Dawno, dawno temu, kiedy byłam jeszcze małym grzdylem, spytana czy jest coś, czego się boję, odpowiadałam, że niczego, chyba, że to jest cebula. Cebuli nienawidzę bowiem od zawsze szczerze i z olbrzymią wzajemnością, gdyż mam na nią alergię. Potem sąsiadka zabrała mnie do lasu na grzyby i zaczęłam bać się mrówek. Wylądowałam bowiem w całkiem potężnym mrowisku i zanim zdołałam się z niego wygrzebać, byłam już cała w bąblach. Bolało jak diabli i pamiętam to doskonale a byłam jeszcze przedszkolakiem.
Poza tym nic nie robiło na mnie większego wrażenia. Taki byłam chojrak.
Ostatnio boję się coraz częściej. A to, że pralka wyleje i będę miała w kuchni basen z pianką, albo rachunek za energię i gaz przyprawi mnie o tachykardię a Doktor House jest tylko jeden, zmyślony i w dodatku bardzo daleko, że zostawię bilet w innych spodniach i akurat spotka mnie przyjemność z Panem Kontrolerem (nie wiem o co w tym chodzi ale niezależnie od faktu permanentnego posiadania biletu zawsze podczas kontroli czuję się jak wywołana do odpowiedzi na lekcji geografii, kiedy to oczywiście jestem dramatycznie nieprzygotowana i akurat grałam w statki albo marzyłam o niebieskich migdałach, za to z pewnością nie o cieśninach i prądach przez nie płynących) albo PanKot wyskoczy oknem jak tylko znajdzie sposobność, albo Lokator przestanie chcieć się przytulać i być mizianym po głowie na dobranoc. W ogóle strasznie dużo tych strachów mam teraz. Albo, że sama zostanę. Bo na to się w sumie zanosi jakby. Samej mnie już ze sobą trudno wytrzymać a co dopiero znaleźć kogoś, kto by się dobrowolnie poddał takim torturom. Przesrane z lekka. Jeśli znajdzie się śmiałek, to musi być upośledzony pod innym względem – nie wiem… morderca, psychopata, operator wózka widłowego z rzeźnickim nożem i mordem w oku? Albo filatelista-numizmatyk nagrywający wszystkie odcinki Mody na sukces. Sama nie wiem co gorsze. Wybieram bramkę numer 4 i wjeżdżam traktorem na szóste piętro bez windy.
W przypływie nostalgii zajrzałam w końcu w to siedlisko rozpusty i gonadotropizmu – Naszą Klasę. Broniłam się długo, przyznaję – z czystej przekory i uporu oczywiście, bo jeśli byli tam wszyscy, to ja na złość nie wlezę. Ale wlazłam. Założyłam sobie profil. Wylazłam. Za jakiś czas zalogowałam się ponownie i okazało się, że naprawdę byli tam wszyscy. Jestem w szoku. Wszyscy mnie pamiętają, chcą żeby ich dodała do listy znajomych i mają jakieś pytania. Nie jestem na to gotowa. A gra wstępna?
Dziwnie się patrzy na zdjęcie Miłości Mojego Nastoletniego Życia, której na hasło "oddaj mi nerkę" oddałabym obie i jeszcze w zębach przyniosła kilkanaście od okolicznych przygodnie napotkanych "dawców", a teraz jest żonata, dzieciata i wakacje spędza przy grillu albo popijając piwko we Władysławowie. Ból istnienia niewątpliwie łagodzi fakt, że na tych zdjęciach po chłopaku, w którym byłam tak szaleńczo zakochana i z którym dość długo łączyły mnie całkiem poważne życiowe plany, nie pozostał najmniejszy ślad. Zbrzydł, roztył się przepotwornie i wyraźnie poszedł w stronę osobników zwanych roboczo ABS (Absolutnie Bez Szyi) a sądząc po niektórych opisach, raczej trudno byłoby nam dziś znaleźć płaszczyznę porozumienia i jakikolwiek wątek konwersacyjny. Ale jest pewnie szczęśliwy i to właśnie o to w tym wszystkim chodzi.
Zdecydowanie wypisuję się z tego portalu. Nie dlatego, że brak mi wspaniałych wspomnień. Przeciwnie – może właśnie dla nich warto stamtąd po prostu wyjść. Mam wszystko w myślach i wolę to pamiętać takim, jakie było. Bez porównań, bez rozczarowań. To miejsce gdzie warto pochwalić się domkiem z ogródkiem, ślubnym plenerkiem i fotkami uroczej gromadki dziateczek, albo powymieniać ploteczkami. Jeśli z tego wszystkiego masz tylko uroczego dziateczka sztuk jeden, swoje dawne nazwisko i brak perspektyw na ogródek i obrączkę, nie masz tam czego szukać. Najwyraźniej mam kiepski czas, albo z wiekiem zrobiłam się mało odporna i przecieram się na szwach.
Zupełnym szczytem zaś są dla mnie informacje, że czyjeś tam małżeństwo się rozpadło, bo druga połowa spotkała miłość z dawnych lat, pisali do siebie, pisali i zaiskrzyło. Odpowiedzialność i dojrzałość na poziomie komórkowym rzeżuchy doprawdy. Do elektrowni migiem a nie paluszki na pisanie marnować. Rozwiąże się problem brakujących pokładów energii, ludzkość będzie uratowana i alleluja.
Dobra, pomarudziłam sobie. Teraz obejrzę jak Doktor House na widok brakującego tipsa zdiagnozuje u pacjentki Creutzfeldta-Jakoba albo kuru i zapadnę na śpiączkę afrykańską. Do szóstej.
Optymizm zajebisty. Nie szukaj , samo się znajdzie i wpadnie w łapy. Pamiętasz , nie raz czegoś się namiętnie szukało i nic . Przestało się szukać to samo wpadło w ręce. Tak zrób i ty. Każdy znajdzie to na co zasługuje. Więcej wiary w siebie ,innych i głowa do góry.
PolubieniePolubienie
No! Też uważasz, że wuwuwu NK to miejsce, gdzie każdy chwali się, czym tylko się daje? I też zauważyłaś, że nie warto wracać do tego, co było – bo można się rozczarować, że Marcin z 3a wyłysiał? Ufff – Twoja notka mi ulżyła, bo już myślałam, że tylko ja tak myślę…
I przestań szukać, daj szansę innym siebie znaleźć.
PolubieniePolubienie
Głowa do góry Baj. Dobrze będzie. Przedmówcy mają rację: samo się znajdzie. Serdecznie pozdrawiam.
PolubieniePolubienie
Notka z akcentem nostalgii…. a mnie rozwaliło: wjeżdżam traktorem na szóste piętro bez windy.
Baj leżę i ryczę ze śmiechu:):):):):):)
PolubieniePolubienie
Baj, ja też mam tak jak Ty- do chwalenia się li i jedynie samodzielnie wychowane Dziecko, które zresztą od dawna widnieje na NK i zamieszcza tam swoje fotki, na widok których zastanawiam sie nad cenzurą;-) Też mam nazwisko po Ojcu i nie zanosi się, żeby cokolwiek ani ktokolwiek miał to zmienić. Ale… Ja na NK znalazłam stare znajomości, poodnawiałam przyjaźnie z ludźmi, którzy wtedy, kiedy byłąm zajęta wychowaniem Dziecka i nie-zwariowaniem- powyjeżdżali na stypendia, studia i zostali Gdzieś Tam. W Chinach, albo Izraelu. I jak już się spotykamy, co nie jest zbyt częste, to bywa mi tak, jak wtedy na ognisku nad Wisłą, w IV klasie ogólniaka, kiedy to byliśmy piękni, młodzi, dowcipni, pełni marzeń i nadziei, świat stał otworem a wódka była dodatkiem do dobrej zabawy, nie lekarstwem na ból istnienia.
PolubieniePolubienie
Meg – bardzo pięknie to napisałaś.
A co do meritum, to ja reprezentuję tę roztytą męską część. Przy czym jakoś nie uważam, że żonatość i dzieciatość to coś, czym się warto chwalić. Nie tam w każdym razie. Wręcz przeciwnie – kiedy bywałem na n-k (ostatnie parę miesięcy nie bywam, nie kręci mnie to), to raczej na zasadzie celebrowania wspomnień, podkreślania tego, co się nie zmieniło.
Ale fakt – w mojej grupie wiekowej czas bardziej poharatał chłopaków, niż dziewczyny. Na spotkaniu po latach dziewczyny wyglądały super, a chłopaki hm młodzieńczy urok dawno prysł, rozmemłanie takie nastąpiło i to niezależnie od statusu rodzinnego czy miejsca rozsiania po świecie.
PolubieniePolubienie
Znaczy dobrze trafiliście. Ja może niekoniecznie na dobry moment w czasie i przestrzeni moich dawnych kolegów i koleżanek.
PolubieniePolubienie
A ja właśnie usunęłam konto z facebooka 🙂 Ktoś mnie kiedyś zaprosił, ale nie przekonałam się do programu… Ciekawe zresztą, skąd ludzie mają czas, żeby się tam na bieżąco udzielać? Powierzchowny kontakt w rzeczywistości wirtualnej to nie to, co tygrysy lubią najbardziej.
PS Moja licealna miłość też już nie w formie 😉
Buziaki
PolubieniePolubienie
Ale Ty i tak twarda kobieta jesteś.
Ja też nie jestem na naszej klasie. Z przekory.
A dr House wymiata. Szczególnie gdy diagnozuje ze swędzącej pięty wysiadającą wątrobę 😀
PolubieniePolubienie
Gratulacje za onet.Poprzednia notka trafiła na SG.
PolubieniePolubienie
ja lubię nk, bo naprawdę gdyby nie ona, nie spotkałabym przyjaciółki z liceum, za którą piekielnie się stęskniłam. Fakt, że ta tęsknota nie zabijała mnie dzień po dniu, ale jak już się spotkałyśmy, to było fantastycznie! Co do tych miłości, niestety, niepojęte a bardzo powszechne zjawisko, że ludzie głupieją na widok swojej ukochanej sprzed lat. Też tego nie rozumiem, choć jakaś psycholog już tłumaczyła, dlaczego tak się dzieje. A poza tym oczywiście obejrzałam fotkę najpiękniejszego chłopaka z naszego klubu sportowego i proszę cię – wtedy najpiękniejszy, ożenił się z moją odwieczną rywalką – i dobrze jej tak!
A dr Housa uwielbiam i nawet bym za niego wyszła.
PolubieniePolubienie
Kurcze, kim jest ten Doktor House, że się tak laski rozpływacie nad nim?
PolubieniePolubienie
Trafiłam przypadkiem i zostawiam ślad :-))
To fakt, że z czasem coraz więcej rzeczy nas przeraża, pewnie, dlatego, że nasza wyobraźnia bardziej pracuje. Co do nk, to chyba plus, przynajmniej możesz się cieszyć, że Twoja Młodzieńcza Miłość, teraz brzydka i roztyła nie jest Twoim mężem i nie Ty musisz codziennie na niego patrzeć. Pozdrawiam :-))
p.s. też lubię Dr. House’a
PolubieniePolubienie
Bajko,
nie rozumiem dlaczego się przyjął taki pogląd, że trzeba się bać zostania „samemu”.
Nie chcę się wymądrzać, ale mam za sobą kilka długodystansowych związków (gdzie „dystans” wyrażany jest w latach) i szczerze, w drugiej połowie trwania każdego z nich (w obecnym – trwającym – również), MARZĘ o tym żeby zostać sama
Prawda jest taka, że w związkach ludzie starają się zazwyczaj na początku, a później to już różnie.
Bywa, że są ze sobą ze zwykłego przyzwyczajenia albo braku lepszych perspektyw…
I nie wiem – czy to jest takie piękne? Czy to jest coś czym chciałabym się chwalić? Pozować do durnych zdjęć i udawać jaka to jestem zaj..ście szczęśliwa? Czy uważam to za swój życiowy cel? Bycie z kimś byle by tylko nie być samą?
Raczej nie. Prawie na pewno.
Pozdrawiam.
PolubieniePolubienie
Mnie nie ma na naszej-klasie, bo tam jest za dużo ludzi z mojej klasy. ;-/
Ale moja Matka nawiązała tam dużo miłych znajomości i to wcale nie ze swojej klasy, bo jej pokolenie jednak jest za słabo zinternetowane.
PolubieniePolubienie
Jestem na nk. Dobrze, że w jednym miejscu mogę mieć kontakt z tymi, których dane mi było spotkać w b. różnych miejscach i okolicznościach.
Jedyny minus tego miejsca to fala zdjęć dzieci, jakby nie można było pokazać swojej twarzy tylko potomstwa.
PolubieniePolubienie
no właśnie z tym potomstwem to też się biję w pierś – choć zasadniczo jestem z tych, co nie lubią być zanudzani zdjęciami czy historiami o dzieciach, które są interesujące tylko dla ich rodziców, np. na blogach, to jednak też dałem na naszą klasę jakieś duety z synem. który absolutnie i na pewno nie chodził ze mną nigdy do jednej klasy ani nawet jednej szkoły 😉
na zasadzie „ale gdzieś tam biją murzynów” dodam jeszcze, że jeden fajny skądinąd kolega Tomek jest dla mnie miszczem naszoklasowych galerii – zdjęcie z żoną, zdjęcie z dzieckiem, zdjęcie z samochodem, zdjęcie z piramidą Cheopsa i zdjęcie z Big Benem w Londynie. a może w sumie po to nasza-klasa jest?..
PolubieniePolubienie
Wiadomość z ostatniej chwili 🙂
Bajka – znów Twój blog pojawił się na stronie głównej Onetu 🙂
To już kolejny raz z tego co pamiętam.
PolubieniePolubienie
hmm… już się boję
PolubieniePolubienie