Baby blues po polsku

Ponoć zaczyna się właśnie w szóstej dobie po. Towarzyszy mu zazwyczaj melancholijne porykiwanie i posmarkiwanie z różnych dziwnych przyczyn – jak na przykład kiepsko gojący się pępek u Młodego Gniewnego, czy spożywanie wczorajszego śniadania na dzisiejszą kolację. Jakoś dopiero czas się znalazł. Pół godziny przerwy w konkursie na najdonośniejsze C razkreślne na oddziale. Baby blues po polsku to poogryzane do granic wytrzymałości usta, bo Obywatel ogryza mnie bez żenady bardziej intymnie, a wrzeszczeć nie będę, bo to nie ja. To tygodniowa walka o wyrobienie w tym małym pyskaczu odruchu ssania (opuszki palców sine do dziś) i wyrobienie w sobie nawyku mleczarni. Może niekoniecznie podupadłej. I co? I na kiego grzyba mi to było? Teraz mam biust, którym śmiało mogłabym wykarmić pół Kambodży i walczę z czymś co się wdzięcznie zowie nawałem pokarmu. Zjawisko to boli nieziemsko, upierdliwe jest jak wszyscy urzędnicy razem wzięci i zwalczyć je można tylko w jeden sposób – przeczekać. Oczywiście nie bezczynnie, bo inaczej to od razu można sobie amputować wyżej wymienione organy zardzewiałym metalowym grzebieniem. Trzeba Obywatela przymuszać do dojenia co dwie godziny, dziesięć minut walczyć, żeby zrobił to jak mężczyzna, a nie jak prostak, potem przez kwadrans modlić się do bozi, żeby nie przestał, bo drugi raz nigdy nam nie wychodzi, potem pół godziny zmachać się, żeby kolega sympatyczny za to beknął jak żul spod budki z piwem, wytrzeć nadmetraż z koszulki, śpioszków i siebie, następnie usiłować go uśpić bez pomocy młotka i eteru. A potem już mamy czas dla siebie. Z pozostałą do następnego karmienia godziną możemy zrobić co nam się żywnie podoba. Musimy jednak pamiętać o naprzemiennych okładach na obolały biust – raz utłuczone liście kapusty, raz mrożone pieluchy. No i sprawa przewijania. Śmiało mogę wyznać, że Syn ma bardzo bogate życie wewnętrzne i jeszcze lepszą perystaltykę jelit. Przewijanie to męka, która trwa długo, bo gość nie wykazuje chęci współpracy, a drze się przy tym jak stare barchanowe, excuse le mot, gacie. Wściekłe na dodatek. Tak więc z czasu wolnego zostaje minuta. W sam raz, by skoczyć do łazienki i przypomnieć sobie o własnych potrzebach. Tak. Nikt nie mówił, że będzie lekko. Nikt też nie mówił, że to taka jazda bez trzymanki. Kata twierdzi, że jak tak na mnie patrzy, to utwierdza się w przekonaniu, że nie chce mieć dziecka. Przejdzie jej. Ale z tym patrzeniem to się jej nie dziwię. Sama staram się nie patrzeć. Jestem gruba jakby mi zostawili w brzuchu jeszcze jednego podróżnego. Na gapę. Nie mam się nawet kiedy uczesać. A do tego na kilometr wali ode mnie kapuchą. Cudownie. Tak więc baby blues po polsku to deficyt snu i chusteczek, nadmiar hormonów, mleka i decybeli, a nade wszystko szpitalna lodówka. Po brzegi wypełniona liśćmi kapusty i mokrymi tetrowymi pieluchami. Tylko gdzieś w kącie pałęta się jakiś zapomniany soczek. Fajny. Ale z pomarańczą, więc odpada. Poza tym o 15 wychodzimy w świat. Teraz to się dopiero zacznie.

31 uwag do wpisu “Baby blues po polsku

  1. W szpitalu to sie przynajmniej mozna bylo wysiac, a w domu dziec nie dawal, bo koniecznie musial bez chwili przerwy wisiec przy cycu. Karmienie na zadanie oznaczalo karmienie non stop. Cholera, ma 16 kat, a ja do dzisiaj nie moge mu tego darowac 🙂

    Polubienie

  2. naaa, wszyscy straszą, ale wcale tak byc nie musi, że przez parę miesięcy żyć się nie da w żaden sposób, wszystko zależy od wredności konkretnego modelu, jeśli konkretna sztuka zechce się łaskawie dostosować, to już po miesiącu śpi nawet parę godzin. (; Ba mój model w wieku 4 miesiecy przespał dwie noce w całości! – fakt, tylko dwie, ale będę miał co wspominać przez lata. Osobiście znacznie gorzej znoszę tryb, w którym Stwór działa, kombinując sobie w tej małej główce mnie więcej tak: „Siedź tu i patrz na mnie, mów do mnie, piszcz i jodłuj, ewentualnie skacz na jednej ręce czy też rzęsie, ale pod ABSOLUTNIE żadnym pozorem nie patrz w inną stronę, a już w żadnym przypadku nawet nie myśl o tym, by choć na mikrosekundę odsunąć się ode mnie. Nie kombinuj, widzę wszystko – popatrz na mnie, jestem uroczy, uśmiecham się, gaworzę, rozkoszny jestem, nie? Więc ani drgnij, mówię ci grzecznie – chyba nie chcesz żebym przestał być miły? – wiesz czym to grozi” No i człowiek nie śmie się ruszyć z wyznaczonego mu miejsca, bulgocze do niego, czyta mu coś tam, macha łapami, a Księciunio siedzi zadowolony i rozkoszuje się swoją władzą.

    Polubienie

  3. Oj, aż mnie zabolało w dość określonych miejscach, tak wyraźnie opisałaś karmienie…
    Dochodzę do wniosku, że Młode Matki, to dzielne kobiety 🙂

    (przypominam się z misiem…bo nie wiem, czy czytałaś…)

    Polubienie

  4. taaaa, śpiewałam dzisiaj swojej bratanicy (ma 1,5 miesiąca) ok.2 godzin kołysząc się z Nią w rytm walca i… pięknie uśpiona…spała 15 minut:::))))
    po prostu cudownie!:)
    Dziewczyna w ogóle prawie nie śpi, ale podobno dzieci teraz tak mają:)

    Polubienie

  5. na obolałe brodawki nakładki silikonowe. chociaż teraz to może już być za późno. no i nie każde dziecko żre jak wściekłe, nie zważając na nic, jak czyniła Nika. co nie zmienia faktu, że mnie nakładki uratowały. jak dziecko jest głodne [a raczej lubi jeść;-)] 24/24, to trudno znaleźć czas na zabiegi lecznicze w okolicach strategicznych;-)

    Polubienie

  6. Nakładki można, ale w ostateczności bo mały smok może się do nich przywyczaić i już bez nie będzie rady.Może warto spróbować się przed tym z jakimś pogotowiem laktacyjnym? W moim mniejszym mieście jest ich kilka więc u was też napewno.Tam są miłe speckobitki, które być może pomogą.Warto spróbować.Na pocieszenie mogę napisać, że mimo gruntownej teoretycznej wiedzy też zostałam zgryziona na amen.Trwało to ponad tydzień, było koszmarne, ale przeszło metodą na masochistkę czyli udaję że mi biust zaraz nie odpadnie z bólu i upierdliwie małego przystawiam do onego. A tak w ogóle karmienie to sama radość 😉

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do zazie-dans-le-metro Anuluj pisanie odpowiedzi