Po co mi budzik?

Zazwyczaj śpię snem głębokim i straszliwym, bo śnią mi się często gęsto rozmaite pierdoły zagmatwane jak pranie w wirnikowej pralce z wyżymaczką, do której ktoś wrzucił kota i po przebudzeniu zastanawia mnie czy to aby nie pora najwyższa już na wizytę u doktora od kozetek (nie chodzi mi tu o sklep meblarski). Sen jest mi przypisany niejako odgórnie i oddolnie w sumie też, bo potrafię spać w abolutnie każdej pozycji i każdym miejscu. Lubię morfeuszowe objęcia i już a zmęczenie, gdy się zjawia, powala mnie w fazie lotu zanim jeszcze przylgnę głową do poduszki. Kiedyś, kiedy byłam sporo mniejsza i wyznacznikiem mojego świata była pielucha z różną absorpcją i zawartością, spałam słodko ku uciesze Krychy i Zdzicha, bo mieli spokój z „małą wydrą”. Ochrzcili mnie tak od razu po moim na świat przyjściu pamiętni jeszcze przygód z moją starszą siostrą i Jej aparatem gębowym a potem – choć nazwa nijak do mnie nie pasowała (nie darłam ryja bez wyraźnej potrzeby), zostawili ją z przyzwyczajenia. Poza tym zawsze przecież mogłam się namyśleć i jednak zacząć uprawiać arie na dwie grzechotki i głosowe struny. Tak sie jednak nie stało i kiedy jak kiedy ale podczas snu byłam zawsze najgrzeczniejszym dzieckiem we wszechświecie aż Mamut biegał z lusterkiem i podstawiając mi jego taflę pod nos, sprawdzał czy żyję. Jak widać ten stan rzeczy udało mi się utrzymać do tej pory i zamierzam jeszcze trochę swoją skromna osobą przyczynić się do utrzymania obecnego przeludnienia na naszej planecie, bo najwyraźniej w niebie mają komplet albo mnie szuje nie chcą (swoją droga wiedzą co robia bo zaraz bym tak zrobiła porządek a poza tym strasznie tam nudno) a złego diabli nie biorą, zatem piekło też mnie prędko nie pochłonie. Śpię więc sobie dalej snem sprawiedliwego i dobrze mi z tym aż do rana, kiedy to nadchodzi straszny moment włączenia się budzika. Dotychczas wyżej wymieniony obiekt był najczęściej kupowanym sprzętem gospodarstwa domowego w moim życiu obok worków na śmieci a to z uwagi na swój krótki ale iście burzliwy żywot. Kolejne budziki zawsze lądowały na ścianie i kapitulowały, wystawiając jako widoczny znak poddania się, popsute sprężyny a gdy spotkałam się z jednym wyjątkowo upierdliwym, poszłam do kuchni po młotek, zabiłam drania i poszłam spać dalej. Oto determinacja Bajki! Odkąd jednak mam telefon komórkowy z budzikiem rzecz się skomplikowała, bo po pierwsze primo – lubię go, po drugie primo – nie stać mnie na tak częste zakupy telefonów jak to miało miejsce z budzikami po 3 zeta, a po trzecie primo ultimo – komórka może się jeszcze przydać. Na panie, których głos można zamówić telefonicznie jako pobudkę, też nie mam co liczyć, bo już mnie nie obsługują. Przemilczę dlaczego. Budzik w telefonie to dobra rzecz bo upiedliwością bije na głowę wszelkie zegarmistrzowskie cuda i cudeńka a mój posiada jeszcze dodatkowo alarm wibracyjny, co w połączeniu z drewnianą półką nad łóżkiem, na której notorycznie leży, nieodmiennie wywołuje efekt natychmiastowego wyprostu wszystkich kończyn i susa na podłogę, byle dalej od źródła hałasu. Jak widać telefon komórkowy spełniał swoje zadanie w pełni ale teraz i on zrobił się zbędny. A to dlatego, że od dwóch miesięcy mam… kota. Nikita jest w tej kwestii nie do pobicia. Słodka kiciunia ma zwyczaj spędzać noce na tuptaniu po podłodze, gruchaniu jak gołąbek w okresie godowym, gdy przemierzając zakamarki linoleum w przedpokoju wydaje z siebie w biegu donośne i nader dźwięczne „grrrrrr”, bawieniu się piłeczką ping-pongową (jakbym jej nie schowała Ona i tak zawsze Ją znajdzie w środku nocy), pogryzania kocich chrupek, na które w dzień nigdy nie ma ochoty za to po zmroku najwyraźniej intryguje ją to specyficzne echo, które rozlega się po całym mieszkaniu podczas konsumpcji oraz robieniu jeszcze całej masy równie fascynujących i hałaśliwych rzeczy. Nieodmiennie jednak koniec końców ląduje w moim łóżku, gdzie mrucząc jak Electra Super Glide ze wstecznym biegiem układa się do snu (obowiązkowo trzeba się jeszcze obrócić ze trzydzieści razy wokół własnej osi zanim znajdzie się odpowiednią pozycję). Nikita śpi w bardzo róznych miejscach na moim posłaniu ale zawsze sadowi się gdzieś na mnie. Przyzwyczaiłam się już nawet i nieszczególnie przeszkadza mi specyficzny ciężar na szyi lub klatce piersiowej ale do naszych wspólnych poranków nie przyzwyczaję się chyba nigdy. Kićka śpi krótko acz treściwie, o czym świadcza krwawe ślady na moich kończynach, za to gdy się budzi – a pech chciał, że Jej ulubiona pora rozpoczęcia dnia to szósta rano – zaczyna się sajgon. Najpierw krótka przebieżka do długiej kuchni przez długi przedpokój okraszona oczywiście solidną porcją miaukliwego tuptusiania, potem próba nawiązania łączności z bazą, czyli zaczepianie mojej stopy nieopatrznie wystającej spod kołdry. Zazwyczaj wszelkie takie próby kończą się fiaskiem czyli schowaniem odnóża i przekręceniem się na drugi bok. Wtedy zaczyna się zemsta nietoperza czyli „Nikita się złości”. W ułamku sekundy mam ją na głowie i chcąc nie chcąc obudzić się muszę, bo raczej mało kto potrafi spać w najlepsze dalej, gdy warczący kot gryzie go w nos i w uszy. I po ptakach, bo jak juz wstanę – jestem zgubiona. Trzeba dać sierściuchowi jedzonko, picie, wymienić żwirek w kuwetce bo w nocy na znak prostestu najwyraźniej Nikita wypija wszystkie dostępne Jej płyny by je zgromadzić, odpowiednio zapachowo przefiltrowane w tym plastikowym pojemniku. Standard. A potem jeszcze cały rytuał głaskania, bawienia się, głaskania… i do pracy.
I po co mi budzik 😉

23 uwagi do wpisu “Po co mi budzik?

  1. kotka mojej siostrzenicy zachowuje sie dokladnie tak samo i o tej samej porze, szostka, z zegarkiem w reku. Widac, taki maja programator genetyczny te futerka:)) Moje koty wychodzily na noc, wracaly jak juz wstalam, wiec unikalam pobudek niekotrolowanych:)) Teraz mam tylko kundla. Spi jak ja, czyli do oporu:)))

    Polubienie

  2. Gdybym miał wybór budzenia…komóra lub kot…wybrałbym to drugie …czyli … sierściucha, bo to i milej i mniej wstrząsowo dla ucha !
    To właśnie dlatego w mojej komórze nie uświadczysz klaksonu …

    Polubienie

  3. Ej … co się czepiacie ” Śliwki ” ? …
    Napisał swój komentarz, a Wy robicie sobie jaja …
    A może to o to w tej zabawie chodzi ? … bo już nie wiem…

    Polubienie

  4. Dawno temu za góramy i lasamy…siersciuch przynalezny do mego domu i łoza (a jakze!) budził mnie czymś w rodzaju całusa, a tak naprawde było to włozenie kocich wąsów do nosa…rrrrrany julek , to była pobudka!

    Polubienie

  5. … a czy mogę się z Tobą nie zgodzić ? :-))
    Hej…. ” Śliwka „…umówimy się na randkę ? Może wspólnie obmyślimy plan, jak unicestwić tę koszmarną miotłę …
    Wiesz,.. tak przy okazji, no bo w końcu randki nie do planów strategicznych wymyślono… :-))

    Polubienie

  6. naturalnie, że możesz ale w jakiej kwestii: kobiecości Śliwki, czy tego, że my tu tylko żartujemy?

    ps. z góry zaznaczam, że masz zadanie ciężkie bo żartujemy tu z ludźmi znajomymi mniej lub bardziej ale zawsze 😉

    Polubienie

  7. … to rzeczywiście zmienia postać rzeczy … wiesz, ale ja już tak mam…tak miałem i obym zawsze tak miał, to znaczy … wystawione serducho na zewnątrz !
    Mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli…
    A żebyś nie pomyslała, że smutas ze mnie jest straszny, to dla Ciebie włoże na nosek czerwony pompon…
    I jak Ci sie w nim podobam ? :-))

    Polubienie

  8. huehuehue…
    a wlasciwie powinno byc chlip, chlip…po bardzo lubie koty, z wzajemnoscia nawet, i chetnie bym jakiegos przysposobila, ale nie moge, bo jestem na nie sakramencko uczulona:-(((

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Ja Anuluj pisanie odpowiedzi