Dni mi przelatują między palcami jak na plaży. Do laby, piasku i słonecznego przedpołudnia mi jednak dalej niż Papuasowi do Irkucka. Co prawda wybieram się na weekend nad morze – owszem, wreszcie – ale bynajmniej nie zamierzam sie opalać. Chyba, że palnikiem acetylenowym co by ciepła trochę uzyskać. Tymczasem jednak jest poniedziałek, właśnie wyszłam z pracy i gnam do domu. Znaczy gnanie moje jeszcze powstrzymuje owa notka, którą właśnie w tym momencie popełniam, ale gwarantuję, że z chwilą postawienia ostatniej kropki i wciśnięciem „dodaj” będę już przekręcać kluczyk w drzwiach i tyle mnie tu zobaczą. Do rana. Bo od siódmej.zero znów będę na posterunku.
Uroczo, nieprawdaż?
Tak sobie przyszłam pomarudzić. Bo jesień mi się w środku zrobiła jakoś niepostrzeżenie. Minie, wiem, ale teraz na serio jakaś przezroczysta jestem, niewyraźna i zamazana w konturach. Igorowski rośnie i nic Mu nie przeszkadza. Ja chudnę i to chyba jedyny plus ostatnich miesięcy. Poza tym czuję się jak pies zmielony razem z budą i podsmażony w głębokim tłuszczu na rumiano. Przecież nawet jak teraz napiszę „niech mnie ktoś przytuli” to się nie da. Przytulaliście kiedyś kotlety mielone?
Żarówka mi się przepaliła franca jedna w garderobie i nie dosięgam nawet by sprawdzić jaką muszę kupić by znowu móc przy świetle wybierać skarpetki. Chwilowo bowiem radzę sobie na wyczucie i przez totalną nożną kompromitacją już dwa razy uratował mnie tylko fakt, że jest zimno i noszę długie buty. Raz to jeszcze luzik bo obie skarpety były czarne – tylko jedna krótsza i ze ściągaczem a druga dłuższa i bez dodatków. Za to dziś do pracy poszłam w jednej w kwiatki a drugiej w paski. W dodatku obie były oczojebne tylko każda inaczej. Dobrze, że nie paradowałam po biurze bez obuwia – jak to czasem miewam w zwyczaju – ktoś mógłby się lekko zdziwić.
Myślę sobie już nawet czy by nie wziąć jakiego parasola i nie utłuc tego plafona co to mi się tam chyboce na suficie garderobianym ale po pierwsze primo, jak utłukę to potem pozostanie kupno i nowej żarówki i nowego plafona, po drugie primo i tak nawet ze stołka i z parasolem nie dosięgam – bo przecież sprawdziłam, czemu nie – więc po trzecie primo bez drabinki i tak nie wkręcę tam nic. Co najwyżej stracę parasol, plafon, obsadkę i znając mojego farta nasypię sobie w oczy różnych fajnych rzeczy. A zyskam dziurę w suficie. Hmm… chyba zatem zacznę wybierać skarpetki z latarką.
W żłobku Młody zaczął chodzić na angielski. Póki co jest to rytmika po angielsku ale bardzo mi się ten pomysł podoba. Osłucha się z językiem i nie będzie takim matołkiem lingwistycznym jako rodzicielka. Bo ja niestety dopiero w wieku późnym wzięłam się za naukę języków. Wcześniej tylko rosyjski przysługiwał a na inne nie było funduszu w rodzinie. Przychodzi mi teraz ze żłobka i pokazuje na nos. – Nosek – mówię. A ten – Nie, nie – i dopóty trzyma się za ten nochal aż wreszcie nie powiem angielskiego odpowiednika. Spryciarz. Nie powiem. Szkoda tylko, że samemu nie chce Mu się gadać.
Z tym kompotem to jednak racja może być – myślę sobie – w końcu zawsze jest. Wszystko mi podpowiada, że może jak przestanę Go rozumieć to będzie nawijał. Pora chyba spróbować.
W pracy dostałam premię i strasznie mi się to uśmiechnęło. Podwójnie, bo raz, że miło gdy doceniają – bardzo bardzo – a dwa, bo akurat przyda się jeszcze bardziej niż zwykle. Mogłabym tak częściej. Poczułam się prawie jak wówczas gdy w zapomnianej książce znalazłam 50 złotych a akurat lodówka zaczynała wołać, że straszny ma przeciąg. Niestety przeszukałam całą biblioteczkę a bliźniaczki nie znalazłam. Ale i tak było super. No a teraz to znacznie więcej tych książek znalazłam. Za mieszkanie zapłacę, bilet miesięczny kupię i może nawet do kina pójdę. W końcu innych nałogów nie posiadam. Żłobek już opłaciłam.
No i dobry barszczyk wyszedł.
Tylko ta jesień mi marudzi w środku…
buzial.
Za ewryfink.
PolubieniePolubienie
Oj tam jesień. Zima kurde przyszła i znowu zaskoczyła drogowców 🙂 Herbatkę owocową zażyj doustnie i będzie ok.
PolubieniePolubienie
przeczytałam „zamazana w konturówkach” a tam inaczej…
pozdrawiam, kropka po 10 godzinach matematyki ;p
PolubieniePolubienie
pomacham Tobie jak sie gdzies uda minac w likend:)
PolubieniePolubienie
moja Mama czytając mi przez ramię, powiedziała, że jeśli komuś trzeba, to ona przytuli nawet kotlet mielony. O.
PolubieniePolubienie
– Panie, pan chyba ma skarpetki nie do pary…
– Niemożliwe. W domu mam jeszcze jeden taki komplet.
🙂 pozdrawiam.
PolubieniePolubienie
Dobrze przytulone kotlety lepiej się smaży. A jesień już zaraz będziemy mieli za sobą…
PolubieniePolubienie
Niekiedy trzeba wziąć parasol i przywalić w plafon…. lżej będzie maksymalnie… Bo ta jesień zaraz się skończy, biało będzie. I jakoś inaczej na sercu…Pozdrawiam mocno
PolubieniePolubienie
Przytulam i pozdrawiam z mojej wsi, gdzie zimno bardzo, więc ja to już czekam „byle do wiosny”.
🙂
PolubieniePolubienie