszę, okazuje się, że nie dość, że mamy czym wyglądać to jeszcze widok jest na całkiem ładną kamienicę na ulicy Kruczej. Hurra! To taki jest ten świat.
W firmie szaleją plotki. Wiadomo – wiosna. W zeszłym roku pamiętam jaka była konsterna jak do kadr dostarczyłam zaświadczenie o czternastym tygodniu ciąży. Wszyscy byli przekonani, że mam inne preferencje bo przecież ‚taki kawał czasu sama, więc skąd to dziecko?’. Odpowiadałam, że kupiłam w sklepie ze śmiesznymi rzeczami. Albo na wyprzedaży w supermarkecie. Teraz się też zaczęło. Magiel na Mokotowie normalnie. Ten z tamtą a ta z tym, a ta to w ogóle z nią jezusmaryja. Wszyscy maja romanse, romansiki, spotkanka, tet-a-tety i inne nasiadówki. Tylko ja mam jedynie siniaka na łokciu. I nawet złamanego wielbiciela. Do jasnej cholery mógłby jakiś być. Garbaty choćby, albo z jednym zębem ale niech mnie ktoś adoruje, no!
Marzę o bukiecie kwiatów przysłanym przez umyślnego wprost na biurko. Albo kartonie rafaello, w którym bym się mogła tarzać w przerwie na kawę. I z jakimś liścikiem koniecznie. Tylko nie w stylu ‚Twoje nogi pachną cudnie rano, wieczór i w południe’ bo to bym się domyśliła, że od Ziuty. Tylko od takiego wielbiciela prawdziwnego, co by nie spał nocami i nie jadł bo by mię kochał szalenie i niestrudzenie. Ale nie za bardzo bo przesuszonych nie lubię. I marzę tak. I co? I nic. Normalnie jak będę miała zbędną gotówkę albo znajomego w kwiaciarni to sama sobie wyślę. Zanim mnie coś trafi. I wtedy dopiero będzie się działo. Będę siedzieć rozparta w foletu jak klasyczna rozwora (a tak już mnie ukradkiem w firmie określano gdy byłam zaigorowana), głaskać się wewnętrznie po próżności kobiecej wybujałej mocno i roztaczać wokół aurę tajemniczości. Wszyscy mają gacha – mam i ja. A co!
Teraz jednak pozostaje mi jedynie nadzieja, że sukienka z lumpeksu i te odnóża nieszczęsne dadzą mi choć poczucie luksusu i złudzenie, że jeszcze żyją mężczyźni, którzy nie są nietrzeźwi czy w inny sposób szaleni, nie mają 80 lat i gromadki wnucząt albo czterdziestki z hakiem i kryzysu wieku średniego, i którym się jednak mimo wszystko podobam. Mamut twierdzi co prawda, że w tych glanach wyglądam jak nieudany zabieg ortopedyczny i resztę życia spędzę tylko w towarzystwie Lokatora bo głupio Mu będzie uciec. Ale po pierwsze nie mam innych butów a po drugie z całą pewnością mówi tak specjalnie bo wie, że i tak jej nie uwierzę. Zazdrośnica jedna. W końcu taki Syn to fajna sprawa.
Wiosna, cie choroba 😉