Bardzo

Bardzo zaabsorbowały mnie dziś dwa słowa. Immanentny oraz wypasiony.

Wyglądają ślicznie, znaczą zupełnie co innego i jedno jest bełkotem z lekka filozoficznym a drugie bardzo nadal trędi ekspresywizmem.

Pierwszego użyjemy, gdy zamiast powiedzieć prosto i po ludzku „tkwiący w środku, wpisany” zechcemy zakręcić i wyjść na większych inteligentów niż ustawa przewiduje. Albo gdy zechce nam się napisać jakąś światłą rozprawę naukową. Bo w niej jakby nie wypada pisać normalnie i trzeba strugać wariata z każdego przymiotnika. Im więcej schorzeń tym lepiej. I tak nikt rozsądny nie będzie tego czytał, bo nie zrozumie a rozmaici Psorowie są na tyle skrzywieni, że zamiast powiedzieć do żony: cho no tu stara, rzekną: czy Twoje kontinuum mogłoby wykształcić odrębny byt w naszej dualności dusz a priori? W domyśle oczywiście zawsze istnieje część druga: czy też mam Ci wysłać zaproszenie Ty stara pokrako?

Drugie zaś stosuje się, gdy zamiast użyć jednego z pięknych naszych polskich synominów dobrego, wyjątkowego, robiącego wrażenie, zechcemy użyć jednego acz rozpowszechnionego już gniota. Wypasiony. Co to w ogóle znaczy? Mnie się to nieustająco kojarzy jednak z pastwiskiem i parzystokopytnymi przeżuwaczami, ewentualnie z wybiegiem w ZOO. Choć raczej wątpię by ktoś, używający sformułowania wypasiona bryka chciał wpisać swój samochód w scenerię traw, krowich placków i gzowych chmar nad mokradłami. Albo pośród stada nieco przybrudzonych i osowiałych antylop zamkniętych za żelaznym parkanem pokrytym stuletnią warstwą rokrocznie odświeżanej emalii.

Nie wiem czy piękna dziewczyna widziana ostatnio w tramwaju linii 24 na wysokości Placu Starynkiewicza ucieszyłaby się gdyby usłyszała, że dwóch chłystków ledwo odrośniętych od kaloryfera wypowiada się o niej wypasiona laska i dalej z zaangażowaniem godnym lepszej sprawy grzebie sobie w dziąśle. Bo że niby dobrze odżywiona czy jak?

Podobnie jak nie wydaje mi się by można było ją ku jej uciesze i przy pełnym zrozumieniu określić jako immanentną część tegoż tramwaju.

Wszystko zależy od kontekstu, nastroju i okoliczności, w jakich się akurat znaleźliśmy. Ja na przykład czasem uprawiam metanarrację, czasem bawię się słowami, dbam o rozwój zasobów lingwistycznych Syna i wzbogacanie wzmiankowanego zasobu słowami innymi niż kupa i siku, bo opowiadam o źródłosłowach i pochodzeniu patronów naszych starowolskich ulic, z których i Antek Rozpylacz i Mały Franek – najmłodsi powstańcy i o dendrologii stosowanej – czyli dlaczego klon jesionolistny zawsze rośnie sam i osobno. A czasem klnę jak szewc. Bo lubię.

Bo emocje mam pod czapką, a nie sumplement do encyklopedii.

Najdziwniejsze określenie, jakie usłyszałam kiedyś z ust pewnego młodego człowieka brzmiało: psycha mi klęka. Godzinę później byłam na jego wykładzie o wszystkich szaleństwach wielkich filozofów i jednej normalności Sartre’a.

I wtedy mnie psycha klękła. Klękła bo nawet nie klęknęła.

Bo jakoś nie mieściło mi się, że małolat z krokiem w kolanach i w zwyczajnym tiszercie z gołą babą może znać słowa, których mój znajomy ze studiów uczył się po nocach by wyrywać panienki z filologii, i których ni w ząb nie rozumiał.

Od tamtej pory dużo więcej mi się mieści.
Choć nadal za mało.
Ale to już nie kwestia pojemności.
Bardziej punktu widzenia.

4 uwagi do wpisu “Bardzo

  1. ja w kwestii formalnej, Maly Franek nie byl powstancem. to pseudonim Franciszka Zubrzyckiego, ktory byl tworca Gwardii Ludowej i zginal w 1942. moja rodzina mieszka przy tej ulicy. zawsze mnie zastanawia jak to sie stalo, ze sie oparla dekomunizacji. moze dlatego, ze tak fajnie, jakos cieplo brzmi, przynajmniej dla mnie:)

    a tak poza tym, to bardzo fajny blog, czytam Cie codziennie i wiernie kibicuje:) pozdrawiam!

    Polubienie

  2. Dokładnie no, „wypasiona laska” to tak jakoś przeciwieństwo komplementu, ja zawsze widzę taką wcinającą hamburgera i dopychającą kebabem. 😉

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Jo Anuluj pisanie odpowiedzi