Weekend z dziećmi bardzo owocny.
Janek próbował wyżreć piach z piaskownicy a Igor trenował rzut oszczepem.
W roli oszczepu wystąpił gościnnie kijek do kiełbasek z ogniska.
Wieczorem łazience zastałam dwa szerszenie na oknie i gigantycznego pająka na lustrze.
Jestem bardzo, niezwykle wręcz dzielna, gdyż nie panikując i nie wrzeszcząc spokojnie ubiłam pająka a następnie poszłam po Mamuta. W kwestii szerszeni jednak lepiej by zajmował się nimi ktoś bardziej doświadczony i bez alergii.
Książę Małżonek wrócił z weekendowej wyprawy na ryby o pierwszej w nocy.
Żadnej ryby w jego towarzystwie nie zarejestrowałam.
Przedstawicielek innego znaku zodiaku również.
Może to i dobrze, bo jakoś nie byłam w nastroju do podejmowania gości herbatą.
Jak widać wszystko toczy się dalej swoim torem.
I tylko wewnętrznie wciąż mi w głowie brzmi taka dość smutna refleksja w temacie włosów i wieloletnich przyjaźni.
Mało znaczę.
Po hebrajsku łaska.
Włosy nie zęby, odrosną…
PolubieniePolubienie
To z wyprawy na ryby powinno się wracać z rybami?? 😉
PolubieniePolubienie
Meg – w sumie fakt.
Szyper – niekoniecznie oczywiście, zawsze można się wykpić brakiem lodówki turystycznej 😉
PolubieniePolubienie
nie zawsze uda się coś złowić przecież 🙂 w rodzinie jak widać, nie ma czasu na nudę, zawsze jest się czym zająć :p
PolubieniePolubienie
Jak można. Żeby jeszcze komary, ale niewinnego pająka?
Ktoś tu nie wierzy w reinkarnację 😦
Pozdrawiam i życzę, aby nie było gorzej, bo chyba nie jest tak źle, tylko człek ma dołki i górki nastroju.
PS. Zaznaczam, kwa, kwa, że nie jestem spamerem 🙂
PolubieniePolubienie
Deszcz pada, jak się zabije pająka 😦
PolubieniePolubienie