Cierpię na permanentny niedoczas. Na wszystko brakuje mi doby, jestem przemęczona i pękło mi w oku naczynko. A raczej cały zespół naczynek. Nie mam pojęcia czy czerwień jest w tym sezonie trędi ale nawet gdyby to szczerze wątpię czy nosi się ją w bliskim otoczeniu tęczówki. Myślałam, że to zwyczajnie z niewyspania ale Mamut upiera się, że czegoś mi musi brakować i to poważne. Naturalmą, że tak powiem. Brakuje mi strasznie wielu rzeczy – od nowych butów po willę z basenem i to jest piekielnie poważne, ale nie wiem czy dokładnie o to Mamutowi szło. Poszłam na kompromis i łykam rutinoscorbin. To i tak wyżyny dbałości o siebie ostatnimi czasy.
We czwartek miałam dzień z gatunku tych, które zwykłam określać mianem Na Wysokości. Zasuwa się podówczas na wysokości lamperii z prędkością światła a i tak końca nie widać. Taka rzeźba w tężejącym betonie przy użyciu wafla. Rano nie bez trudu zderzyłam się z budzikiem i rzeczywistością. W lustro przezornie za długo nie patrzyłam. Po odprowadzeniu Lokatora do Żłobka i napotkaniu Pani Kierownicy doszłam do wniosku, że ona najwyraźniej również. Ośmielona zagadnęłam nieśmiało o kwestię ewentualnego przejścia do ewentualnie wyższej ewentualnym poziomem i starszeństwem grupy mego ewentualnego Dziecka. Bo to już czas najwyższy, że tak powiem, w obecnej Lokator już z nudów gryzie podeszwy i za chwilę wróci o raczkowania żeby się coś działo, a różnych obserwacji wnoszę, że zbliżeni wiekiem Małoletni właśnie przeszli. Bo ich jakby nie ma tu a są tam. Pani Kierownica zmierzyła mnie zmęczonym wzrokiem rannego bulteriera i odrzekła, że nie ma miejsc. Napomknęłam, że może dlatego nie ma, bo już trochę tych Małoletnich tam przyjęła. Usłyszałam, że skąd ja to mogę wiedzieć i że w ogóle to nie moja sprawa. Fakt. Aczkolwiek póki zostawiam w jej metalowej kasetce na kluczyk dwa poważne banknoty ewry fakin miesiąc, to już robi się poprzez współudział nieco moja. Jakby. Poza tym już pół roku temu rozmawiałyśmy na dokładnie te sam temat i wtedy sama zadeklarowała, że jak tylko się coś zwolni to przechodzimy. Zmilczałam jednak. Ograniczyłam się do cierpkiego "do widzenia". Obie wiemy, że zwyczajnie zapomniała.
Potem pojechałam do pracy, potem pojechałam śpiewać na koncercie co to nie miał kiedy być tylko o piętnastej akurat, potem ubierałam się w pośpiechu na schodach zamieniając szpilki na bardziej przystające do zimnej pluchy za oknem obuwie, potem jechałam metrem i potem znów pracowałam, potem mentalnie popędzałam tramwaj, żeby pomimo wszechpanujących w mieście dróg krzyżowych zdążyć na ostatnią chwilę, w której mogę odebrać Igora bez uwag w stylu, że może dla mnie to tylko dwie minuty ale nie zmienia to faktu, że to dwie minuty PO czasie, potem pobiłam rekord w jednoczesnym ubieraniu i pojeniu Dziecka oraz pędzeniu na autobus, potem dotarliśmy na próbę i już można było zwolnić. Bo potem już tylko trzy godzinki i autobus powrotny do domu. Straszliwie dużo tych potemów jak tak sobie patrzę. Zabieganie, zabieganość i inne zabiegi. Wieczorem nie pamiętam co było bo po wykąpaniu Lokatora i nasennym utuleniu zapadłam w śpiączkę. Ocknęłam się o trzeciej ze szkłami boleśnie przyklejonymi do wewnętrznej strony powiek i malowniczo wygotowaną zupą w garnku stojącym na – szczęściem w nieszczęściu – małym gazie.
W piątek rano okazało się, że miejsce z czwartej żłobkowej grupie znalazło się bez trudu i najmniejszego problemu. Od poniedziałku zapraszają nas z drugiej strony budynku i do nowej szafki. Ech, te szczęśliwe przypadki. Bo nie wierzę, że to Bilobil tak szybko zaczął na Panią Kierownicę działać. Tak czy siak jesteśmy spakowani.
Reszta piątku minęła szybko i w miarę bezboleśnie. Wieczorem zajęłam się praniem, sałatką na urodziny Mamuta, zakupem na allegro puzzli dla Lokatora, który wykazuje znaczne zainteresowanie tym typem mentalnej rozrywki i męczy mi dupę o coraz to nowe i inymi niezwykle twórczymi zajęciami. Nie wyobrażają sobie zapewne Państwo na jak wiele sposobów można odpowiedzieć na pytanie: a co tu piesek?
– tu piesek szczeka
– tu piesek obsiusiał drzewko
– tu piesek aportuje
– tu piesek biegnie
– tu piesek wygląda
– przegląda
– rozgląda
– tu piesek robi w budzie parapetówkę
– tu piesek odebrał pilny telefon z pracy i ma wytrzeszcz
– tu piesek odciął sobie ogon żeby merdaniem nie prowokować kolejnych pytań
W sobotę rozjechałam się na wszystkie strony usiłując zapakować do wózka Lokatora, wszelkie dobra, o których akurat sobie w danej nanosekundzie przypomniał… oraz sałatkę. Kupiliśmy jeszcze kwiaty i w drogę. Dwie godziny niestety są obecnie dla Młodego bardzo trudne do zniesienia. Zwłaszcza gdy mowa o dwóch godzinach, które powinien przesiedzieć w wózku. Na szczęście zupełnym przypadkiem nie miałam w kieszeni granatu. Poćwiczyłam za to cierpliwość i struny głosowe na ciepłym, aksamitnym i miłym w obiorze alcie. W Mamutowie było już lepiej. Igor czarował, ja głównie spożywałam oraz grzałam się przy piecu.
Dziś za to pojechaliśmy z Młodym odwiedzić Ciotkę Chóralną, która bardzo niefortunnie poparzyła sobie nogi, by nieco umilić jej niedzielę, zająć myśli i wspólnie popełnić ciasto. Ciasto było z torebki i nazywało się Krówka i smakowało wyśmienicie. Lokator ganiał psa Foresta, pies Forest biegał po mieszkaniu w poszukiwaniu schronienia, mieszkanie zaś pozostało niewzruszone. Ale to chyba akurat całkiem miło z jego strony.
A Wam jak minął weekend?
Mój chyba nie był aż tak bardzo męczący, aczkolwiek nie mogę powiedzieć, że leżałam kołami do góry i się nudziłam. Zainspirowałaś mnie, chyba to sobie też napiszę, spróbuję tylko nie używać tylu potemów 🙂
PolubieniePolubienie
ale jesteś zabiegana … tempo masz takie, że szok. Ja weekend miałam pod hasłem najazd rodziny męża … nie odpoczełam także …
PolubieniePolubienie
Dotąd myślałam, że minął mi w miarę raźnym tempem, ale jak przeczytałam twoją notkę, doszłam do wniosku, że potwornie się prześlimaaaaaaaaaaaaaaaaaaaczył…
PolubieniePolubienie
Biedna… No u mnie było lepiej. Sobota pod znakiem korków, odbierania wyników ostatniego egzaminu, cieszenia się z końca sesji (która do jasnej cholery trwała dwa miesiące), imprezy pod znakiem mafii i starjustu,bólu kolana, powrotu nocnym, który nie chciał przyjechać do domu,latania do i po arkadii,ogólnym bólem nóg, układaniem zdjęć, jeszcze większym bólem nóg a teraz na korki… Do emo gimnazjalistki…
Miłego tygodnia 😉
PolubieniePolubienie
weekend przespałam, marze juz o wizycie u endokrynologa, żeby mi w końcu powiedział, że po 4rech seriach dr Housa, Greys Anatomy to świetnie kombinuje i że tak! ma pani coś spierdolonego z hormonami, świetna diagnoza!…
a dziś rano aby uczcić ten piękny tydzień i kolejne huśtawki przejechałam się na mydle pod prysznicem, robiąc piruet, uszkadzając trochę rączkę wanny, kalecząc sobie wargę i wybijając mały palec u nogi…
Sorry Bajka, musiałam to gdzieś z siebie wyrzuc. (no a że spytałaś co u mnie…)
a pozatym to ja podziwiam twoje czwartki. A tym Bilobinem to ty chyba w międzyczasie napoiłaś kierowniczke. (w którymś czasie „potem”)..stąd olśnienie.
PolubieniePolubienie
Ja dalej toczyłam bój z całym światem i byłam równie zmęczona jak Ty.
PolubieniePolubienie
gdyby nie kilka miłych incydentów… to ogólnie że tak powiem…
do dupy.
Twój lepszy:)
PolubieniePolubienie
A to naczynko to nie od soczewek niezdjętych, przypadkiem? 🙂
Czerwień w modzie! Kup jeszcze torrbę, będzie komplet!
PolubieniePolubienie
nie, zdecydowanie nie od soczewek, wcześniej pękło niż ja w soczewkach zasnęłam
PolubieniePolubienie
Mnie minął w pracy od rana do nocy. Dopiero poniedziałek miałam miły, przyjemny i pełen pięknych wzruszeń (nigdy nie sądziłam, że pójście na zajęcia potraktuję jak odpoczynek xD)
PolubieniePolubienie
Dziękuję, tak w skrócie to:
wypadek szfagra-wiec zmartwienie ale i ulga,bo on cały i zdrowy
pierwsze dni pracy-zmeczenie ale i satysfakcja
urodziny córki-praca w kuchni ale i odpoczynek i wesołość
czyli ogólnie troche słonce troche deszcz:)
PolubieniePolubienie
a – „tu piesek daje łapkę?” 🙂
PolubieniePolubienie