Listonosz to mnie chyba nie lubi. Pewnie w poprzednim wcieleniu był moim mężem. Albo żoną. Bo to baby są gorsze i zaciekłe jakby bardziej. W każdym razie mamy taką niepisaną umowę, której jedynym wnioskodawcą, zatwierdzającym i wykonawcą jest on sam. Umowa polega na tym, że gdy moja obecność w domu jest w jakikolwiek sposób widoczna – otwarte okno, świeżo podlane kwiaty, mrucząca Stefan na parapecie, czy też moje stopy wystające z trawy przy okazji kolejnej książki – wówczas Pan Z Torbą omija Mamutowo łukiem szerokim a znaczącym. W skrzynce wieje halny i mieszkać tam zaczyna samotny pająk, wielbiciel mocnych wrażeń. Wystarczy jednak, że zdrzemnę się na momencik w ciągu dnia, pójdę do sklepu czy ogrodu a już pod furtką widać jeszcze świeże ślady rowerowych opon. W skrzynce zaś radośnie szeleszcząc wita mnie awizo. Niby wszystko ładnie, pięknie i z marmoladą ale szkoda, że kurka siwa poczta jest hektolitr potu i godzinę turlania stąd. Autobusem 20 minut i jeszcze z buta dychę. Przy braku Lokatora uwieszonego na kręgosłupie i przyległościach (pęcherzu zwłaszcza) spacerek bywa bezproblemowy, ale w obliczu zaistniałych gabarytów i dalszego ciągu lata robi mi się dziki wkurw nawet w okolicach kostek. A może zwłaszcza tam. Najwyraźniej Jaśnie Listonosz wychodzi z założenia, iż przyda mi się ścieżka zdrowia. A już na pewno, gdy ma dostarczyć mi jakieś książki, czyli najczęściej. Bo i po co ma biedak dźwigać jak ja mogę. Uroczy Pan Z Torbą ma u mnie aktualnie tyle krech i tak równo zagrabione, że już nawet nie życzę mu oznaki szczęścia ze strony wszędobylskich ptaszków obsiadujących zazwyczaj równo wszelkie przewody ponad chodnikami w Mamutowie. Jestem przekonana, że gdy go spotkam albo choć zlokalizuję sama skłonię jakiegoś dziobaka do podzielenia się z nim obiadem – czy to przy pomocy telepatii, czy łagodnej perswazji, czy wreszcie metodą wyżymaczki. Strzeż się więc Panie Listonoszu. Straż okienna czuwa. Poza ostrzeżeniami dla Torbacza co się ze mną w berka kucanego bawi chciałam zakomunikować, że na poczcie się rozpłakałam. Jak rasowa ciężarowka hormonów. Bo nie dość, że nikt mnie nie lubi, nie kocha i o mnie nie pamięta, i jeszcze ten Listonosz po mistrzowsku bezszelestny, i znów wzruszam się na reklamach… to jeszcze ta małpa Madzix śmiała zepsuć moją koncepcję wstrętnego świata i egoistów na nim żyjących. Przysłała mi paczkę. Taką z tryliardem znaczków bo z Irlandii. A w paczce były najśliczniejsze na świecie ubranka dla najmniejszego i najukochańszego mężczyzny jakiego wkrótce poznam. No małpa no. Jak ona mogła… To ja z tego miejsca Ci Madzix podziękuję… I buziaki… I w ogóle, chochana jesteś… Chlip…
A świat może mnie cmoknąć w pompkę. Z dubeltówki. Teraz idę smażyć placki z naszych ogrodowych antonówek, siąkać nosem do tekstyliów i gadać o manikiurach ze Stefanem. Ją też hormon nagły strzela. W końcu ma pięcioro czworonożnych i miauczących dzieci za jednym razem. Cud, że jeszcze nie osiwiała po sam koniec ogona.
kontynuujac zabawe z poprzedniej notki: nie przyrownalbym Pana Mailmana do bociana, raczej do kukułki, co to awiza podrzuca do obcych skrzyneczek – i wlasnie mnie olsnilo… toz to zwykly spamowiec!
PolubieniePolubienie
ależ ta Madzix wredna. Jak większość Magdalen z resztą.
PolubieniePolubienie
zresztą.
PolubieniePolubienie
Bez reszty.
PolubieniePolubienie
yyy to ja tak zapytam (moze ci młody przeczyta) – zaglądałas już do garażu? 😉
PolubieniePolubienie
to ja wyślę kurirerm to co mam 🙂
PolubieniePolubienie
ale jaja, zamiast niespodzianki kłopot!
PolubieniePolubienie
tak, ja zawsze dowiaduje sie o wszystkim na koncu . Przepraszam za nierozgarniecie? Bajka hmmm taaak , o co chodzi? a nie nic niewazne
a co do listonosza- to moja listonoszke kocha pies. Zawsze radosnie obwieszcza mi( niestety nie teraz), ze list , ze list Marcin, ze chodz. a pania listonoszke to i ja nawet troche lubie, wynosila mi tyle dzieci, tyle milosci, tyle , tyle…
PolubieniePolubienie