Po wczorajszych 6 km biegu w deszczu i dzisiejszym morderczym w tempie treningu step-sztangi-respirator moje łydki umarły i znajdują się w jakiejś odległej galaktyce. Są w niebie dla zbolałych i zmaltretowanych części ciała. Ale nadal chodzę. Czary z mleka!
Oraz Syn mój najstarszy zagaja: „Mamo, zagraj ze mną w piłkarzyki, co?”
Pewnie, że zagram, Synu. Albowiem gdyż ponieważ mam opcję „zmartwychwstanie” w pakiecie powitalnym. Ze stałą odnawialnością co rano. Opcja ma wprawdzie wyłącznik czasowy między pierwszą w nocy a piątą rano, ale spokojnie – wtedy jestem w trybie gotowości. Nieustający stand by z mleczkiem, kocykiem, kołyszącymi ramionami i bajką na życzenie.
Wszystkie SuperMatki tak mają. A SuperOjcowie wracają po dobie spędzonej za kierownicą, biorą prysznic i hop – już jeżdżą z dziećmi na rowerze, albo bujają huśtawki, z których wystają tylko majtające się, dziecięce nogi.
Kobiety są takie mocne!
PolubieniePolubienie
Podziwiam, ja biegam po 5 km ale co drugi dzień aby organizm miał czas na regenerację 😉
PolubieniePolubienie
Hej 🙂 Nie no, wydawalo mi się, ze już nic mnie w sieci nie zaskoczy, a tu jednak jest zaskoczenie 🙂 Oczywiscie w pozytywnym tego slowa znaczeniu. Jednak mylilem się, dawno nie czytalem nic tak dobrego 🙂 Chylę czoła przed mistrzem, mam nadzieje, ze pisac będziesz jeszcze dlugo 🙂 Bo naprawdę wielka strata byłoby, gdyby ten blog został zamkniety 🙂
PolubieniePolubienie