Dobę wydłużyć można na wiele sposobów, ale wszystkie są mniej lub bardziej beznadziejne. Najlepszym wydawałoby się notoryczne przesuwanie wskazówek zegara zgodnie z ich naturalnym ruchem o tyle, ile nam aktualnie potrzeba. Musimy jednak pamiętać, że w bliższym lub dalszym pobliżu, a może nawet na świecie, mogą się znaleźć inni śmiałkowie – a znaczna część z nich jednak zegary posiada – którzy nie zawsze mogą podzielać nasze poglądy i naśladować pomysły. A przyznajmy sami sobie szczerze, że dość idiotycznie wygląda jedna sztucznie wydłużona doba na tle innych, klasycznych. Nie wspomnę nawet, że w pracy też mogliby nie zrozumieć czemu przyszliśmy na trzynastą.
Zatem wydłużajmy dobę mentalnie. Bo i tak przecież czasem trzeba. A jak nie trzeba to ja zaraz wszystko załatwię i pojawi się konieczność oraz cały imponujący Kant z imponującym imperatywem co jest kategoryczny. I ogólnie jeden wielki impon.
Impon? Tu chyba przegięłam. Nie ma takiego miasta Londyn. Lądek jest. Poprzestanę na pomponie. Też przecież może być imponujący. Jak w tych góralskich czapkach – no dobra średnio one góralskie ale sprzedawane w górach – co to w nich pompon znacznie przewyższa nastroszeniem dopuszczalną wielkość mieszczącej się w czapkę czaszki.
Przez te wszystkie wyszukane dygresje i słowo_zwroty zmierzam jednak do oznajmienia – uroczystego, żeby nie było – że chodzę na angielski. Zgodnie z podjętym noworocznie postanowieniem zapisałam się, nabyłam podręcznik, pobrałam fakturę na Firmę i nawet miałam już dwie pierwsze lekcje. Tyle że dużo się działo i całkiem mi oznajmianie z pamięci wypadło. Teraz jednak, gdy odrabiam pracę domową (lepszą niż organiczna i u podstaw) i zagłębiam się w dziką a psychotyczną mentalność Larsa, który w brytyjskiej filii szwedzkiej IKEI (ma nawet w tle Big Bena ale szczerze wątpię by pod Beniem stała jakas IKEA, więc to akurat ktoś sobie nieznacznie zmyślił) szuka francuskich świeczek w barwach Meksyku… dochodzę – nie po raz pierwszy w tym życiu – do wniosku, że istnieją ludzie znacznie bardziej popieprzeni niż ja. I choć nie powinno mnie istnienie Larsa pocieszać, bo prawdopodobnie funkcjonuje on li i jedynie na papierze i nawet uczciwego bąka puścić nie potrafi, to jednak te barwy meksykańskiej flagi biorą górę.
No bo w końcu co można robić gdy już się wypierze i oporządzi wszelkie posiadane Dzieci, posprząta, odgruzuje łazienkę i zlew w kuchni i obejrzy w telewizji film o ośmiu męskich głowach w jednej sportowej torbie? Nieżywych jak wigilijny karp o tej porze stycznia? W upojną środową noc? Które – i to jest najgorsze – w pewnym momencie zaczynają śpiewać? I fałszują?
Oczywiście, że robi się homework i cichaczem wielbi Larsa, pomimo tego nawet, iż jest czystej wody debilem. Jednakowoż damy mu szansę, nie obetniemy cochones i przejdzie do następnej czytanki. W końcu na zdjęciu jest taki uroczy. I nie ma wąsów… co jest chyba dość wybitnym zjawskiem w książkach do nauki języka angielskiego. Nawet kiedyś myślałam sobie, że może oni dlatego tak niewyraźnie mówią, bo wszyscy mają wąsy i one – te wąsy w sensie – im przeszkadzają w wymowie. Ale po pierwsze nie bardzo wiem jakie wąsy przeszkadzać by mogły – chyba takie unurzane w betonie i odczekane nieco. A po drugie w mojej grupie badawczej nie ujęłam kobiet. Choć niektóre jak sądzę miałyby się czym pochwalić.
Doba więc nie dość, że mi się ładnie wydłuża, to i pogrubia, intensyfikuje i nie tworzą mi się na rzęsach grudki. Sama nie wierzę, gdy piszę Tateuszowi na karteczce swój grafik. Bo chciał. Bo chwilami nie wie kiedy może dzwonić telefonem a kiedy tylko zębami.
poniedziałek: 8.00 żłobek, 9.30-11.05 angielski, 11.30-19 praca
wtorek: 6.30 żłobek, 8.00 dentysta, Włochy, 11.00-19.00 praca, do 21.00 chór
środa: powtórka z poniedziałku + golenie nóg, pach, wkręcanie żarówek, wbijanie gwoździ i inne remonty
czwartek: 6.30 żłobek, 7.00-15.00 lub 8.30-16.30 praca, 18.00-21.00 chór
piątek: jezusmaryja jedyny bezpański dzień! w dodatku czasem kończę o 15.00 i akurat nigdzie nie wyjeżdżam! nic tylko umrzeć z rozpusty
soboto-niedziela: albo wolne albo dodatkowa praca w agencji… wprawdzie nie towarzyska bo reklamowa, ale też bywa wesoło
Wiem! W piątek będę chodzić na jogę. Albo osiągnę zen w inny sposób. Na przykład może sobie zejdę. Albo nie wiem. No po prostu doba z gumy. Zważywszy na fakt, że w większość miejsc innych niż praca, dentysta i angielski, ciągam ze sobą Loktora, wracając wieczornym autobusem do domu z niepodlanymi kwiatkami i nieodżywionym pająkiem w rogu sufitu, prezentuję całą soba obraz nędzy, rozpaczy i moralnej degrengolady. Lokator za to kwitnie i głównie podrywa. Dzieci muszą czerpać energię z kosmosu – inaczej bowiem niewyobrażalnym jest dla mnie by po całym dniu kwitnąć i głównie podrywać – a potem gasną gwiazdy… Jak Doda, czy inna Mandaryna-Wiśniewski.
Czy na nieuprzejmą uwagę obsługi pracownika koncernu IKEA skierowaną do Uroczego Larsa, mogę Uroczego Larsa wyposażyć w komiksową chmurkę z napisem FUCK YOU VERY MUCH !? Bo właśnie ustalam dialogi i nie wiem szyk zdania poprawny.
Z rzeczy ciekawych ostatnio robiłam teksty do katalogu Marksa&Spencera. Czad komando. Najpierw Haluta tłumaczyła z ichniego na nasze i wychodziło na przykład: spodnie dzianinowe, spódnica oficjalna i piękny pulower a ja z tego robiłam super hiper mega giga peany ku czci. Te wszystkie fenomenalne i absolutnie niezbędne w Twojej szafie tiszerty, gustownie przeplatane miękkim włóknem sweterki, eksplodujące kolorami topy i stonowane barwami ziemi szale, wszystko stylowe, eleganckie, pieszczące dotykiem i srające ogniem. Po prostu cud, miód i delicje. Moim osobistym hiciorem jest fraza: Nasza kolekcja "Błękitna Przystań" to doskonała propozycja na weekend za miastem. Poczuj się wyjątkowo… i tak dalej. A rzecz dotyczyła portek, swetra i koszuli.
Myślę, że to nawet lepsze od pisania horoskopów.
I promocji Tylko Dziś wiszących na szklepowych szybach w charakterze pożółkłych kartek, szczelnie wtopionych w otoczenie od lat.
I kiermaszy obuwia, centrum paznokcia, salonów prasowych i światów alkoholi w budce wielkości niewielkiego kiosku Ruchu.
I w tym wszystkim ja. Cała na biało. Oczywiście.
Książki czytam w tramwaju i metrze, muzyki słucham w pracy i przez sen, obrazy zapamiętuję w międzyczasie, notki głównie zapominam. Potem piszę z głowy i raczej jest chaotycznie. Ale mojo. Tak, mam zapełniony grafik. I ciągle żałuję, że nie mam kiedy iść na salsę i kurs pilotażu.
I chyba lubię to wszystko.
Tak w ogólności.
A mnie zastanwia, ile z tych niewyliczonych godzin przeznaczasz na sen? Bo zdaje sie nie tylko Lokator energie czerpie z kosmosu. Najwidoczniej ma to po mamie 🙂
Dobrze, ze wszystko dobrze.
PolubieniePolubienie
wszystko to jeszcze nie bo chorość nadal obecna ale przynajmniej już okiełznana i nie tak straszna
przysypiam na nudnych przystankach 🙂
PolubieniePolubienie
czy odnosnie zmian czasowo-wskazówkowych bralas moze pod uwage przemieszczanie sie ? byl kiedys gosciu, co to sie zalozyl ze ziemie okrazy w 80 dni i nagle sie okazalo ze mimo 80 ktore ma za soba do tego zeby bylo pelne 80 musi minac jeszcze jedna noc. jak dobrze poglowkowac, to moze sie uda.
wedlug googla Lars oszukuje. najblizsza ikea spod benia to pewnie w okolicach wembley, czyli bedzie za widoczna granica widnokregu. Lars powinien przeprosic niczym obsluga ikei larsa slodkim „i love you”
PolubieniePolubienie
„Studio włosa” (jednego) też jest 🙂
BTW, poproś szacowne kierownictwo o sjestę (wliczaną w godziny pracy) na zregenerowanie sił witalnych. Lokator ma taką porę w żłobku, a Ty powinnaś mieć w pracy.
PolubieniePolubienie
no masz a ja tyyhc głow nie oglądałam:( ,zapomniałam
bogaty masz dzien,znaczy sie dobę w zasadzie, bogaty w szeroko pojetym zakresie,w piatek mysle,ze moze mogłabyś lekko zwolnic i pzrychamowac na otomance kiwajac nózką,obrzydliwie tarzając się w czasowej rozpuscie:)
PolubieniePolubienie
… co też – przyznam po cichu – często czynię 😉
PolubieniePolubienie