Rano masakra. Autentyczny welszmerc z przeszkodami. Bojówki, co to w nie dwa tygodnie temu wchodziłam z palcem w uchu, mogą mi teraz zrobić urocze ‚papa’ z szafy. Podobnie jak spódnica – co Mamut twierdził, że w niej jakbym szła na wojnę wyglądam, tylko brzydziej – do tej pory ulubiona. I będąca powodem nieustającej zazdrości Katy, z czego nie powiem, żebym się nie cieszyła. Teraz mogę sobie powspominać jak to kiedyś było fajnie być szczupłą. Czuję się jakbym z węgorza zmieniła się w wala błękitnego. Tylko gigantycznego penisa nie mam. Zresztą – na co mi.
Co prawda mówią mi na około, że tylko z boku widać i jak stanę rzutem przednim albo tylnym to nic a nic i się nieźle przypatrzeć trzeba. Mamut twierdzi, że to dlatego nie ustępują mi miejsca. Ale przecież nie będę się pchać na każdego bokiem jak jakaś wściekła mątwa żeby tylko raczył mnie zauważyć, podnieść swój gruby zad i żebym mogła swój nie mniejszy posadzić i dalej sapać miarowo. Poza tym wcale mnie jakoś to, że tylko bokiem Obywatel jest widoczny, nie pociesza.
W nic się do cholery ciężkiej nie mieszczę. Spodzień codzienny paszoł w kąt i się kurzy. O dżinach nie wspomnę. Ani sukienkach w linii ‚blisko ciała’. W tej linii to ja mam teraz absolutnie wszystko, pod warunkiem, że w ogóle uda mi się to wcisnąć na grzbiet, upchnąć mleczarnię i przynajmniej połowicznie nasunąć na Lokatora z dolnego piętra. Pozostają mi czerwone sztruksy, jedne jedyne spodnie z cienkiego dżinsu (póki co), dwie długie sukienki, jedna krótka, ze dwie spódnice i… prześcieradło. I zero koszulek co bym mogła całkowicie zakryć nimi balonik, który połknęłam i się on – ten balonik – systematycznie i samoczynnie pompuje.
U Halki są co prawda jakieś dwie sukienki od jej kuleżanki z pracy, co to dla mnie przyniosła z okazji obecności Obywatela coraz widoczniejszej, ale w jedną to się lada chwila już nie zmieszczę a druga jest nieprzyzwoicie krótka i za każdym razem jak ją założę będę się zapewne zastanawiać czy już widać moje majty w paski czy jeszcze trochę muszę się poschylać. Przecież nie będę chodzić do pracy w dresowych spodniach co je mam w spadku i górze od bikini albo owinięta w ręcznik kąpielowy. Przy czym w sklepach z odzieżą ciążową z reguły poprzestaję na oglądaniu wystawy, bo jak już jest coś co do złudzenia nie przypomina brezentowego namiotu wojskowego na trzydzieści osób i nie jest różowe, to z reguły kosztuje to trzydzieści razy więcej niż mogę sobie na to pozwolić. Bo pozwolić sobie mogę na coraz mniej. Psia kostka.
Dziś na przykład poszalałam. Kupiłam sobie pół kilograma truskawek i drugie pół czereśni. Pięć zeta lżejsza poszłam jeszcze po sok, pół razowego chlebka, pomidora i… pasztet. Tak mnie dziś naszło na pasztet. No i promocja była. Generalnie to należało mi się szaleństwo i żałuję, że mi na pączka nie starczyło co to był mrugał do mnie z półeczki pełnej smakowitości. Ale może to i lepiej, że mi nie starczyło. Jeszcze trochę pączków i już nawet w to co mi z tekstyliów zostało nie wlezę. Tak czy siak – poszalałam. Ale należało mi się. Bo dziś kolejne kłucie było i Lejdi Wampiria De Monster wessała mi się za pomocą szczykawki s pompkom wew żyłę i wyciungła sobie co tam jej się przydać miało. Jak tak dalej pójdzie to nie będzie miała czego pobierać do badań. Wysuszy mnie jak mumię albo jakąś inną starą wydrę.
Całą drogę do pracy jakoś mi słabo było. Potem się okazało, że znów mi zrobiła kuku. Co dokładnie to nie wiem. Grunt, że łapa boli, siniec okazały jest i wyraźnie odczuwam deficyt płynów ustrojowych w ciele. Zamierzam nadrabiać cały dzień bo upalnie przy tym i duszno jest niezwykle a jeśli wieczorem zobaczę w pobliżu jakiegoś zbłąkanego komara chętnego na małe co nie co, to ostrzegam, że mogę być niebezpieczna. Zatem panie komarzyce – ssawki won, bo w dziób!
A tak w ogóle to zapomniałam o jeszcze jednej długiej sukience. Co to mam ją na sobie dzisiaj. Nie wiem ile jeszcze w niej uda mi się pochodzić, ale póki co w obcisłych i wydekoltowanych brązach na ramiączkach (takich ala późna Rzymianka z ukulele) prezentuję się wyjątkowo kobieco. I sądząc po spojrzeniach panów wyjątkowo ładnie. A co mam sobie żałować.
Wieczorem ma być burza.
Mrrr
Ps. Dla chętnych i gotowych – jutro o 17.00 w Polibudzie (Gmach Główny)dajemy ostatni przed wakacjami koncert. Szczegóły. Wstęp oczywiście wolny. Zapraszam serdelecznie.
w końcu doceniam koszulki rozmiaru XL i mam na sobie taką – co przez pomyłkę w pardze kupiłam, bo mi się zamaniło, że to XL to uczciwe M… a ta to wypełniam nawet niecalkiem to XL i się cieszę.
zaraz zaliczę „rymnięcie twarzą w klawiaturę” – bo duszno w pokoju…
a Zośka jak na złość od rana tańczy pogo…
pozdrów Obywatela od kolezanki wewnętrznej 🙂
PolubieniePolubienie
no no, Bajka pomyka przez miasto w dresie i bikini… wtedy to by się faceci za Tobą oglądali 😉
a siniaka masuj- krwiaczek się szybciej wchłonie
życzę klimatyzacji w każdym momencie dnia:-)
PolubieniePolubienie
:-))))
fajna ta wizja brezentowego namiotu.
i burzy zazdraszczam, też by mi sie przydała.
pasztet, raz!
PolubieniePolubienie
U mnie w bloku jest świetny sklep dla ciężarówek. Szwagierka się tam, po rekomendacji mojej siostry, zaopatruje. Sprzedająca dziewczyna pyta o rozmiar przed ciążą, tydzień ciąży i wyciąga odzienie pasujące w sam raz. I ponoć ceny nie zabijają. Tylko jak dla Ciebie to diablo daleko.. Chyba, że się wybierasz na kabaty w najbliższym czasie :]
PolubieniePolubienie
Ponoć od przybytku głowa nie boli… ponoć
A więcej Bajki to więcej Radości 🙂
i szkoda, że w tym tygodniu haruje do 22, koncert znów mi przejdzie koło nosa 😐
PolubieniePolubienie
to przynieś tego Vonneguta, to przy okazji wpadnę na koncert;) jeszcze przypomnę wieczorem smsem, bo braciszkowa się niecierpliwi 😉
PolubieniePolubienie
a może poszperaj na allegro? tam czasem za psi grosz można kupić fajne ciuszki…
PolubieniePolubienie
a jak myślisz, co mysmy robiły cały weekend? 🙂
-> Baj
Ta pomarańczowa kiecka i spod niej pasiaste majty – czaaaaad. 🙂
PolubieniePolubienie
ja w sprawie allegro – kupilam tam wszystkie ciążowe ciuchy.
za grosze
PolubieniePolubienie
no nie było wzmianki, wiec chciałam tylko nieśmiało przypomnieć, że to świetne miejsce na zakupy… sama też sie tam ostatnio ubieram, ba nawet mebluję 😉
PolubieniePolubienie