Kiedy byłam jeszcze małym chłopcem i zakuwałam paciorki przed pierwszą komunią, ksiądz proboszcz opowiadał nam o różnych świętych i błogosławionych. Jedni byli męczennikami, drudzy wzorcowo się prowadzili, jeszcze inni widzieli jakiś cud. Pamiętam, że raz nawet popadłam z nim w konflikt, bo według niego cud był, a według mnie niespecjalnie.
I tak mi zostało. Zarówno jeśli chodzi o konflikty z księdzem proboszczem (ponieważ jesteśmy bezbożnikami żyjącymi w dość małej społeczności lokalnej a posiadającymi ślub cywilny, tylko), jak i wiarę w cuda. Cuda wianki prędzej.
Dziś po pracy droga prowadziła mnie na Włochy. Niestety nie te z winnicami, aromatyczną pizzą, makaronami i tiramisu na deser.
W poczekalni u stomatologa pomarańczowa kanapa i stosik kolorowych pism.
„Sałatki wyszczuplające biodra!” – ekscytujący tytuł pierwszego z brzegu od razu przykuł moją uwagę.
Wyobraźnia z miejsca podsunęła mi wizję gorsetu z imadłem, anakondę do towarzystwa oraz samotny liść sałaty w niewielkiej salaterce.
– Ocho! – pomyślałam – To lepsze niż dieta zmieniająca rysy twarzy i powiększająca usta oraz biust.
Gdyby istniały sałatki wyszczuplające biodra, byłabym smukła i wiotka niczym tyczkarz po pavulonie.
Uwielbiam natknąć się czasem na kolorową prasę. Mam potem ubaw do późnych godzin nocnych.
Urodziłam się w Częstochowie więc temat plagi księży, którzy zaprawdę nie powinni wybrać tej akurat drogi, jest mi bliski. Specjalnie pobożna nie jestem. Wierzę w Boga, ale nie w księży. Moja córka (absolutnie niczemu niewinna) pochodzi ze związku nieformalnego i z problemami ze strony Kościoła została ochrzczona kiedy miala rowno rok. Sama do tego chrztu szła szlochając jak nieboska. No ale z tego co mi wiadomo to sam Chrystus miał tych lat 33 kiedy go chrzczono w Jordanie, czyż nie? Ślub mam też cywilny jedynie, z kimś innym niż ten kto niestety jest biologicznym ojcem mojej córki. Kościół patrzy na takie sprawy złowrogo i z potępieniem. W Kościele liczy się 1) taca 2) koperta 3) kartka ze spowiedzi (mało) świętej 4) sakramenty, na których można się obłowić. Czlowiek/wierny jakkolwiek go zwać nie liczy się nic a nic. Wola, wiara, problemy, wątpliwości, ludzka słabość, życie, ktore często z nie naszej winy okazuje sie być full of zasadzkas, nie ma najmniejszego znaczenia. I dlatego właśnie nie chodzę do kościoła. I nie chcę mieć nic wspólnego z klerem. Z eklerką mogę mieć, o ile w danej chwili się akurat nie odchudzam. Usłyszałam w konfesjonale na przykład, że jestem złą matką (!) i jaki to ja przykład chcę dać swojemu dziecku, skoro u spowiedzi bywam co 7 lat!? Obiecałam sobie być w tym względzie jeszcze gorszą matką, bo moje kolano już w konfesjonale nie uklęczy. Ot, co!
PolubieniePolubienie
no to ja już się nie będę „wymandrzać”, Mary wyżej napisała wszystko to, co miałam prawie pod palcami 🙂 W Boga wierzę, ale czarnosukienkowcy niech się trzymają ode mnie z daleka.
Kolorowa prasa odmóżdża, ale czytam regularnie Urodę życia i Twój Styl, a jak wpadnie mi film na dvd przy gUpiej gazetce, to trudno, czytam horoskomop i przepisiki kulinarne 🙂
p.s. „Gdyby istniały sałatki wyszczuplające biodra, byłabym smukła i wiotka niczym tyczkarz po pavulonie.” – Baju, chono tu! myjesz mi dziś monitor! 😀
PolubieniePolubienie
Mam tak samo, na wakacje zawsze kupuję taką prasę i mam ubaw na plaży 😀
PolubieniePolubienie