Poranne autobusy są nieodmiennie źródłem niezapomnianych przeżyć.
Po pierwsze można się w nich zapatrzeć na kasownik tudzież psychodeliczny i wprowadzający w trans wyświetlacz z imieninami i godziną aktualną jakieś pół roku nazad. A potem z tępym wyrazem twarzy zastanawiać się jak to jest, że właśnie odjeżdża nasz przystanek. I zareagować dopiero po dwóch kolejnych. Za to gwałtownie i ze skutkiem natychmiastowym. W tym miejscu pragnę serdecznie przeprosić wszelkich przydrożnych współpasażerów za ewentualne stratowanie. Zwłaszcza Pana Różowego za gazetę. Pewnie i tak nie było w niej nic dobrego.
Po drugie można się w nich dowiedzieć od siedzącego naprzeciwko czterolatka, że ziemia składa się z czekoladowych ciasteczek i jeśli by jeść je systematycznie a tłumnie to nie będą potrzebne samoloty, bo podróż do Chin będzie betką. Wystarczeć będzie skok w dziurę po ciastkach. Oczywiście w bardziej zawoalowanej w przygłosy formie i oldskulowym stajlu świszczących sylab… Tak. Mowa dzieci zaczyna mieć dla mnie coraz mniej tajemnic. To chyba dobry znak.
Po trzecie, obserwując krajobraz zaokienny, można z niemałym podziwem stwierdzić, że absolutnie nie ma w obecnej rzeczywistości miejsca, w którym przeciętny warszawski kierowca nie potrafiłby zaparkować samochodu. Jestem doprawdy pełna uznania dla samozaparcia i pomysłowości wielbicieli czterech kółek w stolicy. Wyobrażam sobie, że znalezienie tu miejsca do parkowania jest bardziej prawdopodobne niż dwukrotne objawienie w Fatimie ale dumą (choć i przestrachem niekiedy) napawa mnie fakt, iż da się zmieścić z blaszanką tak głęboko pod chodnikowym wiaduktem. Albo pod takim kątem. Ja to bym się bała, że mi się razem z kawałem nadwozia skosi fryzura, ale może ktoś lubi kabriolety tworzone metodą ‚zrób to sam’. Brawa.
Po czwarte można prosto z autobusu wysiąść przed straganik z przepięknymi czereśniami, wołającymi wręcz ‚kup nas, kup i to zaraz’. A muszę przyznać, że urody były te czereśnie wybitnej i dałabym głowę, że czekały tak akurat na mnie. No to wygrzebałam dwa pięćdziesiąt i mam pół kilograma szczęścia na własność.
No, można pracować 😉
Ps. Absolutny hicior wieczoru kabaretowego w Opolu to był dla mnie tekst z lachonarium w tle – ‚Cześć maleńka! Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia czy mam przejść przed tobą jeszcze raz?’
Urocze… a jakie praktyczne ;))
Takie niby-nic, a jak życie potrafi uprzyjemnić 🙂
PolubieniePolubienie
aaaaaaaaaaaaaaa!!!
ale tekst boski :))))
ps. czeresnie….mmmmm…. 🙂
PolubieniePolubienie
nie mogę wstawiś pop-upa u siebie…musze sie skontaktowac z laska, która robiła szablon…na stronie głównej są same robaczki zamiast linka..:) Buziak dzielna dziewczynko:)
PolubieniePolubienie
Chwilowo (niestety) czereśnie są jeszcze drogie… ale jakie smaczne 😀 . Genialny tekst z Opola (chociaż coś im się tam udało. Przemyślenia o autobusie zbijają z nóg… 🙂
PolubieniePolubienie
heh, tylko Mumio blado wypadli, chociaż wiem, że niektórym się podobało…
a wiesz, że we Francji kobiety gotują ogonki od czereśni i piją taki napar (czy odwar czy jak tam;)) bo podobno świetnie robi na cerę:-)
PolubieniePolubienie
zaintrygował mnie tytuł bloga
PolubieniePolubienie
„Cześć mała, jestem Bożo. Bożo w porzo” 😉
W tym autobusie to na pewno zasnęłaś. Tylko oczy miałaś otwarte dla niepoznaki, jak ja w swoim tramwaju.
PolubieniePolubienie
Czereśnie to chyba moje ulubione owoce, ale jakoś jeszcze nie bardzo je widzę na Zimnej Północy Polski 🙂
PolubieniePolubienie
ja tam wolę truskawki ;-P
a kabaretów nieeeeestety nie oglądałem i zwalam na sesję!
PolubieniePolubienie
„no jak dla mnie bomba!” :-))))
PolubieniePolubienie
… Taak kasowniki, taak czytanie przez ramię …co prawda nie wiem jakim tramwajem dzisiaj jechałem …
ale pamiętam, że też obudziłem się przy jakimś sprzedawcy z czereśniami … a może to były wiśnie 😉
Pozdrawiam :)))
PolubieniePolubienie
Trafilam do Ciebie pierwszy raz wczoraj…przez przypadek. Nie mialam swojego bloga, nigdy nie czytalam blogow innych. Przeczytalam ostatnia notke, potem poprzednia, poprzednia…Teraz znow mam chwile czasu, i znow przyszlam do Ciebie. Tym razem przeczytac juz reszte. Najpierw spodobal mi sie styl, potem poczucie humoru, a potem zaczelo mnie chwilami chwytac za gardlo…Dziekuje
PolubieniePolubienie
No i chyba jednak nie przeczytam…nie wiedzialam, ze potrzebne haslo :). W kazdym razie na pewno bede Cie jeszcze odwiedzac…a po glowie chodza mi, na razie niesmiale, mysli o zalozeniu wlasnego :). Pozdrawiam Ciebie i Twoje Malenstwo
PolubieniePolubienie
„Cześć, jestem Bożo, zapamiętaj to imię, bo niedługo będziesz je krzyczała.” :D:D
PolubieniePolubienie
Ja na czereśnie mam mniejszą ochotę, odkąd ktoś mnie nastraszył, że często są w nich robaki. Myślałam, że tylko wtedy jak nadpsuta albo co, ale podobno nawet w zdrowo wyglądających się zdarzają… Ble.
PolubieniePolubienie
mnie tez zaintrygowal tytul bloga… 😉
pozdrawiam!
PolubieniePolubienie