Zabawianie nudy

Kiedy byłam mała i chorowałam, Mamut dwoił się i troił żeby nie było nudno. Wystarczył przecież sam fakt, że musiałam tkwić w domu zamiast iść pobawić się na dworze. Do tej pory w Mamutowie mieszka cała obszerna kolekcja ukochanych bajek na czarnych winylowych płytach. Niestety adapter dawno już w niewyjaśnionych okolicznościach odszedł z tego świata – świadkowie twierdzą, że nie posłużyła mu zabawa w lunapark z karuzelą dla lalek – ale kiedyś mam nadzieję słuchać ich razem z Lokatorem. Ciekawa jestem czy jego ulubioną również będzie ta o wietrze i skrzypcach.

Jak powszechnie wiadomo nuda jest najgorszym z możliwych stanów i Małoletni pałają do niej szczerą niechęcią. W czasach moich chorób wieku dziecięcego wszystkiego było mało i tylko kolejek sklepowych dużo, ale ponieważ Mamut był kreatywny, grałyśmy na szklankach z wodą, robiłyśmy pacynki, samoloty i latawce z kolorowego papieru, stado ślimaków z plasteliny. Czytałyśmy też całe tony książek – począwszy od baśni i przypowieści, na mitologiach skończywszy. Trzeba było sobie jakoś radzić, bo w telewizji w ciągu dnia były głównie obrady sejmu, programy rolnicze i inne koszmarki. Teraz są bajki na dvd, kanały telewizyjne i zdecydowanie więcej możliwości jeśli chodzi o zabawki. Ale nadal najlepsze jest zawsze to, co zrobimy samemu.

Przykład?

Pan Toaletowy. Papier Toaletowy. Sprawdza się świetnie w inscenizowanej śnieżnej bitwie. Nieoceniony również w zabawie w mumię, opatrywaniu ran wojennych. Imituje wzburzone falemorskich odmętów, jak również pasma teatralnej kurtyny.

Pan Toaletowy jest bałaganiarzem i zawsze coś po sobie zostawia. Tekturowy rulonik posłużyć nam może jako lornetka – niezbędna zwłaszcza na pełnym morzu albo w wysokich górach Poczekalnia Do Żelazka.

A oto pomysł na teatrzyk kukiełkowy…gdy lornetka już nam się znudzi, a mamy na składzie odrobinę krepiny, skrawek tasiemki i dwa samotne piórka

16 uwag do wpisu “Zabawianie nudy

  1. bardzo sugestywne :))))

    nie wiem czy możliwości Młodocianego Chorowacza na to pozwalają, ale zawsze jeszcze zostaje rozbebeszenie mieszkania w celu zbudowania tzw. „bazy” z krzeseł, koców i czego tam jeszcze. Jakieś dwa lata temu sama zatęskniłam i zwagarowałam z zajęć po to, żeby spędzić cały dzień na czytaniu w pokojowym namiocie zbudowanym z łóżka, pięciu krzeseł, dwóch koców. lampka w środku i mnie nie ma 🙂 żałuję, że teraz możliwości mieszkaniowe nie pozwalają (mieszkanie nie przerasta takowego namiotu 😉 )

    Polubienie

  2. fajne:) ja też pamiętam z dzieciństwa tę nudę chorobową…zabawiałam się wówczas koralikami i taką do nich jeżowatą podstawką na której układało sie wzory, łódkę na niebieskich falach ze słoneczkiem i podobne obrazki. Bardzo wciągające.

    Polubienie

  3. Jakie urocze!
    Jako mlode, acz kreatywne bardzo dziecie, pospolu z bratem – bo jak chorowac, to tylko w gromadzie, z zapalem oddawalismy sie krawiectwu. Dla kotow. Takich nieduzych, co to nieswiadome niczego do naszych lozek przychodzily.
    Koty mialy stroje dzienne, nocne i nawet plecak, zeby swoje ubrania don spakowac.
    Oj, pochorowaloby sie teraz.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Majka Anuluj pisanie odpowiedzi