O szesnastej Jan łaskawie pozwolił odebrać się swemu Tacie z przedszkola. W drodze do domu zachowywał wymowne milczenie. Na pytania reagował półgębkiem. Na czole jaśniała mu pokaźnych rozmiarów śliwa. Dokładnie w tym samym miejscu co pięć poprzednich. Nieco później dowiedzieliśmy się, że to kolejny burzliwy związek – tym razem z Zuzią i plastikową ciężarówką.
W domu Jan spojrzał na mnie wymownie spode łba. Powietrze zgęstniało i poszarzało.
Nabzdycz Klasyczny – zdiagnozowałam błyskawicznie niczym wytrawny patolog z CSI podczas autopsji.
– Jasiu, jak było dziś w przedszkolu? – zagaiłam chcąc zyskać na czasie i obmyślając plan awaryjny.
Nabzdycz przybrał na sile.
– Nie lubię Cię, Mamo! – wypalił Młody butnie.
– Ale tak na zawsze – postanowiłam dopytać – czy tylko teraz?
– Teraz – odparł obrażonym tonem.
– A dlaczego mnie teraz nie lubisz? – postanowiłam dowiedzieć się więcej.
– Nie wiem – padło z rozbrajającą szczerością.
– A spałeś dziś na leżakowaniu? – zadałam kluczowe pytanie.
– Nie – powiedział Jan, wygiął usta w podkówkę, po czym oddalił się w stronę drugiego pokoju.
– I nie odchodź w gniewie… – powiedział za nim Książę Małżonek.
Dlatego właśnie postuluję leżakowanie i drzemkę jako obowiązkowy plan dnia. O ileż mniej nabzdyczona bym była. Wręcz miła może nawet. A już na pewno nie musiałabym malować tuszem rzęs, by zaznaczyć miejsce, w którym mam oczy.
Leżakowanie w domu, pracy i zagrodzie.
Leżakowanie na prezydenta.
I taki milutki mięciutki kocyk w misie.
Chrrrrrrrr
Popieram!!! Ja dzisiaj w pracy pobiłam rekord w częstotliwości ukradkowych zerknięć na zegarek. A ten, uwierz mi Bajko, posuwał się do przodu w tempie żółwia, który nie leżakował pod kocykiem w małe żółwiki 😉
PolubieniePolubienie
Tak, tak obowiązkowo. I jeszcze dodatkowo płatne dla matek karmiących
PolubieniePolubienie
dołączam się do postulatu
PolubieniePolubienie