Kobieta pracująca szczytuje w każdy weekend…

Weekend spędziłam „szczytując”…

Tak na serio to powinnam napisać zczytując, bo o inwentaryzację chodzi, ale pierwsze zdanie wygląda tak ciekawie, że go nie zmienię 😉 Zostałam zaproszona do zaprzyjaźnionego Empiku na Nowym Świecie celem nocnego łażenia między półkami z tonami kurzu wymieszanego z makulaturą różnej maści by specjalną maszynką zwaną czytnikiem robić „pip”. Takie „pipanie” jakkolwiek niewinnie by brzmiało jest prawdziwą torturą dla uszu zwłaszcza o 4 nad ranem, gdy przychodzi kryzys i oczy robią malutkie, powieki ważą tyle co ja sama a wokół stado „pipaczy” współbrzmi jak malownicze grono Marsjan w nocnym napadzie na bibliotekę publiczną. Każdą zakurzoną książkę i książeczkę „trzeba” wziąć do umorusanej łapki i przeciągnąć po niej czytnikiem by wreszcie, usłyszawszy upragnione kolejne trylionowe „pip”, móc odłożyć ją grzecznie na półeczkę – dokładne w to samo miejsce. Oczywiście ułatwialiśmy sobie sprawę i jeśli identycznych książek było 50 zczytywaliśmy kod kreskowy tylko z jednej dopisując tylko liczbę pozostałych, ale to oczywiście było surowo zabronione. Tak czy inaczej co roku powtarzam sobie „nigdy więcej” po czym otwierając maila od Zbyszka (kierownik działu książki) widzę błagalne słowa i ulegam jak baba. Straszne. To znaczy są i miłe strony inwentaryzacji: dodatkowe pieniążki na koncie (80 złotych za nockę do łapki), sympatyczna atmosfera (bo nocą to zawsze ludzikom się głupawka załącza), integracja w pełni przy darmowym posiłku (jak zawsze coś ohydnego ale głodny zje wszystko) i ogólny melanż przy drukarce (nad ranem zawsze brzmi jak techno-party). Ale jeśli zestawić to ze zmęczeniem, gdy po 10 godzinach nocnej harówki (łażenia, dźwigania, ton kurzu itp) wracamy do domu w niedzielny ranek i mijają nad kościelne rodzinki a nam w głowach tylko „pip” „pip”, które nie opuszcza nas do końca dnia (nawet po pięciogodzinnej drzemce) to doprawdy jestm masochistką i powinnam przybrać imię w stylu Regina Krwawa Wyżymaczka albo Zyta Walcząca z Biczami. Tak czy inaczej Zbyszek pożegnał mnie cudowną wiadomością o kolejnej inwentaryzacji za tydzień – tym razem muzyka – cudowna kombinacja zakurzonego plastiku i metalowych półek. Według jakichśtam statystyk kobieta pracująca szczytuje w każdy weekend… A gdzieś tam na końcu drobnym druczkiem powinno być, że dlatego, ponieważ w ciągu tygodnia wraca do domu zbyt zmęczona, by móc szczytować częściej. Dobrze, że to nie o mnie mowa. A pamiętam, że kiedyś miałam za złe Mamutowi, bo bezczelnie twierdził, że ze mnie kobieta pracująca jak z Niej baletnica 😉

7 uwag do wpisu “Kobieta pracująca szczytuje w każdy weekend…

  1. Powstał nowy program. Urbański, czyli Mołek w TVP. Czyli ‚Marzenia do spełnienia’. Skiba biega z krową, a Włodarczyk jeżdzi furą po Warszawce.
    Bomba!

    Polubienie

Dodaj komentarz