Epopeja przedszkolna, ciąg dalszy

Dzieci rosną w imponującym tempie. Tak płynnie przeszliśmy w akuratny rozmiar 98 i mówienie zdaniami w miejsce pojedynczych wyrazów, że nie zauważyłam braku zimy. Obecnie przechodzimy etap A TO??, czyli niekończących się pytań prowokujących niekiedy do wad zgryzu – zwłaszcza gdy zęby same zaciskają się po takich upojnych 8 godzinach. Czyli klasyka gatunku. Będzie jeszcze trochę takich upierdliwości podejrzewam zanim się Młody naumie co nieco. Chwilowo zachwyca bliskie otoczenie doskonałą znajomością praktyczną proszę, dziękuję, już nie chcę i starczy. No i oczywiście śpiewaniem o poranku.

W Przedszkolu, do którego mam nadzieję odprowadzać Lokatora od września, zorganizowano Dzień Otwarty. To taki podwójny pretekst, by Część Rodzicielska obejrzała Ciało Wychowawcze oraz okolice, a Ciało Wychowawcze na podstawie kilku spojrzeń oceniło, czy Dziecko to nie młodociany psychopata albo marudna beksa a rodzice będą grzecznie płacić. Dzieci wydają się najmniej zainteresowane obserwacjami, ponieważ po prostu podchodzą do zabawek i na dłuższą chwilę są w innej galaktyce.

My przyszliśmy w stylizacji zerowej, czyli bez krawatów, odprasowanych koszulek z mankietami i lakierków. Wystarczyła nam bluza i dżinsy. Mieliśmy za to ze sobą Ciotkę Hal i wyraźny strup na świeżo rozbitym lokatorskim nosie, co jakoś mało chyba licowało z typowym modelem Tatuś, Mamusia plus Grzeczny Bobasek. Już na wejściu padło pytanie o kontuzję oraz seria spojrzeń z cyklu: jeśli grałaś Nim w krykieta, to słabo Ci szło maleńka. Zgodnie z prawdą objaśniłam, że Lokator biegł a drzwi wręcz przeciwnie, stały w miejscu i ani drgnęły, wobec tego nastąpiła defragmentacja czasoprzestrzenna i… se rozwalił. O!

Na szczęście potem zyskaliśmy przychylność Ciała Wychowawczego. A to wszystko dzięki złotym lokom Loczysława, bezpośredniości w komunikacji, śmiałości w zdobywaniu zabawek, serii roztapiających każdy lód uśmiechów oraz braku problemów z jakąkolwiek adaptacją. Podejrzewam, że dla Dziecka, które od czwartego miesiąca życia znaczną część dnia spędza w Żłobku, coś takiego jak adaptacja w ogóle nie istnieje. Igor zaklimatyzowałby się nawet na Księżycu. O ile oczywiście nie potrzebowałby do szczęścia tlenu i odpowiedniej temperatury.

Przedszkole, wraz z Personelem Dowodzącym, zrobiło na mnie dobre wrażenie. Nie szukam nie wiadomo jakich doznań, więc ciekawe wyposażenie sal, ogólna schludność i przytulność mi w zupełności wystarczyły. Są zajęcia dodatkowe, na które można ale nie trzeba, jest fajny program z dużą dozą literatury, nie ma problemu z początkową pieluchowatością nieletnich, zwłaszcza gdy tak jak mój dopiero uczą się lubić nocnik, albo z tym, że zabraknie nam miesiąca do tych trzech wymaganych lat i kobiety są normalne, takie bez zadęcia, nadęcia i zbytnich zapędów filozoficzno-religijnych, co mnie jednak mocno podkurza. Budynek stary i duży, mocno peerelowski ale przyjaźnie odremontowny i miły. Kojarzy mi się z zapachem zupy jarzynowej i kredek z mojego dzieciństwa. Może dlatego postanowiłam, że tu będę przyprowadzać mojego Syna. Nie byłam nawet nigdzie indziej. Jest blisko, po drodze i sympatycznie. Poza tym widać było, że Igorowi się podoba – w końcu ten regał samochodów różnej maści i całkiem żywy żółw w terrarium zobowiązują.

Wystarczy. W przedszkolu ma Mu być dobrze, ciepło, bezpiecznie i możliwie jak najmniej nudno. Miłość i resztę świata dostanie w domu.

I to by było na tyle podchodów. Teraz czekamy do 21 kwietnia na wyniki rekrutacji i wywieszone listy przyjętych szczęściarzy, ale pozwolę sobie być dobrej myśli. Młody sam w bardzo wyraźny sposób i bez najmniejszego wysiłku wywalczył sobie miejsce w sercach Pań Przedszkolanek, mam więc nadzieję, że i rozbity nos ich nie przestraszy.

8 uwag do wpisu “Epopeja przedszkolna, ciąg dalszy

  1. No wlasnie, te loki 🙂 Tez je zobaczylam dopiero niedawno.
    To trzymam kciuki. Skądinąd wiem,ze w przedszkolach i szkołach, to jakies takie paranoje są, ze owszem mozemy zapisac do kolejki ale na rok 2159/2160.

    Polubienie

  2. …może na ewentualność dziecka, też już powinnam składać papiery? Nie, nie jestem w ciąży, nie nie posiadam Partnera, ale kto wie, kto wie? Trafi się nagle a dziecko pozostanie bez przedszkola… eh. no super to się przedstawia.

    Zawsze pozostaje nadzieja, znaleźć Partnera co zapewni dziecku loczki, najlepiej blond i od razu mi ulży 😉

    Potem powiesz Igorowi, że w sumie to sam sobie to przedszkole załatwił 🙂

    Pozdrawiam wiosenne (patrz jaka dzisiaj super Warszawa!)

    Polubienie

  3. Sze, ranaway – no właśnie mnie zdziwiło to, że NIE MA BÓLU… nie stwierdziłam kolejki ani zabijających się o bilet wstępu rodziców. Poszłam, dowiedziałam się, wypełniłam wniosek, odwiedziłam z Młodym i czekamy.

    Może te kolejki to są do takich prywatnych super_mega_giga i z wodotryskiem? Nie mam pojęcia. Mnie wystarczy zwyczajne przedszkole 🙂

    Polubienie

  4. A propos loczki, przypomniała
    mi się pewna moja koleżanka, co przez dobrych 8 lat miała niesamowite perypetie ze swoim facetem… perypetie to mało powiedziane, zachowywał się jak głupi cielak w szkodzie 🙂
    I po każdym jego wyskoku słyszałyśmy od niej: „Żeby on cholera tych blond loczków nie miał, to już bym go dawno rzuciła, ale nie chcę mieć dziecka obdarzonego moją marną fryzurą…”
    I och ach, wyszła za niego 2 lata temu. Obecnie zastanawia się nad rozwodem…
    A loczki okazały się nieprzekazywalne w ich przypadku 🙂

    Polubienie

  5. Też chodziłam do przedszkola, tyle tylko, że jako 12 latka:D a tak! szkoła muzyczna, do której byłam zapisana, wynajmowała salę . Bźdyngoliłam na klawiszach więc z uporem. W pamięci mam zapach klusek z obiadu.

    Polubienie

  6. Bo tak właśnie jest w NORMALNYCH przedszkolach. Ale kto teraz dziecko daje do normalnego pfff teraz sie dziecka nie wychowuje tylko w niego inwestuje 🙂 moje chodziło do zwykłego blisko mojej pracy. Jest zdowy, madry, konczy podstawowke z wynikiem bdb. Przezył jakos biedaczek te panstwowe i zwyczajne 🙂 ale tredy nie byl oj nie..

    Polubienie

  7. A my bedziemy pewnie w okolicach poznej jesieni szukac zlobka.. i juz sie boje.. bo pomimo mojego uroku osobistego i mojego m.. moze sie to okazac karkolomne zwazajac na liczbe ciezarnych wookolo !!!!!!!!!! ale nic to, mam nadzieje ze uda sie jakos Nadusie (o ile nie okaze sie Antkiem) uspolecznic w miare wczesnie 🙂

    Polubienie

  8. Zu – gorąco polecam nasz, na Ożarowskiej, jeśli nie za daleko oczywiście – Młode przyjmują od 4 miesiąca życia i wszystko się da… całusy 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz