Nazywaj rzeczy po imieniu…

W zamierzchłych czasach mojego dzieciństwa, nieodmiennie powiązanymi z podartymi na drzewach rajstopkami i majtami podciąganymi cyklicznie pod same pachy przez czcigodną starszyznę, wystarczyło zakryć oczy dłońmi by znikło to co niepotrzebne, niemiłe, czy po prostu przerażające. Każdy miał swój sposób na potworki z szafy i ciemne kąty. I każdy sposób był dobry. Mała dziewczynka bała się brzydkiego pana z autobusu? Pac. Łapki na twarz i pan znikał. A jak się te łapki potrzymało wystarczająco długo, to już był przystanek albo bezpieczne mamucine kolana. Niestety patenty z dzieciństa rzadko kiedy działają w dorosłym życiu. Szkoda. Wszystko byłoby prostsze. Może nabiłabym sobie kilka guzów chadzając po omacku, ale byłoby łatwiej oswajać te wszystkie strachy i potwory. Szkoda też, że ten ‚dorosły’ świat nie podsuwa żadnych rozwiązań. Nie ma ściągawek, pomocy brak, radź sobie sam. Dzieci na ogół świetnie potrafią radzić sobie z problemami i stresem. Te nieco większe w sposób wręcz wybitny tę zdolność zatraciły. W obliczu muru co jest ni do przebicia ni przeskoczenia, robimy się ‚mientcy’ jak rozgotowany makaron. Zupełnie nie al dente. Zupełnie po ciemku. I zupełnie w szafie. Te wszystkie rzeki smuteczków płyną sobie nieprzerwanie a ja próbuję przełamać impas. Równie dobrze mogłabym nająć się na tłumacza języków ugrofińskich na suahili. Szach i mat jeszcze przed rozstawieniem figur na szachownicy. Płyną sobie te rzeki i strumienie. Na ogół dopiero nocą. Gdzieś pomiędzy kolką a karmieniem. W objęciach wanny. Nauczyłam się uśmiechu w miejsce łez. Trzymam się. Nadspodziewanie mocno. Bardziej bo muszę niż bo chcę. Ale boję się. Boję jak diabli. Że będzie powódź. A ja nadal nie umiem pływać…

Nazywanie rzeczy po imieniu nie pomaga. Zmieniają się tylko kartki w kalendarzu. Bynajmniej nie w okamgnieniu. I męczy to ciągłe maskowanie. Ale muszę być pogodna. Dla Mamy. Dla Syna. Bo tak. No to… jestem. Jestem sobie

24 uwagi do wpisu “Nazywaj rzeczy po imieniu…

  1. Bajeczko!!!
    Podziwiam Cie za to jak „jestes sobie”…
    Podziwiam za niedawanie się i siłe – wręcz nadludzką!
    Myśle, ze duża jej część płynie z otaczających Cię przyjaciół, bo wiem, ze jest ich wielu i prawdziwych. Myśle, ze ja nikt inny na takich zasługujesz !!!
    Bajka! myślami jestem z Tobą :*

    Polubienie

  2. Bajka !!!
    Wierze, ze Ci się wszystko ułoży i uda !!!
    Po prostu w to wierze !!!

    Ps. Wiara czyni cuda Bajka, a ja w Ciebie wierze !!!
    Przesyłam wiązkę pozytywnej energii, optymizmu i uśmiechu – przydadzą się !

    Polubienie

  3. Masz deprechę jak cholera. To samo może i przejdzie, ale długo boli. Idź po pomoc. Ja sie prawie zapłakałam na śmierć,tuzież zabiłam, bo wtedy pojęcie depresji poporodowej nie egzystowało.

    Polubienie

  4. nazwanie strachu po imieniu jest krokiem do pokonania go…kurde, ale mądralińska ze mnie.
    sama po nocach miewam koszmary,że pracy nie znajdę…będzie dobrze,bo musi być.

    Polubienie

  5. O moja biedulko, to rzeczywiście problem. Szczególnie jeżeli – jak rozumiem – mieszkasz sama. Nie dałoby się na trochę u Mamy, Cioci, Przyjaciółki? Nie muszę Ci chyba mówić, że obecność osób kochanych, czy lubianych pomaga, nawet jeśli fizycznie nic nie robią. Szczególnie zanim mama pozna się lepiej ze swoim dzieckiem i przestanie szaleć z niepokoju, że dzieje się coś strasznego, a ono np. robi kupkę i mordka mu czerwienieje. I przestanie myśleć np. że kręci się jej w głowie, bo umiera, a jest zmęczona i niewyspana. Tudzież jak ty – jeden stress i depresja. Dobrze będzie, zobaczysz, tylko tak się nie przejmuj. Nim i sobą, bo rozumiem, że masz problemy. Ale a nuż przejściowe – jak by powiedział mądry cadyk. I będzie happy end. Całuję i życzę najlepiej, jak można.

    Polubienie

  6. sytuacja obiektywnie nie skłania do radości, więc niektóre z tych komentarzy sa naprawde baaardzo nieadekwatne. Śmieszne wydaje mi się zwłaszcza tłumaczenie tego depresją poporodową. No cóż, przecież ludzie nie zawsze umieją czytać pomiędzxy wersami…

    Polubienie

  7. Wiem, co to depresja…
    Wiem, co to strumienie smutku… Czasem w moim przypadku przeistaczały się w Amazonkę albo istną Wołgę.
    Wisła to pikuś…

    Ciesz się, że Twe dziecko żyje. To wielki skarb dotknąć maleństwa. Nie każdemu dane jest oglądać i kochać swe potomstwo, bo nie zawsze dziecko rodzi się i żyje wśród Matki i Ojca, jeśli ojciec prędzej nie zacznie udawać, że ‚go nie ma’.

    *Trzymam kciuki, że będzie lepiej! Masz dla kogo żyć, a problemy rozwiążesz z czasem.
    Pozdrawiam!

    Polubienie

  8. Wydaje mi się, że blog jest rzeczą publiczna i każdy ma prawo się wypowiedzieć, szczególnie po zachęcie „dodaj komentarz”.Nie czytam cudzych listów, sytuacji rzeczywiście dokładnie nie znam, ale czy wyrażenie komuś współczucia i nadziei, że będzie dobrze zasługuje na tak ostre skarcenie przez obcą osobę? Przykro mi teraz.

    Polubienie

  9. nie mam depresji. ani poporodowej ani żadnej innej. mam za to mamę w szpitalu i trochę poważniejszych niż ta pani na de problemów. to tyle.

    aha i jeszcze jedno – na temat ojca radziłabym się nie wypowiadać.

    uważne czytanie chyba jeszcze nikomu nie zaszkodziło. a być może komuś pomoże…

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Maciej Anuluj pisanie odpowiedzi