Kiedy byłam jeszcze małą, sepleniącą dziewczynką z warkoczykami, chciałam być strażakiem. Chciałam być duża, nosić takie fajne spodnie na szelkach i kask, jeździć taką wielką ‚wypasioną’ czerwoną furą z drabiną na dachu, obtrąbiać z tej fury wstrętne sąsiadki co mówiły, że jestem podobna do taty (mama zawsze znacznie bardziej mi się podobała) i patrzeć na świat z góry. Gaszenie pożarów było w drugiej kolejności.
Później trochę podrosłam i z racji zamiłowań piromańskich przerzuciłam się na wielkie szesnastokołowe ciężarówki bo głupio byłoby być strażakiem i jednocześnie czerpać wyjątkową frajdę ze wzniecania pożarów w najbardziej niezwykłych miejscach w moim domu. Na szczęście nigdy nie udało mi się wzniecić prawdziwego a ograniczyłam się łaskawie do swobodnej zabawy zapałkami. Swobodnej oczywiście do czasu przyłapania mnie in flagranti przez Mamuta na próbach puszczenia z dymem paprotki. Jej ukochanej paprotki. Przez wzgląd na moje cztery szanowne litery nie wspomnę co się wtedy działo.
Miłość do szesnastokołowców przeszła mi dość szybko, gdy tylko obejrzałam jakiś film dokumentalny o amerykańskich kierowcach. Nie wiedzieć czemu ubrdałam sobie, że wszyscy kierowcy szesnastokołowych ciężarówek myją się raz na tydzień, sikają na stojąco i to w lesie, muszą być grubi, śmierdzący i bez jednego zęba. Przynajmniej jednego. Taki miałam schemat i nie dało się tego przeskoczyć. Być może świat stracił wówczas wybitnego kierowcę. Kto wie. Grunt, że przeszło jak ręką odjął.
Wtedy zaczęłam się kochać na zabój w tym czarnym długopiórym z Modern Talking. Wszyscy się w nim kochali. Nawet (albo zwłaszcza) mój starszy kuzyn, który stwierdził, że to ‚niezła laska jest’. Przeszło mu oczywiście po bliższych oględzinach plakatu i potem za Chiny Ludowe nie chciał się przyznać, że miał ongiś taką słabość. A ja ślęczałam przed telewizorem i czyhałam na Niedźwiedzkiego, bo tylko on puszczał wtedy teledyski. To była dopiero miłość. Ech. Trwała całe dwa miesiące.
Potem zaczęłam słuchać zdzichowych czarnych płyt na adapterze i zaczęła się dla mnie era Led Zeppelin, Black Sabbath i TSA. No i oczywiście nieśmiertelny Perfekt. W efekcie do szkoły poszłam już wyedukowana muzycznie i mocno nastawiona na prawdziwy rock. Ileż ja się musiałam nacierpieć słuchając na lekcjach muzyki Piccolo Coro Del Antoniano i Krzysia Antkowiaka, że pada śnieg to już tylko ja wiem. Albo jakichś innych Sabrin. Grunt, że później to ja byłam górą i nuciłam wszystkim ‚Luciolę’ Maanamu albo ‚Szklaną pogodę’ pani Ostrowskiej.
Koniec podstawówki (jakaś siódma klasa) to już była wielka miłość motocyklowa, która przetrwała zresztą do dziś. Jednoślady to w ogóle odrębny temat w moim życiu ale wtedy to się właśnie zaczęło. Najpierw zobaczyłam w albumie zjęcia młodego Mamuta w objęciach jakiegoś obcego fagasa na czymś co wyglądało jak rower tyle, że większy i grubszy. Fagas Zdzichem nie był (nawet po odjęciu w myślach brzucha) i to było widać bez dwóch zdań. Zagadnięty Mamut najpierw spąsowiał, potem coś wyjąkał, że to kolega z technikum i odesłał mnie w kwestiach technicznych do taty. Tato spojrzał, zacisnął zęby, wycedził, że to motocykl i zakończył temat.
Edukowałam się więc motoryzacyjnie sama. A że miałam wielu starszych kolegów (z racji starszej o pięć lat i znienawidzonej wtedy równie mocno co szpinak siostry) edukacja ta była znacznie łatwiejszą i przyjemniejszą zarazem. Imponował mi zwłaszcza taki jeden kręcony co to już teraz nawet nie pamiętam jak miał na imię a siostra to na niego nawet nie spojrzała ani razu… ale imponował mi strasznie. I nawet mnie parę razy przewiózł na jakiejś rozklekotanej emzetce.
Przez całe liceum miłość do motocykli rosła coraz bardziej a że przy okazji połączyła się z miłością do równie zapalonego wtedy co ja wariata, to w efekcie na maturę pojechałam już w kasku. Na egzaminy wstępne na studia zresztą też. Pamiętam – wszyscy odpicowani w kancik i mini spódniczki a ja w czarnej skórze i z nolanem w ręce. Ale dostałam się bez problemu. Może tylko z malutkim strachem, gdy to pokłóciłam się z egzaminatorem o sposoby resocjalizacji nieletnich. Mieliśmy różne poglądy na wiele spraw a ja do grzecznych i układnych nie należałam nigdy ale może właśnie to sprawiło, że do dziś piszemy do siebie maile 😉
Chciałam być strażakiem – nie wyszło, bo za bardzo lubiłam ogień. Chciałam być kierowcą tira – ale odstraszyły mnie różne zmienne. Rockmanem też już raczej nie zostanę. W poprawczaku i więzieniu pracowałam krótko, bo zwyczajnie nie da się za to wyżyć a szkoda bo jak w końcu znalazłam pracę swojego życia to znów wszystko rozbiło się o pieniądze. Ale jedno jest pewne. Jak tylko Młody podrośnie na tyle by już nie przewracać sie o własne skarpety i zacznie rozumieć o co w tym wszystkim biega, nauczę Go jeździć motocyklem. Na koncert KULTu już jesteśmy umówieni. I na pierwsze piwo.
To ja kupię małemu takie malutkie glany i bluzę z kapturem,niech chłop chociaż na tym koncercie wygląda 😉
PolubieniePolubienie
rock’n’rollowa mamuśka ; )…
Bajka, no co ty, jak Młody się zacznie interesować muzyką na poważnie, to my będziemy ryczące czterdziechy z głeboką nadwagą. Myślisz, że będziemy jeszcze wtedy na koncerty chodzić?
PolubieniePolubienie
no chyba ze mlokos bedzie mial inne zapatrywania
no ale zawsze mozna przymusic 😐
PolubieniePolubienie
ładne t marzenia. Zwłaszcza to o jeździe z młodym na motocyklu
PolubieniePolubienie
Bajka a widziałaś kochana „Billy Elliota”? Zważ na swoje wyobrażenia, bo jeszcze będziesz pointy kupowała i tutu prała 😀
PolubieniePolubienie
No wiesz! Rozklekotanej?
Ja tez w podobnym do Twojego wieku, zakochalam sie w swoim pierwszym motorze- na wakacjach po VII kl.
I tak mi zostalo do tej pory.
I byla to czerwona MZ 250.
A wtedy(1978)to ona byla prawie nowka a nie rozklekotana.:-)))
PolubieniePolubienie
Lukrecja – bluzę Slayera już ma ale za chwilę z niej wyrośnie bo jest w rozmiarze 68, czarna jak smoła i wygląda dokładnie jak moja tylko w skali odpowiednio mniejszej 😉
Hal – nie wiem jak Ty ale ja będę 😉 nawet jak już będę łazić z balkonikiem. za bardzo lubię
Psychobil – przymusania z zasady nie preferuję a skoro w moim przypadku zadziałało to wierzę w prawo serii
Melissa – prawda?
Scumbler – widziałam i się nie boję nic a nic. ja też słucham i muzyki klasycznej (nawet w chórze śpiewam) i ciężkiego metalu. wszystko jest kwestią pogodzenia odpowiednich harmonii 😉
Ruda – ta była rozklekotana. zwłaszcza, że jeździłam później na Hondzie CM250 a skończyłam na virażce 750
PolubieniePolubienie
Jestem „ryczaca czterdziecha”.
Nadwage gubie co jakis czas.
Na koncerty rozne chodze czesto.
I to wszystko bez balkonika!
Slowo!
;-))))
PolubieniePolubienie
A ktoś z boku potraktuje Was jak rodzinę patologiczną: matka resocjalizuje dziecko piciem piwa. 🙂
PolubieniePolubienie
ty, a jak on będzie miał inne upodobania? se wyobraź, że ciebie chcą wychować np. na hiphopowca, bo tak lubią. sam nie wiem, czy mojemu synowi za młodu puszczać Zeppelinów, brać w Tatry i uczyć chwytów gitarowych, bo takie rzeczy chyba najlepiej odkryć niezależnie od starych i niejako w opozycji do nich.
prawda pewnie gdzieś pośrodku.
PolubieniePolubienie
Puszczaj mu tych „cepelinów”!
W Tobie nadzieja!
Wiesz – czym skorupka za mlodu…
🙂
PolubieniePolubienie
Siema!! Ja zaczynam dopiero swoja historie z motorami ale juz wiem ze beda mi towarzyszyły do końca życia, chdze do liceum i mam nadizeje że za 2 lata tez pojade na motorze na mature:D 😉 GORRĄCO pozdrawiam 3m sie
PolubieniePolubienie