Samo się

Kolejne święta minęły i z roku na rok tak jakoś coraz mniej we mnie chęci na cokolwiek. Tak, ja też nadal zaglądam ludziom w okna żeby zobaczyć choinkę, tatę z synkiem ‚na barana’, bezproblemowe z zewnątrz obrazki. Oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę, że nie ma luster bez rys, każda zafoliowana książka w księgarni jest wcześniej macana i wąchana, jako i bochenek chleba w sklepie, a w każdej rodzinie są rozmaite toksyczne barwniki na bombkach i trupy poukładane w szafach pod rzędem białych poszewek z tak zwanych trudnych czasów jeszcze. Tylko zawsze to prościej i bliżej myśleć, że skoro mi źle, to może per analogiam innym lepiej. A guzik. Nie lepiej tylko inaczej. I takie samodołowanie nie daje nic więcej jak jedynie nowe sińce pod oczy do kolekcji.

Żyję sobie na święta ledwie bo zachciało mi się namiastki wigilijnej kolacji i latałam za karpiami jak debil po tych zaścibolonych ludźmi hipermarketach. Bo tylko one były jeszcze czynne, gdy wyszłam na powierzchnię. W nawiasie dodam tylko, że jak co roku bardzo współczuję sprzedawcom w sklepach, bo na świeżo czuję co, jak i którędy mi wyłazi. I po raz kolejny bardzo nie wierzę, że to piszę ale lubię dziś swoją pracę. Swój dyżur w pustym biurze i odcedzanie zaległej poczty od miliarda spamów. Mogę siedzieć na krześle i nie stać bez przerwy uśmiechając się sztucznie i cedzić oczywiście przez zaciśnięte zęby, nie dźwigam nic ponad to co chcę w danej chwili unieść i mam szczerze w odwłoku co, kto i gdzie chciałby znaleźć.

Nie miałam na święta choinki bo choinka do mojego metrażu ma się tak jak ja do różowej garsonki. Nie korespondujemy. I nie miałam kiedy jej kupić, przynieść, ubrać. I choć tak na serio serio to żałuję, że nie zbieram teraz osypującego się igliwia z podłogi i nie ustyskuję pod nosem, że Igor znów stłukł bombkę i podgryza pierniki, nie będę z tego powodu rozpaczać. Robię dobrą minę i trzymam pion.

W tym roku miałam na święta u siebie Rodziców. Było więc niby bardziej rodzinnie. Kupione pierogi i barszczyk z kartonu. Ale za to kapusta prawdziwa. Z grzybami i fasolą, na lnianym oleju. I te karpie. Dostałam tylko żywe i w sklepie oddalonym o czterdzieści minut różnymi środkami komunikacji. Przyjechałam gdy już prawie nie oddychały. Prawie robi jednak zasadniczą różnicę. Usiłowałyśmy je z Mamutem zabić na kuchennej podłodze, na oślep waląc tłuczkiem w zawiniętą szczelnie reklamówkę i mówiąc jedna drugiej ‚nie, to Ty sprawdź’. W końcu sama załatwiłam sprawę. Nie mam wyrzutów sumienia. Były diabelnie smaczne. Do nieba i tak nie pójdę. Za duży ze mnie leń i marznę na wysokościach.

Miałam więc te święta. Było pakowanie prezentów do północy i radość później przy otwieraniu, było dzielenie się opłatkiem, zbiorowe, bo barszcz stygnie, była kolacja przy Klanie, bo Mamuty lubią. Potem wszyscy poszli spać. Nawet Igor, który ostatnio dość ciężko usypia, zawisł mi w końcu bezwładnie na rękach. A ja siedziałam w kuchni po ciemku i patrzyłam w te okna. Nie wiem czemu czułam się tak przeraźliwie sama.

I tak, mam wyrzuty sumienia, że to piszę, bo cała masa ludzi spędza święta całkiem samotnie, bez dziecka i rodziców śpiących w pokoju tuż obok. I mam naprawdę wiele. Na co dzień doceniam nawet fakt, że sąsiad zaczął nieco ciszej słuchać muzyki po 22, a gdy mijam go na schodach mówi mi dzień dobry. W święta jednak zawsze mi trudniej. Schodzi ze mnie cały rok. Zawsze czuję się najbardziej sama ze wszystkich samych samosiów. I nic na to nie poradzę. Samo się.

Wszyscy, którzy składali mi życzenia, życzyli mi albo zdrowia, albo miłości. Najczęściej obu tych rzeczy na raz. Dobrze, że większość życzeń przyszła esemesem. W konfrontacji bezpośredniej coraz trudniej tak szybko mrugać. W pierwszy dzień świąt poszliśmy do Siostrzycy. Potem do Ciotki. Konsekwentnie na pytania o włosy odpowiadam grzecznie i z uśmiechem, że miałam wszy. Konsternacja jest zawsze ta sama. Przynajmniej mam spokój i więcej miejsca na kanapie. Tak, wiem. Bezczelnie niewdzięczna jestem. Ale nie chce mi się odpowiadać na tysiąc pytań z gatunku jak się czujesz i znosić tych spojrzeń. Igor tylko raz ugryzł psa w ogon. Potem wdzięczył się i przyjmował komplementy. Po dwóch godzinach zmęczyło mnie udawanie, że interesuje mnie nowy projekt Stryja i przepis na ciasto. Wróciłam do domu piechotą napawając się pustką ulic i życiem pulsującym w każdym napotkanym oknie. Drugiego dnia odwiedziła nas Hal i Igor oszałał na punkcie drewnianych klocków i huśtawki. Gdy tylko zdołamy zamontować ustrojstwo na garderobianych drzwiach szał wybuchnie ze zdwojoną siłą. Tymczasem Syn poszedł z klockiem w łapie nawet do kapieli a rankiem, wstając do pracy, znalazłam malowany zebrowo półokrąg na małej poduszce. Sama do późnej nocy zastanawiałam się czyje odciski palców robią za kamyczki na czarnym lakowym pudełeczku z dwiema złotymi rybkami. Wygląda na to, że mam sześć życzeń do spełnienia. Chce ktoś cztery? Mnie wystarczą dwa.

Myślę o wszystkich listach do Mikołaja, które pisałam w dzieciństwie. Chciałam, żebyśmy zawsze mieli ciepło w domu na święta. Nikt bowiem nie lubił palić w piecu i budzić się rano, gdy zimno doskwierało najbardziej bo w palenisku huczał tylko wiatr. Mogłam bardziej doprecyzować.

Znów jest tak cicho, że słyszę tykanie zegara.
I tylko ten migający kursor przypomina mi, że w zasadzie mogę już kliknąć dodaj.

8 uwag do wpisu “Samo się

  1. Ach, ten pion! Gdyby nie on… Ja po każdych życzeniach mailowych i SMSowych ryczałam jak bóbr. Może nadejdzie taki dzień, że będziemy się śmiały radośnie, odczytując.

    Polubienie

  2. a dla mnie te święta to moja Rodzina, i co z tego, że nie rtozumiem brata, że nie zgadzam sie z jego metodami wychowaczymi, że jestem surowa dla dzieci???
    święta to święta, wspólne posiłki, wspólne śpiewanie kolęd, prezenty, zabawa…
    tak było, jest i mam nadzieję, że pozostanie …

    co do spotkania, to bardzo chętnie, tylko kiedy i gdzie?

    Polubienie

  3. U nas jak zwykle dużo ludzi, cała Polska zjeżdża się na Święta. I mnie też jakiś taki dół dopada pod koniec roku, bo zdaję sobie sprawę, że stara dupa się ze mnie robi, a nic się w życiu nie zmieniło, nadal stoję w miejscu.

    Polubienie

  4. Jezu Krystu!!!!
    masz dziecko, rodzice przychodza do Ciebie na swieta!
    nie chce Cie straszyc, ale mam powazne podejrzenia, ze jestes juz DOROSŁA (wrrrr, bycie doroslym musi byc straszne)
    😉

    Polubienie

  5. Wszystko mądrego co bym miała rzec już napisałaś w swojej notce. Tak, że Blondasie całuj mnie w nos, posiedzę tu bezszelestnie za co możesz mnie zbanować ;-))))
    Cmokasy

    Polubienie

  6. ja nie pisałam listów do mikołaja..
    szkoda, bo byłaby pamiątka
    a zaglądanie do okien – ulwielbiam idąc chodniekiem patrzeć w okna, widzieć te scenki rodzinne, meble i żyrandole.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do małgośka Anuluj pisanie odpowiedzi