Scenki z przeszłości, nieodległej

Czytam gazetę. Tu nowa neonatologia, tu rozbudowa, fiu fiu. Dzieje się w polskich szpitalach.

„Pielęgniarka podkreśla, że dla wcześniaków ważna jest każda kropla mleka matki. Zbieramy te kropelki i pędzlujemy nimi jamę ustną dzieci, bo zawierają bezcenne przeciwciała.”

Tak.

Wraca do mnie obraz ze szpitala i uderza w głowę jak kamień.

Druga doba po porodzie, cięcie cesarskie. Pani Ordynator wie, że moje mleko jeszcze się właściwie nie pojawiło, mimo usilnych prób, ale prosi o zwiększenie starań, bo chcą, muszą właściwie pobudzić układ pokarmowy Leny, która sama nie oddycha, nie przełyka, nie ma odruchów, a to często pomaga. Musi zaskoczyć. Teraz albo nigdy. I żebym była świadoma jakie to ważne.

Płaczę i cierpliwie wyciskam z obolałych piersi mozolne krople. Po godzinie z hakiem mam 6 ml. Sukces. Bo wcześniej po dwóch godzinach były 2 ml. Trzeba ręcznie bo na butelce od laktatora taka ilość tylko się rozmarze, nic nie zostanie dla Dziecka. Biegnę do Młodej na patologię z tą strzykawką jak z relikwią. Jak cudotwórca ze swoim odkryciem. Wręczam z dumą pielęgniarce. Ta podłączając strzykawkę do sondy, którą Lena ma założoną na stałe, coś krzywo przykręca.

Moje mleko wsiąka w podkład inkubatora. Co do kropli. Pip, pip – smętnie próbuje pocieszyć mnie aparatura monitorująca funkcje życiowe. Moja Córka, której jeszcze nie mogę nawet dotknąć, nie wie jakim szlochem wybuchnę w toalecie po wyjściu z oddziału.

Pielęgniarka powiedziała „ojejku, przepraszam” i dodała, że „trzeba było przynieść więcej”.

Przecież jej nie zabiję. Dla niej to tylko jakieś tam mleko dla kolejnego pacjenta. Matka znów się wydoi i przyniesie. Ona ma czas. Przecież nie zrobiła tego specjalnie.

Płakać przestanę dużo dużo później. Potem znów idę ze strzykawką do sali, w której wszystko pika i buczy. Ignorując sprzeciwy personelu sama podłączam ją do sondy i moje Dziecko dostaje co chciałam jej dać. Zostaję pouczona. Wychodzę. Nie mam siły na walkę. Wszystko mnie boli.

Matki są tu potulne, obolałe, poturbowane strachem o Dzieci. Cała energia idzie w czuwanie, zabawy z lakratorem, karmienie, przewijanie (dla wybranych). Nikt nie ma siły ani czasu na nic wiecej.

Meg, Aga W., Hal, inne mamy i inni odwiedzający – pamiętacie co się tam działo? Ja ciągle tak.

Teraz, gdy karmię Młodą i nadal płynie rzeka mleka, tamte problemy wydają mi się tak odległe i nierzeczywiste, że prawie nie moje. Ale nadal pamiętam. Każdy pieprzony kawałek ceratki w kotki na przewijaku.

Bo gdy w końcu mogłam jej dotknąć, otworzyć inkubator, wyjąć i przytulić, to takie zwyczajne przewijanie ze zmianą pieluchy było bardziej odświętne niż dzień dziecka Księcia Małżonka, kiedy to Ojciec zabrał go do restauracji na coca colę. A trzeba wiedzieć, że były to czasy, kiedy coca cola występowała tylko w małych szklanych buteleczkach i tylko w restauracjach bądź Pewexach. I On mógł tej coca coli wypić ile tylko chciał.

To ja tak właśnie miałam z moją Córką, która zaczęła oddychać. I od tamtej pory przewijam Ją ile tylko chce. Ile Ona chce. Nawet nie pisnę, że mam dość. Po co dziewczynę stresować.

11 uwag do wpisu “Scenki z przeszłości, nieodległej

  1. Pamiętam. Nigdy nie zapomnę. Pamiętam tak bardzo, że wyję, gdy tylko usłyszę gdziekolwiek alarm inkubatora. Potrafię płakać we śnie, gdy przyśni się szpital. Obie nigdy tego nie zapomnimy. Twoja Lenka. Mój Alex. Inne dzieciaki, których tak wiele było na OIOMach. Zbyt wiele. Dziś zaklinam los, by już było tylko lepiej.
    Aga W.

    Polubienie

  2. pamiętam rozpromienione mamusie z wtulonymi sennie niemowlętami i Ciebie przybitą i bladą w tej samej sali. Dla mnie to jakaś forma sadyzmu, że tak trzeba leżeć i patrzeć na cudze szczęście, kiedy samemu czeka się w napięciu na jakiekolwiek wieści. Srał pies to mleko, naprawdę, bez odruchu ssania i tak dałybyście radę. Bez odruchu oddychania już nie bardzo…

    Polubienie

  3. Oj tak. To było na maksa słabe. Bardzo smutny czas. Ciągle chciało mi się płakać a normalnie jestem raczej pogodnie usposobiona.

    Polubienie

  4. Pamiętam, choć dla Ciebie wolałam, żeby to się absolutnie nigdy nie zdarzyło. Nigdy. I żeby nie było co pamiętać. Ale patrząc teraz na Młodą, widzę, że jest Feniksem. I niech tak zostanie.

    Polubienie

  5. Ja dlatego nie mam siły na kolejne dziecko, nie mam siły przez to przechodzić, To jest koszmar a nie stan błogosławiony, czy jak to klechy nazywają.

    Polubienie

  6. Twoja notka przypomniała mi te pierwsze mililitry, pokrwawione sutki, noszenie śladowych ilości pokarmu odciągnietych laktatorem do pokoju noworodkow, kiedy Oleś leżał „pod lampami” i samotne powroty do łóżka, przy którym nie było kuwetki z dzieckiem… i patrze na mojego trzyipółlatka, jak pracowicie wsmarowuje ciastko w czysty stół, i w sumie mi to nie przeszkadza…

    Polubienie

  7. Wiesz
    Bajeczko ….za takie wpisy Ciebie kocham….Jesteś nie tylko mądrą kobieta , ale i mądrą matką.
    Chciałabym mieć Taką córkę jak Ty. Pozdrawiam i życzę …zdrowia wam wszystkim .

    Polubienie

  8. Bajka, teraz pamiętam. Najbardziej wkurw, ze musisz patrzeć na te wszystkie kolejne leżące wokół dziewczyny z kolejnymi słodko śpiącymi lub jedzącymi dziećmi. Nie rozumiałam dlaczego nie mogą zorganizować jednej oddzielnej sami dla mam „dzieci z OIOMu”?!? Było mi tak przykro. Ale teraz – gdy patrzę na Ciebie i Lenkę – nic nie pamiętam … Tylko mi się buzia uśmiecha :))

    Polubienie

  9. Taa..ja tez pamietam jak malutki moj nie mial sily ssac..i pielegniarke która spojrzala na moje piersi i powiedziala tym pani dziecka nie wykarmi (bo plaska brodawka). I godziny przy laktatorze i ból nadgarstka. I laske z lozka obok ktora mimo ze dużo mlodsza (drugie jej dziecko) taka pewna siebie. I jak mi machala odciagnietym pokarmem przed oczami kiedy ja wyciskalam po 2krople. Maly ma 10miesiecy waży 11kg i wlasnie ciagnie drugie sniadanko.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do ~ola Anuluj pisanie odpowiedzi