Na dobranoc 'dobry wieczór' miś pluszowy mówi wam

Godzinę temu wróciłam od lekarza. Jutro od rana kolejny do kolekcji. Zacieśniam związki ze służbą zdrowia niczym jakiś narwany maniakalny zabójca gustowną pętlę na wątłej szyi ofiary. Najlepiej niewinnej i wrzeszczącej. A im większy stopień anielskości charakteru ofiary i im większe natężenie decybelowe, tym ciekawszy film czy inna książka. Niestety moje zacieśnianie do interesujących nie należy. Wręcz przeciwnie. Siedząc dziś w pokoju numer 212, pomiędzy godziną 17 a 20.30, zdążyłam w myślach unicestwić połowę ludzkości, drugą połowę porazić prądem i podtopić, wskrzesić pierwszą połowę, dać jej międzygalaktyczne miecze świetlne z dopalaczami z domestosa i kazać dobić resztę. Przy życiu pozostawiłam tylko siebie z zawartością, lekarza i drobnoustroje chorobotwórcze. Żeby potem załatwiły za mnie sprawę. Wychodząc, a raczej wytaczając się resztką sił z paskudnie odrapanego molocha zbudowanego w stylu późnego Gierka albo wczesnego Jacksona – jak kto woli – myśli miałam wybitnie skoncentrowane wokół ‚Makbeta’. A ściślej rzecz ujmując mordu. Bo ‚Makbet’ jak humor ze szkolnego zeszytu głosi opierał się na mordzie. I to nie hormony, ani jakieś moje wyewoluowane w kosmos widzi_mi_się, ani też inny cholernie niekorzystny biometr. To złość i bezsilność w wybitnie logicznym związku przyczynowo-skutkowym. Od wymyślnego przeklinania w myślach boli mnie wyimaginowana żuchwa. Od rzucania semantyczno-semiotycznym mięchem dla podrasowanych obszczymurków w głos powstrzymuje mnie tylko fakt, że Lokator z dolnego piętra wszystko słyszy i raczej nie chciałabym, aby po wydostaniu się na suchą powierzchnię, obdarzył mnie w pierwszym słowie na dzień dobry soczystym wulgaryzmem klasy zero. Nie bójmy się nazwać rzeczy po imieniu. Mam wyjątkowo gówniane perspektywy na dalsze owocne związki ze służbą zdrowia, a jedyna wzajemność jaka w tej – ponoć – korelacji istnieje jest taka, że gdybym mogła to bym ją uzdrowiła jednym solidnym chlaśnięciem w ryj, ona zaś też nie może, ale robi to z powodzeniem. I to raz za razem. Odnoszę nieodparte wrażenie – poparte wieloletnim doświadczeniem w sporej rozpiętości domen – że służba zdrowia to chyba jedyna ‚legalna’ instytucja, w której za wyrwanie nam głowy i nasikanie do szyi musielibyśmy podziękować i jeszcze zapłacić za znieczulenie co to miało być refundowane, ale wszyscy mają to tak głęboko, że zbędne są im okresowe badania okrężnicy. Całe szczęście, że jak już wyszłam stamtąd, w drodze na przystanek nie napatoczył mi się w zasięg wzroku jakiś samotny a zbłąkany wędrowiec. Bo nie wiem czy bym go zwrzeszczała, skopała i odtańczyła mu ma nerkach kankana, czy od razu zakopała żywcem w asfalcie. Mam serdecznie dość pitolenia o dyrdymałach ustawowych i rozkładania rąk w bezwyrazie. Zwłaszcza, gdy za plecami czeka się na kopertę. I robi łaskę, że w ogóle się otwiera drzwi. Świetnie się bawię. Chce się ktoś zamienić? Albo powymądrzać? Zapraszam. Od razu jednak dodam, że wszelkie hiper_ultra_rozumne komentarze w stylu ‚wytrzymaj i przywyknij, bo wiele przed tobą’ i że ‚muszę się uzbroić’ albo ‚nie wszędzie jest tak samo’ jak również wszelkie usprawiedliwienia zaistniałej sytuacji zawczasu proponuję sobie, excuse le mot, wsadzić w cztery litery i popchnąć barowym stołkiem, bo nie ręczę za reakcje. Zwłaszcza po dwudziestu siedmiu latach notorycznego zacieśniania związków. Bo o służbie zdrowia wiem wszystko i czekam tylko na stosowny teleturniej. I nie zrozumie tego nikt, kto nie miał pecha urodzić się z takim zestawem klocków w wiaderku. W dupie to mam. Opanował mnie gigantyczny wkurw porównywalny chyba tylko z przytrzaśnięciem sobie stosownych rzeczy stosownie przytrzaskiwalnym oknem balkonowym. Jak kto ma. Przekleństwa zaś jakie cisną mi się na usta pod wiadomym adresem wykorzystam robiąc pranie, na którym mogę się do woli wyładować nie zabijając nikogo. Byle na siedząco. Mamut twierdzi, że cholernie mocno zazdrości mi opanowania. Jutro znów będę miała siłę. Poza tym pomaga wizualizacja siekiery z właściwym wkładem w miejsce pieńka.

Słodkich snów.
Zła Bajka i jej Bad Rabbit

12 uwag do wpisu “Na dobranoc 'dobry wieczór' miś pluszowy mówi wam

  1. ja też ci zazdroszczę. Ja bym jednak zwizualizowała te siekierkę na tyle, by móc ją chwycić w swe łapska i zadać parę celnych ciosów. Albo chociaż drzwi jakieś porąbać… najlepiej w placówce.

    Polubienie

  2. ja nie wiem na czym to polega bajko ale zawsze kiedy mi nerwy puszczają w kolejnej placówce tak zwanego zdrowia to znajduje taki tekst u ciebie jak ten. i nie wiem czy mam się cieszyć, że nie tylko ja tak mam, czy załapać doła, bo fakt, że mają ta też inni dobitnie świadczy o tym, że ten system jest stworzony od dupy strony i na pewno nie jest stworzony w trosce o pacjentów.

    Polubienie

  3. …mieszkasz w Warszawie. Zawsze możesz wpaść z naganem do ministerstwa zdrowia i krótkimi seriami szerzyć sprawiedliwość społeczną. Jeśli wszystko zawiedzie, weż przykład z kota , zwiń się gdzieś i prześpij to.
    Cmok w paszczę!

    Polubienie

  4. od czapy:
    kazałam m-d cmoknąć Cię w Księcia 🙂
    nie podrap go diablico 🙂
    młodego oczywiście nie podrap

    a o Słuzbie nic nie powiem bo nawet największy wkurw tego bagna nie posprząta. smutne ale prawdziwe.
    Czymaj się ramy i majtek mamy.

    Polubienie

  5. dobrze wiem, o czym mówisz. czasem organizacja pracy tzw słuzby zdrowia wprawia w stan osłupienia na przemian z wk***m. Są szlachetne odstępstwa, ale w chwili zdenerwowania liczy się to, co wkurza! Jka to nazwałaś? Z takim zestawem klocków? To sobie wyobraź, że lecze sie u jednego takiego lekarza. Na tarczycę i głównie cukrzycę. I dowiaduję sie, że mam przynieść DWA SKIEROWANIA. To nic, że jeden lekarz i jedna wizyta. Ale SKIEROWANIA MAJA BYĆ DWA. Podobne ogłoszenie widziałam u ortopedy- na każda jedn, chor. oddzielne skierowanie. Moja mama po wypadku samochowdowym miała główny problem z barkiem. Ale bolałą ją też rekę. Lekarz odmóił badania, bo nie miała SKIEROWANIA NA REKĘ. To wybitnie w duchu „słuzby”, prawda?

    Polubienie

  6. ja sobie nie oszczedzam. polecam rowniez i Tobie droga Bajko powyzywanie sie na tych skurczybykach, bo zauwazylam ze im sie wieksza sierote zgrywa tym bardziej na łeb włażą. Wiec jak cos Ci kochana nie pasuje, krzycz, wsciekaj sie i za wszelka cene domagaj sie tego co Ci sie nalezy- u mnie dziala, te konowały staja sie bardziej ludzkie.(poza tym podobno trzymanie w sobie negatywnych emocji jest niezdrowe). I pamietaj o naszych wiaderkach z klocuszkami- zawsze mozna wziac takie i przyłożyć jednemu z drugim z półobrotu.

    Polubienie

  7. wytrzymaj! pewnie jeszcze dużo takich spotkań przed Tobą! a pamiętasz tego lekarza, który z Tobą tak sympatycznie pogadał i to potem tak fajosko opisałas na blogu? no? to nie wszędzie jest tak samo.

    jesteś kwiatem lotosu…

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do netcafe Anuluj pisanie odpowiedzi