Byliśmy z Obywatelem na próbie chóru. Niespotykanie grzeczne dziecko. Jak zwykle przy innych. Nie wiem jak to się dzieje, ale wystarczy gdzieś się z Nim wybrać by z Wrzaskuna przemienił się w potulnego aniołka o zabójczo bezzębnym uśmiechu i niesłychanym wdzięku osobistym. Kobiety wręcz zabijają się by go dotknąć lub potrzymać na rękach a mężczyznom imponuje to w jaki sposób beka. W dodatku wszystkim się to podoba. Nawet mnie. To straszne. Mam syndrom matki i choć pewnie nie powinno, zaczyna mnie to przerażać. Jak zacznę do Niego słodko pogruchiwać, seplenić i wymyślać sprzętom domowym nowe, idiotyczne nazwy, proszę mnie dobić. Byle skutecznie.
Żeby całkiem nie zamienić się w mentalną rzeżuchę czytam książki i staram się jak najwięcej przebywać z ludźmi, którzy etap pieluch mają już dawno za sobą. Dlatego chór ratuje nas oboje. Młodemu dobrze bo lubi mieć widownię, mnie dobrze… po prostu. Ostatnimi czasy męczymy kolędy. Świąteczny czas, koncerty, bla bla bla. Dyrygent bezskutecznie próbuje wydobyć z nas muzykę a my równie bezskutecznie próbujemy szukać jej na suficie albo w plotkach z sąsiadem. Biedny Darek dwoi się i troi a chór i tak śpiewa po swojemu. Na ogół inaczej niż w jego wizjonerskim zamyśle. Nawiasem mówiąc to normalne o tej porze roku. Przy kolędach zwykle w styczniu następuje już zmęczenie materiału a chórzyści boją się otworzyć lodówkę w obawie przed pastuszkami co w żłobie leżą czy jakoś tak.
Dziś Darek nie wytrzymał:
– No co to takie zaleciane?!
Na sali konsternacja. Nikt nie wie o co chodzi ale na wszelki wypadek udajemy, że się boimy. Żeby nie było. Dyr jest znany z ciekawych sformułowań i skrótów myślowych ale teraz czeski film po prostu. W końcu odzywa się jakiś nieśmiały głos z tylnego rzędu:
– Jakie???
– No… za szybkie!
No. To przecież oczywiste 😉
Ps. Cytat z reklamy nadawanej w porze obiadowej w telewizji: ‚moje zaparcia są naprawdę trudne’… Urocze. Doprawdy. Leżę i kwiczę 😉