Poniedziałek-kaszlałek.
Tymczasem dla Jana był to, jak się okazuje, cudowny dzień:
1. Jan nie był dziś w przedszkolu – przedszkole w poniedziałkowy poranek to zło najwyższej próby i nie sposób się nie zgodzić, bo każdy wolałby zostać wtedy w łóżku.
2. Był u swojej ukochanej Pani Doktor – przy każdym spotkaniu wymieniają uściski, czułe słówka i kurtuazyjne ukłony, a Pani Doktor jest już chyba dożywotnio zachwycona szarmanckim stylem bycia i nieodpartym urokiem Janka.
3. Dodatkowo dostał wypasiony pakiet naklejek Dzielny Pacjent, którymi okleił się po czubeczki (oraz plecy siostrze).
4. A w aptece w ogonku dostał lizaka na kaszel w ramach testowania smaków, co przyprawiło go tak dobry humor, że całkiem zapomniał o swojej chorobie.
– Jak się czujesz Jasiulku? – zapytała po powrocie Babcia Krysia odgarniając z wnuczkowego czoła niesforny kosmyk
– Wspaniale Babciu! – wykrzyknął zachrypnięty lecz szczęśliwy pięciolatek – I już dużo lepiej kaszlę! – dodał, po czym demonstracyjnie niemal wypluł płuca na podłogę
Do wieczora Jan dotarł na różowej chmurce, bo generalnie jest dzielniakiem i nie pęka na robocie. Na szczepieniach czy pobraniu krwi nawet się nie skrzywi, nie buczy bez powodu, lekarstwa łyka pokazowo i bez mrugnięcia, oraz nie boi się lekarzy a szpatułką pozwoliłby sobie pewnie przez gardło zbadać wątrobę.
W wieczornej kąpieli najwyraźniej skończyła mu się skala endorfin.
Rozentuzjazmowany, pluskając się w wannie, nic z tego ni z owego wyemitował z mocą w kierunku Księcia Małżonka, zbliżającego się doń ze szczoteczką do zębów:
– Tato! Kocham wszystkich!! Bo przecież Ty i Mama jesteście wspaniali!!
Następnie eksplodował uśmiechami a nas zalała fala budyniu. I wisienka.
Tak jest, Synu.
Kochać wszystkich.
Nikogo nie oszczędzać.