Zanim dotarliśmy do słonecznej Macedonii,
pokonując wiele przeszkód takich jak piekielna nuda Małoletnich,
celnicy rodem z oddziału geriatrycznego dla szachistów,
czy choroby lokomocyjne współpasażerów …

… by przewertować na warsztatach kilometry nut,
przestraszyć śmiertelnie na emisjach okoliczną faunę
w postaci ogłupiałych, niczego nie rozumiejących kotów
– kryjących się przed nami w figowcach i najwyraźniej codziennie
mających nadzieję, że to już –
a finalnie wyśpiewać sobie drogę do sławy…
… a w wolnych chwilach leżeć, byczyć się i wałkonić,
oraz zwiedzać, pływać, opalać się, tańczyć do rana w Cuba Libre,
gdzie nad samym jeziorem serwują drinki z niejedną palemką
– mój ulubiony Red Devil palemki nie miał ale i tak był boski –
chodzić na targ po przepyszne owoce i podziwiać piękne widoki…

… spędziliśmy kilka godzin w serbskim mieście Novi Sad
położonym malowniczo nad średnio pięknym i wcale nie modrym,
a raczej w odcieniu sino_brąz_koperek, Dunajem …

… zbierając siły na dalszą podróż, konsumując lody,
popijając obficie oranginę – tak dobrą jak napój mojego dzieciństwa:
Ptyś – nawiązując bliższe i dalsze kontakty z okolicznym ptactwem oraz
– ku uciesze osobistego Potomka – brodząc na bosaka w fontannie.
W Ohrydzie zaś śpiewaliśmy wieczorami na ulicach …
… a za dnia Lokator rwał panny jak młode wiśnie
sprawdzoną metodą na Instruktora Pontoniarstwa …
… tu w korytarzowym treningu "na sucho" objaśnia coś
niezwykle istotnego Ciotce Strzydze.
Młody dał się też poznać jako opiekuńczy starszy kolega,
oprowadzając małego Mikołajka po parku, gdyż jak dowiedli
Bardzo Mądrzy Badacze w trawie cholernie łatwo się zgubić.
Ponadto nad Jeziorem Ochrydzkim można spotkać wiele ciekawych
i sympatycznych osób – tu Pan roboczo i na okoliczność ubogacenia
narracji nazwany Heniutkiem łowi ryby nęcąc je makaronem świderki…

… i zjawisk – tu niezwykle interesująca, trwająca kilka sekund burza,
która zakończyła się niestety zanim zdołałam wydobyć z kieszeni
aparat telefoniczny celem zrobienia "pstry" i uwiecznienia jej
dla ewentualnych potomnych a z pewnością dla czytelników termosu.

Postanowiliśmy też pojechać siedem godzin autokarową serpentyną
pod górę – hip hip niech żyje przygoda i jednorazowe woreczki oraz
Lokomotiv – by w charakterze skwarek podpiec się nieco na helleńskim
ruszcie i zwiedzić greckie niebosiężne klasztory zwane Meteorami.

Może to i tylko dziwaczne klasztory na szczytach niedostępnych gór,
ale było warto. Wprawdzie wraz z koleżanką Gosią musiałyśmy
wyglądać przekomicznie, gdy z naszą trójką dzieci, w tym z Kaliną,
która w wózku jeszcze, pokonywałyśmy pierdyliard
schodów, schodków i stopni …

… ale za to Igor z Mikołajem byli tak mocno zaaferowani
każdym nowym odkryciem – choćby to był nowy kamyk
do kolekcji, którą potem dzierży się w czapce i nie pozwala
mamie dotknąć pod groźbą Marszałka Focha Długotrwałego
że nawet skwar czy uciążliwa podróż były łatwiejsze do
zniesienia. Zwłaszcza jeśli obowiązkową pamiątką z Ellas
okazał się kieszonkowy czerwony samochód terenowy
… made in China oczywiście 😉

Tu droga, tu droga i tam droga (poniżej w celach
porównawczych i dla miłej kompozycji zdjęcie z Macedonii).
W ogóle mam wrażenie, że ciągle gdzieś nas gnało
i ciągle gdzieś chodziliśmy. A najczęściej oczywiście
jak na złość pod górę…

… chociaż oczywiście o wiele bardziej, bo w pełnym wymiarze,
przesrane mieli (i mają) ci mnisi – nie dość, że w drelichowych
kieckach to jeszcze w chodakach. I w upale. Bosko.

Dni mijały szybko i niepostrzeżenie. Stanowczo za szybko.
Żeby to wszstko obejrzeć, wyodpoczywać i nacieszyć się,
trzeba by jeszcze co najmniej tygodnia w bonusie.
Zwłaszcza, że wakacje z wesołą gromadką to nie tylko beztroska
sielanka, ale też krew, pot, łzy i nieustające marudzenie.

Na szczęście Małoletni nie stawiali oporu i usypiali prędko a porządnie,
wobec czego my, Matki Wyrodne, mogłyśmy z czystym sumieniem
pozostawić Troje Śpiących pod opieką Ciotki czy Wujka Chórzysty
i wybrać się na zakupy, spacer czy po prostu skorzystać z błogiej chwili
wytchnienia od małych, lepkich rączek.

Od czasu do czasu trzeba się było trochę polansować na bulwarze.
Chłopaki nie pękali na robocie – Mikołaj postawił na nonszalancję
w stylu grunge a Iggy heavy-metalowiec w koszulce Kiss i czerwonych
okularach wzbudzał prawdziwą furrorę wśród napotkanych turystów.
Najbardziej podobało nam się jednak to, że zostali
prawdziwymi kuplami oraz po przyjacielsku i uroczo
trzymali się za ręce.
Biorąc pod uwagę, że pierwszych kilka spotkań
każdorazowo kończyło się guzami i siniakami,
postęp jest gigantyczny.
I cóż. Tyle. Trzeba było potem się pożegnać z kamienistą plażą,
słońcem na deptaku, soczystymi arbuzami czy melonami,
zapisać w pamięci te wszystkie miejsca i wspomnienia…
i wyruszyć w dłuuugą drogę powrotną, do domu.

Taka to właśnie była Macedonia 🙂
Hej! Piękna Macedonia, Igor już taki wielki :), a ja mam przed oczami sierpień 2006, bo dopiero tam dotarłam w zaczytaniu Wami :). Bardzo fajnym zaczytaniu zresztą ;). Pozdrawiam!!!
PolubieniePolubienie
Przepiękna ta Macedonia.
Zatkało mnie z zachwytu.
Czekam, aż mnie odetka:)
PolubieniePolubienie
pełen podziw – i che tam tez 🙂
PolubieniePolubienie
Nareszcie jesteś. Dziękuję za uświadomienie mi, gdzie pojadę na przyszłe wakacje 🙂 Cudne widoki.
PolubieniePolubienie
dzięki. warto było poczekać:)
PolubieniePolubienie
A ja jestem wredna @ i egoizm ze mnie wyłazi, ale CIESZĘ SIĘ, że wróciłaś!
PolubieniePolubienie
uff, żyjesz!!! 🙂 jak z czasem? uda Ci się wreszcie na próbę dotrzeć??
Buziaczki :*
PolubieniePolubienie
Wspomnień czar….dzięki za widoki:)
PolubieniePolubienie
Świetne zdjątka Aniu. No i Igor w zajebiaszczych okularach…tylko żółtych brakuje…
PolubieniePolubienie
Świetne zdjątka Aniu. No i Igor w zajebiaszczych okularach…tylko żółtych brakuje…
PolubieniePolubienie
Piękne zdjęcia i bardzo fajna relacja 😉
PolubieniePolubienie
.. jak w bajce 🙂
PolubieniePolubienie
Jak Ty to robisz, że aż tyle podróżujesz?! Też tak chcę!
PolubieniePolubienie
dziękuję
a ostatnie zdjęcie – no bajka po prostu 🙂
PolubieniePolubienie
gracias!
Mariquita – już zdradzam jak to robię:
1. wystarczy śpiewać trochę w chórze Politechniki Warszawskiej i 2 razy w tygodniu 18.00-21.00 być na próbach 🙂
2. potem Rada Chóru podlicza Twoje obecności na próbach i koncertach, spóźnienia, urlopy, dostajesz procentowe wyliczenie frekwencji
3. osoby z najwyższą frekwencją mają najwyższe dofinansowanie od władz uczelni, pod której patronatem śpiewają i de facto ewentualne kwoty dopłat są dla nich naprawdę niskie
4. ergo opłaca się przychodzić na próby, śpiewać na koncertach i karnie przychodzić na emisje albowiem później można na warsztaty wyjechać na bardzo atrakcyjnych warunkach
Dajesz swój czas, mnóstwo pracy i energii – w zamian otrzymujesz zaś miłe towarzystwo, atmosferę, możliwość spełnienia swoich pasji i jeszcze podróżujesz
🙂
PolubieniePolubienie
Przepiękne zdjęcia przepięknych miejsc i fantastyczny ziomal Igo 🙂
Pozdrowienia
PolubieniePolubienie
dokładnie, o tydzień za mało…
PolubieniePolubienie
piekna relacja, dziekuje!
PolubieniePolubienie
Śliczne zdjęcia, wspaniały wyjazd 🙂
PolubieniePolubienie
panna „jak młode wiśnie”… Dżizas, aż się zaczerwieniłam! Taki komplement! btw, kupuję te sandałki na dizi, takie samiusieńkie, a co! 😀
PolubieniePolubienie
Podobają się zdjęcia: drugie i ostatnie.
PolubieniePolubienie
nie żebym zazdrościł… ale zazdroszczę 😀
PolubieniePolubienie
Bajko, śliczne zdjęcia, ale Twoje długie milczenie jest troszkę niepokojące. Wszystko ok?
PolubieniePolubienie
a Ty zyjesz w ogóle, Baj?
PolubieniePolubienie
Bajko, co się z Tobą dzieje? Wracaj!!!
Mam nadzieję, że wszystko w porządku? Czekam…
PolubieniePolubienie