Myślę, że urodziłam się w zdecydowanie nieodpowiedniej epoce. Powinnam raczej spłynąć z niebios, bo przecież takie cudowne, pełne wdzięku i nieodpartego uroku osobistego istoty nie mogą rodzić się w inny sposób. Zatem powinnam raczej zdematerializować się z gwiezdnego pyłu i takich tam radioaktywnych odpadów w sam środek jakiejś minionej i zamierzchłej już epoki.
Oczywiście nie w jakieś zapyziałe średniowiecze bo jeszcze by mnie na stosie spalili przy pierwszej nadarzającej się okazji albo utopili w rzece za ozór niewyparzony. Albo bym zrobiła jakowyś rozłam kościelny i ściągnęła na siebie wszystkie klątwy świata. Zresztą jak zwykle nie spodziewałabym się hiszpańskiej inkwizycji.
Mnie to powinny jakieś dobre wróżki teleportować do czasów globusa, parasolek słonecznych, wielkich miękkich poduch, wyr z baldachimami, ogrodów z labiryntami, książek czytanych w łódce, kilometrów sukien, hektolitrów perfum, dzielnych księciuniów, robótek ręcznych i tac z owocami…
Chociaż… Jak tak sobie pomyślę, że ja to nie umiem kwilić jak spiczniała cizia o migrenie, parasoli nie używam nawet przy niepogodzie bo nie lubię, w kilometrach sukien to bym się z pewnością zaplątała po pięciu krokach i wyrżnęła klasycznego orła padem rozpaczliwym w przód a szeleszczenie tych wszystkich warstw halek doprowadziłoby mnie do szału porównywalnego z gradobiciem. Poza tym to ja dzielnych księciuniów mam głeboko w… poważaniu, bo zawsze preferowałam skurczybyki – przynajmniej ciekawsi choć łotry nieziemskie, a robótki ręczne wywołują u mnie niezmiennie atak histerycznego śmiechu i drżenie pośladków. Straszna nuda. Umarłabym na suchoty widząc te pomarszczone i zasyfiałe hrabiny z ich pudelkami.
Ostatecznie może być miękka poducha, łóżko z baldachimem zbędne, bo jeszcze bym rzuciła glanem i by spadł, wystarczy lato, takie z trawnikiem zielonym i zraszaczem rano i po południu, kocyk w ogrodzie, dobra książka – łódkę sobie dowyobrażę bez trudu, perfum wystarczą trzy krople – Grain de Folie, standardowo i owoce na drzewach – tacy mi nie potrzeba. I już jest raj…
O takie coś mi się właśnie marzy w ten grudniowy, niedospany, niewygodny, bury wtorek.
Bajka kolorowa
Mi też się to marzy… I jeszcze dużo czasu na seeeeeen…
PolubieniePolubienie
zapomniałaś o jeszcze jednym, charakterystycznym dla fin de siecle’u elemencie: o gorsecie mianowicie;-)
PolubieniePolubienie
Nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji! 😀
mmmm… ale pomarzyć zawsze wolno…
PolubieniePolubienie
mam wizję, jak Bajka rzuca glanem w Toliboskiego, który jej z sadzawki lilije wodne dobywa, zbrukawszy swój biały strój…
PolubieniePolubienie
a potem dźga go w oko tym drutem do dziergania co to z niego pożytku żadnego nie ma (:
PolubieniePolubienie
I pożytek już się znalazł 🙂 Więc jednak nie takie bezużyteczne te robótki 😉
PolubieniePolubienie
Just – gorsety to ja wiesz co 😉
Pepeg – ano rzucam, zebys wiedział
Kal – i dzgam, dzgam az milo i patrze czy aby rowo puchnie ;))
PolubieniePolubienie
a ja chcialabym napomnkac, ze moja babcia NAPRAWDE ma na imie Gryzelda… Mowimy na nia „Babcia Gryzia”:)
PolubieniePolubienie
a mój dziadek na prawde był Gracjan 😉
PolubieniePolubienie
chyba muszę zmienić nicka z powodu „burego wtorka”
PolubieniePolubienie
bura suka mi się ładnie kojarzy ;))
PolubieniePolubienie
mój był… Alfons;)
PolubieniePolubienie
eee.. moj dziadek, to tak spokojnie: Leonard.
Leonard i Gryzelda – jezu, ale para:)))
PolubieniePolubienie
o kurczę – Gracjan, Alfons – aż dech mi z zazdrości zaparło. Gorączkowo szukam jakiegoś ciekawego miana w rodzinie a tu nic – no może tato co Maria miał na drugie lekko pasuje, ale jednego Jana co Maria mu na drugie już my w Polsce mamy i znamy, więc to żadna rewelacja.
To przypomina mi jeszcze jedną historię – parę dni po tym gdy narodziło się nadobne dziecię przecudownej urody (znaczy ja dla ułatwienia podpowiem) tatuś mocno przejęty do Urzędu popędził coby dziecku imię nadać. No i nadał rzecz jasna, jednak coś mu się pomieszało w trakcie tego nadawania i pierwsze imię z drugim przez omyłkę zamienił. Ktoś by powiedział – tragedia się stała, dziecko imię dziwaczne przez to dostało, jak ono radziło sobie w przyszłości? Ano radziło sobie całkiem dzielnie, bo to swoje pierwszo-drugie imię lubi całkiem, całkiem, jednak jeden moment ogromnej grozy w życiu przeżyło – a było to wtedy gdy usłyszało powyższą historię i gdy z przerażeniem zrozumiało, że tak niewiele brakowało by to paskudne drugie imię było tym pierwszym, powszechnie używanym. Brrrr. (((:
PolubieniePolubienie
…te falbaniaste panny się nie myły. Używały dużo pudru, na rumieńce miały piersióweczkę z okowitą i złote młoteczki na wszy. Wersal do dzisiaj śmierdzi moczem…
PolubieniePolubienie
czytam z zapartym tchem komentarz Kal i już zaraz dowiem się jakie dziwne imiona po takiej przerażającej historii mu nadano, a tu nici, kurcze, się rozczarowałam 😦
mojej siostrze też ojciec przestawił imiona, pierwsze całkiem całkiem drugiego nie lubię, ale o dziwo nadałam sobie na bierzmowaniu, bo ładnie brzmi z moimi dwoma pierwszymi 😉
PolubieniePolubienie
a ja wiem jakie imiona ma Kal, a ja wiem… zaklaskała Bajka z ukonkentowaniem rozejrzawszy się za młoteczkiem ;))
PolubieniePolubienie
eee no bez przeginki. Młoteczki na wszy to były wówczas, jak panny nosiły peruki, a to w polszcze rzadkie było. A działo się to za króla Stasia.
A gdzie Tolibowski a gdzie król Staś, co? Cybe nie ta epoka jednak. Tolibowski to już duuuużo później.
Niech się bajkowa zdeklaruje, czy jej chodzi o te no…perukowe i z krynolinami w gorsetach, czy tylko o gorsety, tiurniury i trefione loki?
PolubieniePolubienie
Hesus Marija! W Polszcze, oczywiście!!!!
PolubieniePolubienie
Jednym słowem laska Tobie nie zamierzchłej epoki trza tylko żywej mamony na luksusy 🙂
Popieram, popieram….
PolubieniePolubienie