Flanelcia

Obudziłam się rano i skonstatowałam, że niestety chandra obudziła się pierwsza. A to japoniec lewy gdzieś się zawieruszył i trzeba było poczłapać do łazienki w jednym natknąwszy się przy okazji na mokrą ścierę, a to Lokator w nocy miał zawody w pluciu smoczkiem na odległość i Zatyczka Do Dzieci leżała teraz w samym rogu pod łóżeczkiem – co najmniej o dwie gazety za daleko bym mogła jej dosięgnąć bez froterowania podłogi własnym czołem, a to żarówka się przepaliła nad lustrem. I to – szfak – akurat jak już prawie miałam zrobione drugie oko. Tak zostałam z półtorej oka i gustownym mazajem z tuszu pod brwią. Szczęście, że nie używam wodoodpornych, bo już oczywiście standardowo byłam spóźniona na tramwaj. Ja nie rozumiem, nic a nic – o której bym nie wstała, zawsze lecę na przystanek z ozorem wywieszonym do pasa klnąc po drodze aż liście spadają. I nie mieszać mi w to jesieni. Ani nie kazać nastawiać wcześniej budzika. Przećwiczyłam. Budzik dzwoni, wyłączam, śpię dalej. Proste jak drzwi. Teraz też – niby wstałam odpowiednio wcześniej bo jak mam chandrę zawsze wstaję o dziwnych porach ale pojawił się Problem Nie Do Przeskoczenia. Absolutnie. Otóż bowiem ja nawet pomijam fakt, że nie mam co na siebie włożyć. Ale ja nie mam co włożyć żeby mi to grało. Bo w chandrę nie gra. Nic. Ani ubranie, ani wkład ubraniowy (pewnie przez tę linię grubą a wyraźną), ani muzyka, ani kiszki marsza. Tumiwisizm w pełnym rozkwicie. Najgorsze, że sama nie wiem o co mi biega a z nikim też pogadać się nie da bo nikt własnymi ścieżkami chodzi. I go nie ma. Z kogosiów też wybór ograniczony: Pablos wyjechany z zepsutym samochodem, więc może mu się trochę zejść, Kata zarobiona i w dodatku wyłazi jej ósemka, więc jakby nie moje chandryczenie jej teraz w głowie, z Halutem się mijamy jakoś jeszcze sprzed Tulipanii. Chciałoby się posiedzieć i pogadać z Altuchą w parku. Poryczeć się może nie raz i ze śmiechu i z się smucenia. Ale Altucha wróciła do siebie_nie_siebie. A samej w parku ryczeć jakoś nie pasuje. Nieprzysiadalność mnie dopadła. I czuję się z nią strasznie przezroczysta.

Nic to. Czasem trzeba.
Dziś jeszcze daję sobie dzień na marudzenie. Pouśmiecham się od jutra.

4 uwagi do wpisu “Flanelcia

  1. Ło! Ja lepsze numery odwalam… Moja Droga Bajko! Dzwonił mi budzik w telefonie komórkowym… ja cisnę i cisnę palcem, a ona się nie wyłącza! Otwieram oczyska, patrzę, a telefon dzwoni na komodzie, a ja tym kciukiem ciskam w sąsiedni paluch. I co? Trza się nazywać…
    Też bym pogadała… Szkoda, że tak daleko i się nie znamy osobiście.
    Pozdrawiam:) Trzymam kciuki, że chamdra pójdzie i nie wróci.

    Polubienie

  2. bajko- po pierwsze- dlaczego tu zajrzałam?
    bo zobaczyłam zalinkowany ten blog u znajomej blogowiczki
    aże jakieś półtora roku temu sama pisałam pod nickiem bajka34, zdziwiłam się byłam- co to? przecież ja już pod tym nickiem nie nadaję!
    ale, ale- zajrzyjmy
    i przeczytałam ten wpis i bardzo mi się spodobał
    bo ja uwielbiam takie właśnie klimaciki
    jak to bajka;)
    nie, nie używam już tego nicka i używać nie będę
    pozdrawiam gorąco i czekam na kolejne wieści z bajkolandii- masz świetny styl:)

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do od-rana-do-wieczora Anuluj pisanie odpowiedzi