Dominik Lewiński
‚Strukturalistyczna wyobraźnia metateoretyczna o procesach paradygmatyzacji w polskiej nauce i literaturze po 1958 roku’
Spróbujcie to wymówić na jednym oddechu…
W dalszym ciągu miłego 😉
Dominik Lewiński
‚Strukturalistyczna wyobraźnia metateoretyczna o procesach paradygmatyzacji w polskiej nauce i literaturze po 1958 roku’
Spróbujcie to wymówić na jednym oddechu…
W dalszym ciągu miłego 😉
Wpadłam dziś. Jak śliwka w kompot. Z samego rana. W drodze do pracy. Najpierw wpadłam na słup i powiedziałam ‚przepraszam’ bo myślałam, że wpadłam na jakąś istotę żywą (choć po takim czymś jak taran moją skromną rozpędzoną osobą to już ledwie żywą) i ta istota albo mi zaraz nakopie za przekraczanie prędkości i nieuważne ponaddźwiękowe murmurando do chodnikowych płytek (ostatnio chodzę i nucę – tragos) albo padnie jak długa i będę ją musiała reanimować – a a nóż widelec łyżka będzie to moja emerytowana pani od emerytowanej geografii? To by było okropne. Jak sobie pomyślę o tej paskudnej babie ze sporofitem w fazie pylenia na nosie to mię skręcowywuje na lewą stronę. Bleah. No ale o czym to ja. Acha. Wpadłam na słup. No trudno. Bywa, że te słupy takie nieuważne i nam pod nogi włażą.. albo pod czoła. Nie będę się ze słupem kłócić. Pognałam dalej. Nucąc oczywiście. No i wpadłam drugi raz. Coś potwornego. Syknęłam pod nosem – też już nie mieli gdzie tych słupów poustawiać tylko na środku chodnika – i z gniewnym wyrazem oblicza chciałam go wyminąć. Ale co to za siurpryza. Słup drgnął, zastąpił mi drogę i strasznie się roześmiał. Uśmiał się jak dziki po prostu. Nie zwykłam wpadać na ruchome słupy. Nie zwykłam też wpadać na śmiejące się w głos słupy. Mało tego. Ja nigdy taki słupów nawet nie widziałam. Tu mnie żelbet zaskoczył jak zima drogowców co roku późną jesienią. Uniosłam głowę i jeszcze większy siurpryz. To nie słup. To facet. W dodatku uchachany po same pachy. I pewnie wszystko widział. I ten poprzedni wypadek z słupem i teraz słup z wypadkiem. I że on nie słup ale też mu miło. Poczerwieniałam w ułamku sekundy jak barszczyk czerwony, wybąkałam nieśmiałe ‚praszam’ i że ‚to dlatego, że wcześniej na ten parszywy słup wpadłam’ i już chciałam się ulotnić po szwedzku, czyli ‚jak najprędzej bo zimno’ ale na odchodnym jeszcze usłyszałam, że nic nie szkodzi i że to całkiem zabawne i że fajnie śpiewam. Bosz. Co za wstyd. Nie dość, że koleś został poturbowany i zbluzgany od słupów to jeszcze musiał słyszeć jak wyję. To na pewno pozostawi traumę na jego stosunkach z pciom przeuroczom. A to wszystko przez ten śnieg. Bo spadł. I już. I śliczny – fakt. Przepiękny nawet i milusi. Ale nie jak pędzę do roboty i pada mi za kołnierz, więc zakładam kaptur co to mi na oczy spada i opancerzam się szalikiem nie pozostawiając sobie zbyt rozległego pola widzenia i to w dodatku tylko pod stopami. Nie. Wtedy to on powoduje tylko to, że wpadam. Pierwszy snieg psia kostka…
Miłego dnia 😉
On
masz ochotę na kawę?
Ja
nie
On
czemu?
Ja
bo śnieg pada
On
to może później
Ja
też nie
On
czemu??
Ja
po poźniej też będzie padać
On
śnieg?
Ja
nie.. ja
na pysk
Dziś nie wiem czemu wstałam blada
na stole list tuż obok pomarańcze
na wpół otwarta twa szuflada
a ja cóż ja od dzisiaj nie tańczę
Melodramatów nie lubiłam
wolałam blichtr niż burą Czarną Hańczę
nie niespecjalnie byłam miła
a dziś no cóż od dzisiaj nie tańczę
To tango nie tango
to tango Tandresse
to tango nie tango
co wierne jest
To tango z kokardą
to tango Tandresse
to tango nie tango
kipiące po kres
Dziś nie wiem czemu gubię buty
pieniądze drę a myśli jak szarańcze
na wpół otwarte leżą nuty
a ja cóż ja od dzisiaj nie tańczę
Kochany zawsze tak to było
coś mnie goniło za kudły brało łamało palce
jakoś się żyło coś się piło
a dziś no cóż od dzisiaj nie tańczę
To tango nie tango
to tango Tandresse
to tango bez blagi
co wierne jest
To tango z kokardą
to tango Tandresse
to tango nie tango
co wierne jest
Dziś nie wiem czemu stoisz blady
na stole list tuż obok pół cytryny
i znowu pełne twe szuflady
a ja cóż ja jak zwykle bez winy
Ja happyendów nie lubiłam
wolałam styl niż teksty że zawalczę
i tylko czasem się marzyło
że kiedyś że kiedyś zatańczę
To tango nie tango
to tango Tandresse
to tango bez blagi
co wierne jest
To tango z kokardą
to tango Tandresse
to tango bez blagi
kipiące po kres
To tango nie tango…
…Północ. Rozmowa. Radio. List. Okulary. Książka. 2:36. Myśl. Sen. Kolor. Gwar. Uśmiech. Trawa. Taniec. Radio. Budzik. Wkurw. 6:30. Ziew. Zimno. Pasta. Woda. Prysznic. Pomarańcze. Ręcznik. Raz. Dwa. Trzy. Skarpetki. Kratka. Spodnie. Bluza. Sweter. Ciepło. Krem. Twarz. Oczy. Tusz. Zapach. Lauren. Buty. Szalik. Kurtka. Wiatr. Czapka. Brak. Deszcz. Kołnierz. Kieszeń. Dłoń. Krok. Bieg. Autobus. Metro. Tramwaj. Książka. Foucault. Uszy. Nirvana. Włosy. Dłoń. Pasażer. Ciekawość. Język. Przystanek. Wiatr. Światła. Bieg. Winda. Karta. Piip. Upięcie. Komputer. Radio. Telefon. Papier. Nożyce. Kamień. Stuk. Stuk. Stuk. 10:00. Zapach. Smak. Dotyk. Chleb. Owoc. Lekarstwa. Sok. Obrazy. Okna. Tabelki. Poczta. Dokument. Pióro. Ja. Kij. Marchewka. Kij. Zmęczenie. Kawa. Myśl. Notka. Jabłko. Papier. Nożyce. Kamień. Rondo. Fugato. Adante. Telefon. Hałas. Już. Teraz. Tam. Tu. Stąd. Dotąd. Zrób. Daj. Godziny. Bieg. Zmęczenie. Kawa. Relaks. Coś. Muzyka. Okno. Dzień. Deszcz. Słońce. Ludzie. Gdzieś. Papier. Nożyce. Kamień. 16:25. Piip. Winda. Kanapka. Powietrze. Włosy. Wiatr. Ulica. Bieg. 5 minut. Sprawy. 3 piętro. Hello. Język. 16:30. Ćwiczenia. Praca. Dom. Rysunki. Sztalugi. Ołówek. Pędzel. Farby. Węgiel. Dłoń. Palce. Opuszki. Czerń. Biel. Ślad. Słówka. Wiedza. Wymowa. Układ. Esej. Umysł. Zabawa. Oczy. Zmęczenie. Koniec. 18:00. Bye. Sms. Uśmiech. Apteka. Portfel. Pustka. Lekarstwa. Woda. Łyk. Ulica. Bieg. Cześć. 18:15. Brzmienie. Chór. Herbata. Nuty. Gładko. Dźwięki. Słowa. Radość. Piękno. Fałsz. Praca. Trudno. Łatwo. Uśmiech. Relaks. Koncert. Przerwa. Smak. Podniebienie. Ciepło. Kęs. Żuj. 23 razy. Cukierek. Internet. Już. Pięciolinia. Legato. Piano. Crescendo. Mol. Ludzie. Rozmowy. Gwar. Uściski. Czas. 21:00. Tramwaj. Metro. Autobus. Dziecko. Bajka. Gardło. Sok. Wieczór. Kino. Chłód. Szalik. Kaptur. Deszcz. Spacer. Bruk. Łuska. Zdjęcie. Rękawiczki. Lekarstwa. Puk. Puk. Witaj. Późno. Rozmowy. Notki. Inni. Streszczenia. Słowa. Myśli. Znajomi. Poczta. Telefon. Północ. Książka. Błogostan. Kakao. Kąpiel. Godzina. Migdały. Ręcznik. 2:15. Sen…
Dobrze mi.

Zdjęcie pochodzi z bloga Katji i spowodowało u mnie i Hal wczorajszy rechot późnowieczorny.
Wczoraj było wczoraj a dzisiaj jest dziś. Mój boże, alem odkrywcza. Może to przez tego ziewacza co go zaszyć niczym nie idzie. Włączył się skubany i atakuje. Z zaskoczenia, znienacka, skądinąd… Wczoraj były wyniki testu z angielskiego. I taka refleksja. Im mniej się uczę tym lepiej mi idzie. Zero przygotowania i zero błędów. O losie. Czemu ja wcześniej na to nie wpadłam? Głupiam wręcz koncertowo. Po co mi były te nerwy przed kolosem z psychiatrii? Albo miękkie ze strachu kolana przed kliniczną z Czarną Mambą czyli Siostrą Profesor? I paznokcie ogryzione do krwi? Hę? Ja się zapytuję czymu mnie nikt wczesniej nie uświadomił i żyć pozwolił w tej ciemnocie? Tragos po prostu. Podłość ludzka nie zna granic. Następny test przywitam z pobłażliwie lekceważącym uśmiechem. A co.
Potem pędęm dzikim i nagłym pognałam na próbę, gdzie dwóch nowych dyrygentów próbowało nas przekonać, że to ich powinniśmy wybrać na naszego nowego Machacza. Każdego z osobna oczywiście. A jeden lepszy od drugiego. Młody wylazł jak rączy leleń na leleniowisku, spojrzał wzrokiem mówiącym ‚Jam cierpiał za milyjony’ i tonem nie znoszącym sprzeciwu zaczął rozśpiewkę. Po minucie byłam pewna, że mam do czynienia z totalnym półmózgiem. Po dwóch chciałam go zestrzelić żeby się nie męczył. Sądząc po minach – reszta chórzystów również. Ton cesarza, poza kapitana i wygląd chudego pokurcza z ambicjami niedźwiedzia. Zawsze sądziłam, że przychodząc ‚na gotowe’ to dyrygent powinien się dostosować do chóru a nie chór na siłę lepić na własną modłę.. w dodatku fałszywą. Żenada. Jeszcze trochę i zaśpiewałabym mu basem ‚Killing me softly’. Na szczęście czas mu się skończył. Ale ta pewność siebie nie. Fajną miał minę jak się dowiedział, że było super – fakt ale tylko dla niego i może sobie już pójść. Nie będziemy dzwonić. Następny był Stary. Stary wyszedł, zasapał jak się nazywa, streścił nam pokrótce swój bujny życiorys i zaczął próbę. Niby się zna i niby ma pojęcie i niby jest o niego lepszy od młodego i nawet podejście ma lepsze… ale ma też chorobę alkoholową. I to dość w dość mocno zaawansowanym stadium. Przykre. Ale nie możemy sobie pozwolić na dyrygenta alkoholika. I przykro mi było czuć od niego specyficzne opary siedząc w rzędzie z drugimi sopranami. Bardzo przykro. Szkoda, ale szacunek do ludzi wymaga przynajmniej starań i nie przychodzenia na coś w rodzaju interwju w takim stanie skupienia. Pewnie dlatego człek choć wiedzę i umiejętności posiada od lat ładnych kilku nie może utrzymać żadnej posady.
No ale tu chodzi o pracę i pewien poziom a nie o wolontariat własnymi strunami dla cudzych nałogów. Wystarczy, że obecny dyrygent pali, to i tak za wiele. I tego też nie chcemy. Ale w nim tego już nie zmienimy. Możemy tylko wymagać by nowy dyrygent nie palił. I żeby nie pił tez możemy. Ba, nawet musimy. Nie wybrano żadnego z panów. Za tydzień kolejna szopka. Dobrze, że dziś próba. Już taka normalna, nasza. Przynajmniej sobie pośpiewam tak jak lubię. I to co lubię.
A rano okazało się, że destrukcyjnie wpływam na środki komunikacji miejskiej. I to seriami. Nie podejrzewałam siebie o takie zdolności. Najpierw w połowie trasy panu z 517 zaczęło wyciekać borygo. Znaczy nie jemu tylko temu autobusu. Bo pan kierowca, jak sądzę, nie spożywał. Chociaż.. kto go tam wie. No ale grunt, że wyciekać zaczęło i musieliśmy się przesiąść. Najbliżej był przystanek tramłejowy, więc wszyscy świńskim truchtem pognali na tramłej. Pierwszy puściłam wolno. I tak bym się już do niego nie wcisnęła. Wnioskowałam po rozmaitych odnóżach wystających gdzieniegdzie, przez które drzwi dość długo nie mogły się domknąć a tramłej pojechać. Jak już pojechał to z pewną taką ulgą odetchłam i po 5 minutach bez problemu i wciskania wsiadłam do następnego. I wszystko fajnie tylko na środku mostu siadło napięcie? natężenie? prądu i pantograf powiedział ‚pierdykam nie łączę’.. Bo i nie było co. Tramłej stanął a ja musiałam przedreptać się przez most do pracy. Fajno. Gdyby jeszcze mniej wiało i piz..ło to by w ogóle było luksusowo. Ale to takie drobiażdżki całkowicie bez znaczenia. W końcu nie każdy gubi rękawiczki we własnej torebce i znajduje je dopiero w pracy. Oj.
W windzie pokazywali film o purpurowej na twarzy babie mruczącej pod nosem coś czego nie powtórzę. Coraz ciekawsze te odcinki. Czyżby ‚De jak dupa’? 😉
Poza tym nadal mi się nie chce i w rabocie robię 300% normy. Kosmos.
Miłego dnia
Bawią się dwie blondynki klockami.
Przyszła trzecia i spuściła wodę…
Mama budzi Jasia do szkoły:
– Wstawaj kochanie, twój pociąg odjeżdża za 15 minut!
– A czy ja leżę na torach?
Przychodzi facet do lekarza:
– Panie dochtorze, czy leczy pan owsiki?
– A co? Kaszlą?
Ostatni mnie powalił 😉
Umieram. Czuję, że umieram. Umieram na wielkiego niechcieja. Uwaga – to ponoć zakaźne. Przenosi sie drogą dzienną. Wystarczy się obudzić. Ja wcalę nie żartuję i to nie jest absolutnie wina PMS-a. Marud włącza mi się zawsze na trzy dni przed śmiercią. Teraz włączył się na dobre. Budzę się i już mi się nie chce. Oczu nie otwieram bo mi się nie chce. Wstaję z trudem bo mi się nie chce i do łazienki docieram po omacku bo też mi się nie chce. A poza tym oczy mam zamknięte więc jak mam docierać. Zwyczajowo przy nagłym napotkaniu drzwi budzę się gwałtownie bo choć mi się nie chce to boleśnie odczuwam wszelkie drewniane framugi na czole. Szfak. Nadal mi się nie chce. Ale teraz mam do kompletu jeszcze objawowego guza. Ooo jak mi się nie chce. Łażę jakiś czas jak żuczek bez pancerzyka w poszukiwaniu jakiegoś przyodziewku. Aaale mi się nie chce. Nie jem śniadania bo mi się nie chce. Zresztą nie jadam śniadań od dumnego ukończenia przedszkola. Czasem pijam kawę ale też mi się nie chce. Oczy jak zawsze we wczesnych godzinach rannych mam szeroko szeroko zamknięte. Poranna toaleta to jak odruch bezwarunkowy – wszelkie czynności wykonuję w stanie śpiączki absolutnej. Nie chce mi się. Czasem pamiętam by umalować się symetrycznie a nie tylko jedno oko – kwestia przyzwyczajenia. Nnnie chccceee mi sięęęę – ziew wszechogarniający. Nie mam siły by kreować sie na eteryczną blondynkę, więc wyglądam zapewne jak Borostwór versus Ponury Grzybiarz. Nie chce mi się i już. Szalikiem otulam się szczelnie – dobra poduszka nie jest zła. W chwilach słabości będzie wyglądało, że trzymam głowę prosto a nie, że kimam. Nie chce mi się. Tak dla odmiany. Droga do autobusu jest wdrukowana w przebiegi – nie muszę się budzić – wcale. Nie chrapię tylko z przyzwoitości. Nadal mi się nie chce. Zazwyczaj docieram do pracy w stanie R.E.M. W windzie pokazują film o wielkiej dziurze w głowie. Ciekawe. Jak zamykam usta to dziura znika… Pomyślę o tym później. Nadal mi się nie chce. Oj jak mi się strasznie nie chce. Tak strasznie, że już mi się nawet nie chcieć nie chce…
Spać też mi się nie chce.. tylko tak troszkę.. no ten.. teges.. miałabym może ochotę na jakieś przytulne ciepłe łóżeczko.. ale nie żeby mi się coś chciało.. tylko tak.. dla fanu.. only i wyłącznie.. bo nie żebym chciała.. nie.. ale może.. nie jednak nie.. ale z drugiej strony.. albo.. chociaż.. jakby się tak zastanowić.. nie.. no ale biorąc po uwagę.. to może jednak?
Spaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaać !
Osoby:
Energiczny Chłopczyk – dziecina dynamiczna, nadmiernie przedsiębiorcza.
Zrezygnowana Mamusia – posiadaczka synka i obfitych zakupów.
Nobliwa Staruszka – przedstojąca mamusi w kolejce do kasy.
Wymalowana Blondyna – przedstojąca Nobliwej Staruszki, model „tipsy, tapeta i woda utleniona”.
Miejsce i czas akcji:
Znany Supermarket, godziny wieczorne.
Energiczny Chłopczyk biega.
Zrezygnowana Mamusia: Nie biegaj.
Energiczny Chłopczyk biega dalej.
Zrezygnowana Mamusia: Nie biegaj. Proszę.
Energiczny Chłopczyk biega dalej.
Zrezygnowana Mamusia: Natychmiast przestań biegać!
Energiczny Chłopczyk biega dalej.
Nobliwa Staruszka życzliwie, z promiennym usmiechem: Ach, zupełnie jak mój prawnuczek. Niech się pani nie denerwuje. Dziecko ma dosyć zakupów. Ja zreszta też.
Zrezygnowana Mamusia z nieskrywaną ulgą: Tak, ja też.
Wymalowana Blondyna: O tej godzinie bachory to już powinny być w łóżkach!
Nobliwa Staruszka: A kurwy w pracy!