Naszło nas dziś z koleżanką na wspominki okołostudenckie. Oczywiście teraz obie mamy mężów, dzieci i nadzieję, że obie te frakcje nadal pozostaną w błogiej nieświadomości i przekonaniu, że na studiach zajmowałyśmy się jedynie nauką.
Ale wszyscy wiemy, że tak nie jest.
Po pierwsze na studiach człowiek się musi odnaleźć. Pomocne są imprezy, spotkanka, wyjazdy pod namiot (to były dawne czasy) tudzież różne inne spędy integracyjne.
Jak już się człowiek odnajdzie, to następuje po drugie i musi się poczuć. Pomocne są imprezy, spotkanka, wyjazdy…
Jak się poczuje, nadchodzi sesja i wtedy student pilnie się uczy albo stosuje środki niekonwencjonalne – śpi ze stosem podręczników pod poduszką, staje się przesądny, zagląda do biblioteki i ociera się o regały z nadzieją, że wiedza sama na niego spłynie oraz kombinuje jak koń pod górę.
My dzieliłyśmy się materiałem, po równo, robiłyśmy piękne notatki, po czym referowałyśmy drugiej stronie nasz kawałek pańszczyzny i wręczałyśmy ksero notatek. Było to bardzo skuteczne i jeszcze miałyśmy czas na pogaduchy.
Po sesji trzeba – niezależnie od wyników – odreagować. Pomocne są imprezy, spotkanka, wyjazdy…
No a potem znowu warto się odnaleźć.
Z cennych nauk praktycznych, które potem przydały nam się w życiu w rozmaitych okolicznościach, pamiętamy obie grzanie parówek w czajniku, zupki chińskie przygotowywane w torebkach śniadaniowych (muszą być szczelne), grzane wino w plastikowej misce z wetknietą doń grzałką oraz pasztet rozsmarowywany po kanapce kartą biblioteczną. Nie zawsze bowiem życie stawiało na naszej drodze rondel, miskę bądź nóż. Zawsze za to głód i pragnienie.
Suszenia bluzki na egzamin w piekarniku nie polecamy.
Przetrwałyśmy. Ba! Przez pięć lat edukacji nie opuściłyśmy nawet jednego wykładu czy ćwiczeń. Bo żarty żartami ale to bardzo ciekawe studia były i świetnie prowadzone zajęcia. Resocjalizacja na APS – polecam.
Teraz jesteśmy dość standardowymi mamuśkami, od czasu do czasu nawet łaskawie dostrzeżemy kurz na meblach i jak dotąd udało nam się nie zagłodzić żadnego z dzieci. Jednakowoż gdyby ktoś w moim pięknym czajniku zechciał ugotować sobie parówki, mogłabym się lekuchno zdenerwować. Więc uprasza się o nie podpowiadanie Igorowi. Niech sam wpadnie na swoje pomysły a ja pożyję jeszcze trochę bez palpitacji.
Wystarczy, że dziś nabrał mnie na dowcip o dramatycznym zaspaniu do szkoły i teście na pierwszej lekcji.
Do wieczora obmyślę jakiś zaskakujący rewanżyk.
Córeczka koleżanki wspolbiurwy (lat 6)zadzwoniła do mamy i zbolałym głosem oznajmiła, że wymiotuje. Wczoraj dostała antybiotyk, więc koleżance pikawa stanęła na myśl o potencjalnej alergii, zatruciu tudzież wizji słaniającego się dziecka. Po kilku min nerwowych pytań mała powiedziała słodko: Prima Aprilis mamusiu! …i dziwiła się czemu mama się nie śmieje.
PolubieniePolubienie
Nieważne jak się upierasz, nie ma mowy o tym, żebyś była standardową mamuśką.
PolubieniePolubienie
Przeczytałam „resocjalizacja na ASP”, nooo, szeroko
PolubieniePolubienie
haha 🙂 fajnie jest czasem powspominać. 🙂 Sama często to robię i chętnie przypominam sobie zwariowane lata mojej młodości. Teraz też mi się zdarza nieco poszaleć ale nie ma już tej beztroski… Nawet na karuzeli w wesołym miasteczku zastanawiam się kto wychowa moje dzieci jak wypadnę ! 🙂 Na wszelki wypadek jeździmy z mężem osobno ;p
PolubieniePolubienie
I co? i co? udał się rewanżyk?! 😀
PolubieniePolubienie
Owszem, nabrałam go, że zapomniał o treningu. Oczywiście treningu nie było ale poderwał się z fotela z prędkością światła 😉
PolubieniePolubienie
Hahaha! pewnie Ci łatwo nie wybaczył 😀 Ech, wesoło mają z Tobą te Twoje dzieciaki 🙂
PolubieniePolubienie
A ja pamietam włóczenie po górach i pewny nocleg na campingu, gdzie herbatę robiliśmy Wiolettę elektrycznym, bo skończył sie denaturat do kuchenki turystycznej 😉
PolubieniePolubienie