PIĄTEK
Godzina zero. Młody zapakowany w foteliku szczelnie po zęby bo zima. Protestuje głośno i dobitnie. Wszak ograniczyłam mu swobody obywatelskie i w dodatku założyłam czapkę. Jedną na drugą. Czapki to zdecydowanie wróg Młodego. Wróg numer dwa. Tuż po kremie do twarzy. Wiadomo. Facet. Uspokaja się w samochodzie w drodze na dworzec ale w oczekiwaniu na pociąg daje popis swoich umiejętności wokalnych. Aplauz na stojąco połączony z próbą zatkania wiadomego otworu smoczkiem powodzi się dość średnio. Otwór grzmi dalej. Dobrze, że w pociągu ciepło – można szanownego pana rozebrać i oswobodzić. Pełnia szczęścia. Ruszamy po dwudziestej, na miejscu będziemy przed piątą. Młody udziela się towarzysko i komentuje świat w sobie tylko znanym języku. Wszyscy zgodnie twierdzą, że jest uroczy. Czaruś jeden. Po cyklu uśmiechów z serii ‚popatrz, tu mam miejsce na zęby’ i monologu na cześć ‚gie’ Młody odpada. Zmęczony trudami życia i podróży śpi do czwartej. Dobrze Mu. Ja padam a to dopiero początek dnia.
SOBOTA
Po nakarmieniu i odzianiu fotelik z Lokatorem wędruje do samochodu z bagażami a reszta wycieczki brnie pod górę na piechotę. Rety! Nie sądziłam, że moja kondycja przeszła do aż tak zamierzchłej historii. Do ośrodka docieramy sapiąc jak parowóz. Młody śpi nieustająco a ja z przerażeniem patrzę na bagaże. Moja jedna torba kontra trzy obywatelskie. Nawet kosmetyków ma więcej. To doprawdy zdumiewające. Szybkie rozpakowanie, prysznic, łóżko. Jest bosko. Śpię całe półtorej godziny. Dzieć obudził się wypoczęty i domaga się towarzystwa w konwersacjach ze swoją lewą stopą. Padam na twarz. Przy śniadaniu brakuje mi trzeciej ręki. Z okazji obiadu – czwartej. Poza tym bosko. Na próbie Młody grzeczny jak anioł patrzy, słucha, obślinia najbliższe otoczenie. Wszystko podoba mu się do czasu, kiedy nie zaczynamy śpiewać smutnych utworów. Mam bardzo wrażliwe dziecko. Ale przy tym robi tak śmieszne minki, że połowa chóru rechocze. Druga udaje, że nie i zasłania się nutami. Igora wyraźnie fascynuje dyrygent. Tak śmiesznie macha rękami i robi dziwne grymasy. Wieczorem u Arsena przy herbacie Młody rozgaduje się na dobre. Teraz już buzia Mu się nie zamyka. Wracamy do pokoju. Wokół Młodego wianuszek niewiast. I każda się zachwyca. Ciesz się i korzystaj Synu. Takie rzeczy to tylko w erze. Kąpiel w misce kończy się salwą śmiechu i ochlapaniem publiczności. Teraz tylko piżamka, porcja opowiadań na dobranoc i do łóżeczka. W nocy impreza i korytarzowe śpiewanko na dwie gitary. Dziecko śpi, mama korzysta. Dobrze, że jednak jesteśmy w blokhausie B. Milej, cieplej, przytulniej. Trochę mi smutno. Ale tylko trochę.
NIEDZIELA
Nareszcie wyspaliśmy się w cieple. Kaloryfer się namyślił i grzeje. Uff. Teraz tylko śniadanko i na próbę. Młody jeszcze śpi, więc mam chwilę dla siebie. Idę się relaksować pod prysznic. Mam nadzieję, że zdążę nim obudzi się w Nim maly Wrzaskun.
Miłego dnia
Strasznie się cieszę, że wszystko się tak dobrze układa , potrzebna była ci taka mała odskocznia. Niedługo się znów zobaczymy.
PolubieniePolubienie
a jednak blokhaus B. 🙂
No to szalej w miarę możności (swoich i młodziana), Baj. 🙂
PolubieniePolubienie
no, no, no!
fajnie ci i niech tak będzie jak najdłużej! pozdrawiam :*
PolubieniePolubienie
lubię Cię czytać..nastawiasz mnie optymistycznie do życia … nie przestawaj pisać 🙂
PolubieniePolubienie