Prosto z sądu

Prawnik: Sierżancie, czy gdy zatrzymywał Pan oskarżonego miał Pan włączone czerwono-niebieskie światła?
Policjant: Tak.
Prawnik: Czy oskarżony mówił coś wysiadając z samochodu?
Policjant: Tak.
Prawnik: Co powiedział?
Policjant: A to k**** co? Dyskoteka?!

Prawnik: Jak daleko były od siebie samochody w chwili kolizji?

Prawnik: Czy trąbił Pan?
Oskarżony: Po wypadku?
Prawnik: Przed wypadkiem.
Oskarżony: Tak, przez dziesięć lat, a potem nawet poszedłem do szkoły muzycznej…

Prokurator: Kiedy on wyszedł czy ona, gdyby chciała i była w stanie, podczas tego gdy inni nie chcieli by szła, też wyszła, czy on zabrałby Was też, to znaczy ją i Panią, na stację?
Obrońca: Sprzeciw wysoki sądzie. To pytanie powinno się wyprowadzić i rozstrzelać!

Ostracyzm społeczny, czyli TU nie zmienia się nic

Gazeta Wybiórcza grzmi i ostrzega: Zabójcy i złodzieje obsługują nieświadomych tego wczasowiczów. W Borach Tucholskich dziennikarze odkryli ośrodek należący do Służby Więziennej, spędzili tam dobę i… w zasadzie nie wiem co… bo ja nie widzę w zaistniałym fakcie nic złego… ale jak widać dla niektórych skazańcy to już nie ludzie…

Kobieta wypoczywająca w ośrodku Zacisze pyta spacerującego pod jej balkonem mężczyznę, od kiedy jest na wczasach. On na to: ‚Jakie wczasy? Ja tu odsiaduję wyrok za głowę’
‚Zbladłam. Spakowaliśmy torbę i szybko wyjechaliśmy. Kolega, który polecił nam ośrodek, o więźniach nic nie mówił’.

Udając turystów, dziennikarze dziennika pojechali do Zacisza. Miejsce jak miejsce. Leśna droga ze szlabanem, budynek, portiernia. Z portierni wychodzi krótko ostrzyżony chłopak. Z rozmowy reporterzy dowiadują się, że w ośrodku pracują skazańcy. Przynajmniej mają co zrobić z wolnym czasem i na fajki zarobią. Nikt tego przed nikim nie ukrywa.

‚Siwy codziennie razem z kolegami z celi jeździ rowerem do pracy w Zaciszu. Peleton skazanych pędzi przez las wczesnym świtem i późnym wieczorem’

‚Nikt w czasie drogi ich nie pilnuje’ – podkreślają dziennikarze…
Bo może nikt nie musi… – myślę sobie. Może na takie właśnie zaufanie sobie zasłużyli…

Nie znoszę gdy węszy się sensację tam, gdzie jej nie ma. Nie każdy pies kąsa a każdy rudy kot jest wredny… Co by się nie działo więźniowie – nawet po odbyciu kary – nadal zawsze będą traktowani jako obywatele drugiej kategorii. W ten sposób nigdy nie pozbędziemy się przysłowiowych klapek na oczach. A niby kto komu dał prawo do oceniania, sądzenia, potępiania? I to za coś, za co pokutę już odmówiono…

Więźniowie nie pracują? – Źle…
Pracują? – Jeszcze gorzej…
Przecież najlepiej byłoby wysłać ich w kosmos… albo od razu pozabijać, bo jakże to być może, żeby oni wśród ‚normalnych’ ludzi żyli…

Znów wychodzę na ufoludka… ale ja na prawdę nie rozumiem takiego podejścia. I my niby tolerancyjni jesteśmy? Święci katolicy? Co wybaczać potrafią i szansę dawać?

Boże… spuść nogę i kopnij
tylko się nie pomyl

Twoja bardzo dziwna Bajka

Zastanawiające

Nigdy nie odważyłabym się na bycie tak ograniczonym i zadufanym w sobie żeby generalizując, z miną ‚zjadłam wszystkie rozumy i możesz mi świecie naskoczyć’, wyrazić się negatywnie o całej populacji mieszkańców jakiegokolwiek miasta wnioskując na podstawie jednego czy dwóch przypadków, które mnie osobiście nie odpowiadają…

Przeciwnie… w każdym miejscu, w którym byłam (a byłam w naprawdę wielu) zawsze znajdowałam sympatycznych ludzi i urokliwe miejsca… da się… to kwestia podejścia…

to ja…

Ciągle za to słyszę, że Warszawiacy to chamy, prostaki, palanty, cwaniaczki i debile a Warszawa jest be, do bani, brud, syf i ogólnie sux…

Nigdy nie skrzywiłam się gdy ktoś mi powiedział ‚jestem z X’… a często widzę grymas gdy mówię lub piszę cokolwiek o stolicy…

Bo moim zdaniem nie jest ważne miejsce a ludzie wszędzie są tacy sami – dobrzy i źli, tolerancyjni i ograniczeni, ci co czują i ci, którym się tylko wydaje…

I tylko zastanawiam się, czy to rzeczywiście mieszkańcy mojego miasta są tacy tragiczni i beznadziejni czy to cała reszta czasem powinna zastanowić się nad samymi sobą i pomyśleć dwa razy… zanim wyrazi jakąś nonsensowną opinię, która wg mnie gorzej świadczy o autorze… niż o adresacie…

Panta rei… wszytko płynie… czasy się zmieniają… ludzie też… tylko stereotypy i uprzedzenia jakie były – takie są…

Dziś pójdę na spacer po moim szarym brydnym mieście. Poszukam kolorów…

Wszystkiego dobrego

A w ogóle to świat się na mnie uwziął…

Sobota! Dzień wolny od pracy po piątkowych baletach i balangach a ja?
A ja muszę siedzieć w pracy. I nie dość, że siedzieć to jeszcze pracować. Oburzające po prostu. Nieprawdaż?
Dobrze, że jest 94 i Kult bo bym chyba jadem syczała na prawo i lewo gryząc i drapiąc antymaterię czasoprzestrzeni.
Do pracy oczywiście się spóźniłam. Bo jakże mogłoby być inaczej w sobotni poranek… ale nie żałuję…
Chromolę te wszystkie ramki i zasady. I tak zwyczajowo siedzę tu od rana do nocy późnej i głuchej. Korzenie zapuszczę jak tak dalej pójdzie i będzie mnie trzeba odwiedzać z konewką. Fakinszit kurka siwa… żebym choć coś z tego miała poza łzawiącymi oczami i nerwowym klikaniem myszką… przez sen. Śnią mi się kody kreskowe, rabaty, dziwne komunikaty i kasy fiskalne, które nie mogą przestać pipać. Zostanę schizofrenikiem lada dzień. Czuję to przez mocz. Help!!

W dodatku przed chwilą otwierając widelcem sok marchwiowy – ciągle zapominam o zdobyciu otwieracza kapsli – w przecudownym wręcz stylu zajechałam się tymże otwieranym mozolnie kapslem w palec i wylałam nieco z zawartości butelki na biurko. W mordę żesz plute i szarpane! Nie dość, że dziumdzia ze mnie kosmiczna i głupia peja, bo sobie butelki już otworzyć jak cywilizowany człowiek nie potrafię, to jeszcze ultra-mega-giga ważne papierzyska są w przepięknie nasyconym kolorystycznie świeżym soku z marchwi. No i krwawię, bo sobie tego palucha z gracją godną mistrza sepuku rozkitłasiłam i nawet nie mam plastra. Siedzę z chusteczką higieniczną oklejoną taśmą klejącą i dumam… co też powiem jak mnie ktoś w poniedziałek spyta co tu się działo. Może atak terrorystyczny?
A może powiem, że to moja wizja kosmosu a zapędów artystycznych pracownika nie powinno się hamować bo może się zamknąć w sobie i potrzebować terapii narażąjąc firmę na dodatkowe koszta… więc ja właściwie to działam ku chwale… nie na szkodę… czyż nie?
Wątpię by to przeszło ale przynajmniej zagadam pytającego na śmierć 😉

W dodatku nie ma mleka do kawy, zasypiam na dziobaka nad klawiaturą, nie mogłam znaleźć ołówka, jak znalazłam to się okazało, że posiałam gdzieś temperówkę, boli mnie łokieć, który miał spotkanie z biurkiem po tym jak sobie przypomniałam, że ostatnio widziałam temperówkę jak spadała za szafkę tylko nie chciało mi się po nią nurkować, a jak próbowałam rozmasować sobie łokieć to zrzuciłam pojemnik na biurowe spinacze… pełen…
Ja chcę do domu! Chcę się zakopać w kołderkę i nie wyjść spod niej do marca. Niech mnie ktoś przytuli.

Dzisiaj świat zdecydowanie sie na mnie uwziął…

Tymbark na dziś – Pomyśl życzenie

Profilaktycznie

ja wiem
ty wiesz, że ja wiem
ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem
ty wiesz, że głupia nie jestem

najbardziej mnie wkurza nie samo to, że ktoś może mnie okłamać… z tym musimy niestety liczyć się zawsze

pół biedy jeśli potrafi się do tego przyznać, bo wtedy przynajmniej zachowuję do niego szacunek… bo jest ze mną szczery
wtedy nawet mimo początkowego żalu mamy poczucie, że ten człowiek nigdy nas nie okłamał i potem… kiedy już przejdzie gorycz… możemy zachować sympatię i czasem też przyjaźń

błędy popełniamy zawsze
sztuką jest umieć się do nich przyznawać

najgorzej jest wtedy, kiedy ktoś się wypiera, kiedy w patrząc w oczy mówi A gdy ja już wiem… że B

najbardziej mnie wkurza gdy ktoś mnie okłamie i mimo, że dostrzegę to, ‚złapię za rękę’ i nawet zechcę porozmawiać, wyjaśnić, zrozumieć, zamiast od razu obrócić się na pięcie i dać sobie spokój… do końca będzię kręcił, wił się jak piskorz, trzymając się coraz bardziej pokrętnych i nierzadko wykluczających się, nielogicznych wersji… byle tylko nie powiedzieć prawdy

nie znoszę gdy usiłuje zrobić się ze mnie głupszą niż jestem

za to potrafię znienawidzić